Silny podjął obszerną gestykulację.
- Ja nie chce, – płaczliwie pisnęła Erna. – żeby Din jechał!
- Nie łam się, - ojciec dzieciom szturchnął Nowego Człowieka po męsku, w ramię. – mama się zajmie twoimi zwierzętami.
Lico Nowego Człowieka rozświetliła wewnętrzna lampka.
- Mama, - rzekł z emfazą. – postaraj się wyszczotkować żubra!
Kiwnęłam głową z aprobatą.
Oprócz stałego rytmu utrzymania pozostałych nielatów, pierworodny obciążył mnie odpowiedzialną misją doglądania wirtualnego zoo, zabawiania pary szympansów, nietoperze karmię mięsem, a papugi owocami. Rozmnażam surykatki. I regularnie szczotkuję żubra!
Wieczorem, przed wyjazdem, nie ominął nas Reisefieber, drużyna Erna/Nowy Człowiek nerwowo okrążała dom do dwudziestej drugiej z minutami, a to popili, a to coś zjedli, umyli zęby, wstrząsnęli poduszkami, bo ich cisnęły, za twarde.
O szóstej dwadzieścia osiem w poniedziałek Nowy Człowiek dźgnął Ernę zagrzebaną w ciepłą pościel, wykorzystał moment, kiedy na chwilę zniknęłam w sypialni.
- Jadę. – zaskowyczał w zaspane siostrzane ucho.
Erna wykopała się spod piernatów i na wpół nieprzytomnym głosem powtórzyła żałosną suplikację:
- Ja nie chce … żeby Din jechał!
Później szło już znacznie bardziej gładko, mimo opóźnionego autokaru.
Szkoła ukoiła rodzicielskie traumy regularnym serwisem esemesowym. „Jeżeli jest piętnasta, to mijamy Częstochowę”.
Około siedemnastej – Kraków.
Zadzwoniłam nazajutrz.
- I jak ci tam? – pytam.
W słuchawce zabulgotało. W tle – dźwięki jak z dużej przerwy w szkole podstawowej, z wysiłkiem odsączałam tembr głosu Nowego Człowieka od szumu drugiego planu.
- Jest dziecko u lam? – zapytał Nowy Człowiek.
- Jest. – odpowiedziałam. – Dobrze spałeś?
- Uhu. – Nowy Człowiek przytaknął niedbale. – Jesteś w kolejnym etapie?
- Jeszcze nie. – rzekłam.
Pilnie klikałam w zwierzęta po uśpieniu nielatów, ale moje doświadczenie hodowcy, w porównaniu z nowoczłowieczym, jest prze-marne.
- Dobrze się czujesz? – próbowałam drążyć. – Z kim śpisz w pokoju?Nowy Człowiek zwięźle opisał mi towarzystwo w sypialni tej i w tej za ścianą, po czym udał się w bliżej niesprecyzowanym kierunku. Zostawił mnie z pogłosem dużej pauzy w słuchawce.
Dobrze się bawi – co widać na zdjęciach ze szkolnego serwisu zapobiegającemu rodzicielskiej panice.
Co prawda raz zapomniał szalika i nie włożył pod kurtkę polaru, ale następnego dnia był już kompletnie ubrany.
I zmienił spodnie, ach.
Wiec tęsknimy spokojnie, nie wpadając w psychiczne urazy.
Biegnie Erna. Nie ma butów!
- Erno, - wołam. – załóż sandały!
- Nikt nie jest ideajny! – odkrzykuje Erna i znika, bosa, za ścianą.
******
Jeszcze nie wiem, jak się świętuje Epifanię.
Obsypywaniem złotem? Okadzaniem?
Poszliśmy na zimowy spacer. Silny to mistrz w chodzeniu po zmrożonej wodzie
(z matką ;))) ).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz