środa, 12 listopada 2014

2.263 [O 11.11.14]


Czytałam wczoraj posty na fejsbukowych profilach moich znajomych z Warszawy i nagłówki doniesień medialnych i skręcała mnie ta sama irytacja, co każdego roku tego dnia od kilku lat, nie ma to jak kultywować tradycję jedenastolistopadowej rozwałki.
Kulminacja nadeszła z wieczornymi wiadomościami w ogólnopolskim dzienniku.
- Stadion Narodowy ocalał – rzekła z ulgą spikerka, hipnotyzując oko kamery wytrzeszczonymi oczami – ale ucierpiały znaki drogowe i wiaty przystanków.
… oraz trawniki, chodniki, drzewa, ogrodzenia. Rowery miejskie. Autobusy, tramwaje. Fasady domów. Wymieniać dalej?
Szykowaliśmy się na wojnę domową jedenastego listopada?
Później kamerzysta wyłuskał z tłumu maszerujących ładną dziewczynę z długimi włosami.
- Trzeba być patriotą – wyrecytowała licealistka do podsuniętego mikrofonu. Promieniała uroczystym wzmożeniem. – Trzeba iść, a nie siedzieć!
Symptomatyczne w kontekście obecnie siedzących przez 48 godzin jej sąsiadów z marszu.

Niepodległość, patriotyzm, Wielka Polska, Bóg, honor, ojczyzna. Armia.

Na czele marszu, przed rozciągniętym banerem identyfikującym idących jako rzeczoną armię postawiono jedenasto- albo dwunastoletniego chłopaczka ucharakteryzowanego na powstańca warszawskiego. Bardzo, bardzo niefajnie. Bardzo mnie to dotknęło.
Mam wyraźnie inny słownik wyrazów obcych (ten, w którym tłumaczą, co znaczy patriotyzm i jak on się objawia) i mam inaczej skalibrowany patriotyczny diapazon. Rozumiem historyczne przebieranki, podziwiam grupy rekonstrukcyjne, co roku jeżdżę oglądać te prasłowiańskie w Grzybowie i te średniowieczne w Grunwaldzie, ale wszystko się we mnie sprzeciwia rekonstruowaniu powstania warszawskiego przy udziale równolatków moich nielatów. Nie. To okrutne. Niestrawne.
Po pierwsze – powstanie nadal jest świeże. Po drugie – to była masakra, a nie jakiś patriotyczny festiwal, żeby to sobie teraz „patriotycznie” odtwarzać przy świątecznych okazjach.
O makabryczny pomniku Małego Powstańca!
Kogo to kręci? Kto by świadomie wysłał swoje dzieci na śmierć?

W moim słowniku patriotyzm nie jest gotowością do złożenia ofiary z życia moich dzieci. 
Z mojego własnego też zresztą nie. Od mojego życia "patriotom" wara.
Boję się ludzi, którzy szafują takimi deklaracjami, boję się gładkich twarzy komunikujących do kamery „gotowość ofiary”. Wokół ciepły listopad, radosna rocznica niepodległościowych wydarzeń sprzed stu lat, a gładkie twarze płynnie obracają w ustach "patriotyzmem-poświęceniem-ofiarą". Oraz Bogiem, honorem i ojczyzną. Oko im nie drgnie.
A ojczyzna to kostki brukowe powyrywane patriotycznymi dłońmi chuliganów i zdemolowane wiaty.
Boję się tego, co gładkie twarze mają w głowie. I tego, że znajdują tak potężny odzew wśród dwudziestolatków i gimnazjalistów ucharakteryzowanych na powstańców.

Oraz, niestety, wśród chuliganów.
Życzyłabym sobie kiedyś wiarygodnej wykładni. W którym to dokładnie miejscu bogoojczyźniany patriotyzm się płynnie przesącza w klanowe rozgrywki zadymiarzy? I dlaczego mam traktować poważnie deklaracje gości o gładkich twarzach, jeżeli ich „Bóg, honor, ojczyzna” się skanduje przy akompaniamencie wybuchającej racy?
I kostkę brukową też trzeba wtedy wyrwać i nią cisnąć w policjanta. A twarz, zawczasu, ukryć za maską.


----------------------------------------------------------

W Poznaniu 11 listopada był, jak zawsze, świętem słodkich jak ulepek rogali. Rogale się - tradycyjnie - jadło wprost z tytki na ulicy, przed straganem. Balony z helem ulatywały nad tłumami, pachniało watą cukrową z dodatkiem kolorantów, grał kataryniarz. Tandetne, odpustowe święto całego miasta, lubimy chodzić 11 listopada na ulicę Święty Marcin.
A patriotyzm to płacenie podatków i wrzucanie odpadków do kosza.
Oraz zwrócenie ekspedientce uwagi, że wydała za dużo reszty. Bo patriotyzm to uczciwość w drobnych i w dużych sprawach. I dbałość o wspólną przestrzeń - chodnik, wiatę, fasadę.

11 listopada jestem bez zastrzeżeń dumna z Poznania, z poznańskiej umiejętności zabawy tego dnia, ze świętowania w tłumie na ulicach, pełną parą. Z jedzenia, tańców, śpiewania.
A w repertuarze niekoniecznie „My, Pierwsza Brygada”.








19 komentarzy:

  1. Amen, amen, amen! Jakże się zgadzam z Tobą. A myślałam, żem taka oryginalna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. i w Krakowie było rodzinnie, było wspólne, radosne śpiewanie, to nic, że "przybyli ułani"

    OdpowiedzUsuń
  3. jak zwykle się podpisuję
    oraz pomiar tkanki tłuszczowej mnie zainteresował tak przy okazji... )))

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja mam wrażenie, że tylko w Warszawie nie wiedzą czym jest prawdziwy patriotyzm... W każdym innym mieście były cudowne festyny, parady, zabawy, odpusty - jedno wielkie jedenastolistopadowe świętowanie odzyskania niepodległości. Tyle, że gawiedź jak zwykle chętnie ogląda jak się ludzie kostkami brukowymi nawalają i jak się krew spod masek leje. Bo i cóż ciekawego jest w tym, że ludzie potrafią się cieszyć, fajnie bawić i współnie w zgodzie jeść gęsi i rogale marcińskie... Przy okazji - takie proste wyliczenie. Straty w stolicy to ok.90.000 zł, zatrzymanych - ok.200 osób. Niech każdy z nich zapłaci karę grzywny po 450 zł - uzbiera się kwota na odbudowę Warszawy...na rok. Do koljenego marszu Niepodległości... Guzik mnie obchodzi czy zapłaci ten chuligan w kominiarce, jego biedna matka-emerytka-rencistka, która nie będzie miała za co leków wykupić przez kolejny miesiąc, czy prawnik Krzysztofa Bosaka. Może jak się im do kieszeni dobiorą, to rozum z tyłka przejdzie do głowy. A poza tym - proponuję przez kolejny rok czy dwa nie pokazywac w tv relacji z zamieszek tylko piękne radosne parady - mam nieodparte wrażenie, że ci "patrioci w kominiarkach" mają zwykłe parcie na szkło - choćby i z zakrytą fizis! A nic tak nie boli celebrytów jak cisza o nich...

    OdpowiedzUsuń
  5. rok temu świętowaliśmy w Poznaniu, z rogalem w tytce, gęsim puchem pod Ratuszem i bananem na twarzach :) dla nas, małomiasteczkowców, było bardzo atrakcyjnie, wdzięcznie i patriotycznie. i mogłoby tak być wszędzie i zawsze...

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze blade, odczepcie się od Warszawy! Na rozróbę pt. Marsz Niepodległości zjeżdża się przecież chuliganeria z całej Polski - wystarczy przyjrzeć się transparentom. Nic dziwnego, że u was spokój.

    W Warszawie były tego samego dnia 2 inne imprezy, skupiające (wg prasy; ja hodowałem w Gdańsku zapalenie ucha, więc naocznie nie sprawdziłem) podobną liczbę uczestników: Bieg Niepodległości i marsz Razem dla Niepodległej. Na tym drugim byłem w zeszłym roku - bardzo sympatyczna impreza, z "Pierwszą Brygadą" i "Maszerują strzelcy", bo przecież na miejscu i nie szkodzi. No, ale w pamięci zostają tylko doroczne "rozpałki narodowe"...

    Co do pomnika Małego Powstańca - to mam pewnie mniej jednoznaczne uczucia od Ciebie, Zimno - wzdrygam się, gdy widzę przewodników grup dziecięcych, pokazujących im małego pocztowca w za dużym kasku w brązie i podającym go im za wzór, ale pamiętam też, jak 30 lat temu, gdy go postawiono na Barbakanie, druh - staruszek, prowadzący naszą drużynę zuchową, półgłosem i ze ściśniętym gardłem opowiadał, jak tą właśnie drogą uciekał z grupką sanitariuszy - harcerzy z bombardowanego Starego Miasta - i niemal w tym samym miejscu, gdzie dziś stoi pomnik, zginął najmłodszy z jego podopiecznych. W tym mieście pamięć o Powstaniu nie może zamknąć się w sformułowaniu "masakra" - choć nią było.
    No, ale rekonstrukcje - brrr, pełna zgoda, to po prostu kłamliwe robienie dzieciakom wody z mózgu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki, Goldie!
      Wielkie dzięki za głos rozsądku w sprawie rozróby zwanej Marszem Niepodległości , w której to najbardziej warszawska była owa kostka brukowa ... Pod hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna” co roku – od czasu, kiedy podzieleni zostaliśmy na „prawdziwych” i „farbowanych” Polaków – wyrywają ją z warszawskich trotuarów nie tylko miejscowi „patrioci”, ale i ich koledzy na gościnnych występach zarówno z Rzeszowa, jak i Krakowa, Poznania, Szczecina czy Gdańska. I jeszcze wielu innych polskich miast, w których godnie i radośnie obchodzi się Święto Niepodległej.
      Wielkie dzięki za zwrócenie uwagi tutejszej Gospodyni i Jej gościom, w jaki sposób warszawiacy (i ci z dziada-pradziada, i ci nowi, co to „dla chleba” …) potrafią cieszyć się kolejną rocznicą Niepodległej!
      Wielkie dzięki także za opowieść o Druhu Powstańcu - instruktorze zuchowym.
      Cóż...patriotyzm dla każdego pokolenia ma inny wymiar.
      Dla dzieci z Wrześni był modlitwą w języku Ich matek i ojców…
      Dla warszawskich zuchów i harcerzy’44 najpierw farbą, którą malowali kotwicę na murach, a później – niestety – torbą z powstańczymi listami…
      Czym powinien być dla pokolenia tutejszych Nielatów? Szacunkiem dla ludzi, dla ich pracy? Szacunkiem dla wspólnej – i cudzej – własności? Przyjęciem – oczywiście na miarę młodocianych możliwości - współodpowiedzialności za świat, w którym żyją? Ale może także pamięcią i szacunkiem dla tamtych wyborów, bez względu na własną ocenę historii ?

      Usuń
  7. No więc znowu zrobiliście wszystko prawidłowo i idealnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. W mojej warszawskiej cukierni też sprzedawali w tym dniu rogale, reklamowane juz od września na pstrokatym bannerze jako "ROGALE M..." Kosztowały... 6,50 zł, a ustawił się po nie dlugi ogonek. Byly nie tylko w tej najczęściej odwiedzanej przeze mnie cukierni, ale chyba we wszytkich warszawskich. Taka moda... od 3-4 lat.

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja z racji pełnionego zawodu spędziłam 11 "w pracy". ale nie żałuję. przygotowałam przedstawienie w zabytkowym kościele- takie klasyczne, z "Brygadą", ale też i ze "Spieszmy się" i "Wolnością" Grechuty. Moi uczniowie uwielbiają angażować się właśnie w tego typu przedsięwzięcia- wspomnieniowo- patosowo-refleksyjne. Było pięknie. Przy "Dziwny jest ten świat" ludzie płakali. A na "Murach" wszyscy wstali i śpiewali razem z licealistką....
    A potem, z racji pogody, poszłam z dziećmi i mężem na grila do znajomych:))))))))))))))))))))))))))))
    łolka

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale też zdaje się żadne inne polskie miasto nie zostało zburzone do gołej ziemi, tak jak Hiroszima. Trudno żeby obchodzić to w charakterze festynu... Swoją drogą dość ciekawe, że data 11 listopada wiąże się z innym etapem naszej historii. Mieszkam w Warszawie jako ludność napływowa za chlebem, nie pałam sympatią do miejscowych, ale rozumiem ich nieco inne podejście do takich rocznic.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak wyglądał Marsz Niepodległości; ok. 100-150 tys uczestników wyjątkowo spokojnych i zdyscyplinowanych. I tylko pojedyncze, bardzo pojedynce osoby w maskach.

    https://www.youtube.com/watch?v=5n3BksY4AbU

    tutaj relacja policyjnego komentatora NA ZYWO. Jak widać, nie wszystko było kontrola relacjonujacych, bo tu nagle taka prawdziwa do tego fachowa ocena:

    https://www.youtube.com/watch?v=9T9vGPkdRvc

    a gości w maskach - o dziwo czarnych, takich samych jak bojówki, które napadły na Marsz Niepodległości - można było spotkać tutaj:

    https://www.youtube.com/watch?v=Ieq339hBS7k

    "Dziesiatki tysięcy" na marszu prezydenckim wyglądały natomiast tak:

    http://www.dlapolski.pl/tlumy-na-pochodzie-komorowskiego-11-11-2014

    ps. jesteś inteligentna dziewczyna, z pewnością potrafisz wykonać kilka kliknięć myszka. Zastanawia mnie - jaki jest powod, dla którego piszesz tak ewidentna nieprawdę? warto?

    AoL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam za dość nieprofesjonalne porównywanie narodowców z lewakami i mówienie: a oni (lewacy) też wykrzykują hasła pełne nienawiści, więc to oni są tymi złymi.

      Bardziej odpowiedzialnym wydaje mi się porównanie metod narodowców i rasistów z metodami lewaków.
      Czy ktokolwiek kiedykolwiek słyszał o pobiciach, zbrodniach i morderstwach, którego autorami byliby lewacy? To narodowcy i rasiści uciekają się do najbardziej agresywnych metod, pobić i mordów, najczęściej obcokrajowców. Mówię tu o danych z kraju zza zachodniej granicy.

      Mówienie więc, że lewacy to też ci źli, jest dość naiwne i krótkowzroczne.

      l.

      Usuń
    2. > Mówię tu o danych z kraju zza zachodniej granicy.

      A my tu mówimy o Marszu Niepodległości.

      Ale dobrze. Nie ma znaku rownosci miedzy polskim "narodowcem" a niemieckim nacjonalista, tak jak nie bylo pomiędzy polska endecja a niemieckimi "nazi".

      Ale wracamy do tematu. 150 tys uczestników, bez masek (z bardzo, bardzo pojedynczymi wyjatkami) przebieg marszu - można sobie zobaczyć, wyjatkowo spokojny. Nigdzie na swiecie nie zdarza sie impreza na ta skale, o tak pokojowym przebiegu, jak ten marsz. Bojówki - ubrane na czarno - przyszły z zewnątrz. Komentarz Lorantego, negocjatora policyjnego - jednoznaczny. Co pisze prasa mętnego nurtu - oraz Autorka- i jak to sie ma do faktów- ocenić można samemu.

      I znowu- nie mowimy o ruchach lewackich, mowimy o manifestacji Antify. Uczestnicy byli w przewazajacej czesci zamaskowani i ubrani na czarno, podbnie jak owe bojowki, co oczywiscie moze byc przypadkiem. Przebieg marszu - o zdecydowanie agresynym wydzwieku.

      Nic więcej i nic mniej.

      AoL

      Usuń
    3. No ale jak tu można mówić o obiektywnej relacji i o tym, "jak było naprawdę", jeśli filmy wychodzą spod ręki telewizji Republika, która pokazuje wywiad z młodym grzecznym prawicowcem i kilka tendencyjnych, bo emocjonalnych wypowiedzi działaczy Antify. Notabene nie rozumiem, dlaczego nie ma być ona ruchem lewackim? Chodzi o to, że jest bojówką? W każdym razie najbardziej "radykalny" ruch lewacki nie ucieka się do metod, które stosują light-nacjonaliści...

      Nie rozumiem również, dlaczego polskiego narodowca nie można porównać z narodowcem niemieckim?

      l.

      Usuń
    4. mnie się bardzo podoba zwrot "bardzo pojedyncze osoby w maskach":)))))
      ciekawe, jak by wyglądały BARDZO MNOGIE OSOBY W MASKACH.dwupłciowe??????????????//
      łolka

      Usuń
  12. Zimno,
    Mój komentarz nie ma związku z tekstem.
    Kupiłam sobie wczoraj Twoja książkę. Wcześniej jakoś nie było czasu, albo raczej nie odczuwałam aż takiego pociągu do tematu. Ale wczoraj zapragnęłam właśnie tej lektury, więc ściągnełam przez empik, pamiętając z moich licealnych lat, że lubiłam czytać o rosnącym w brzuchu i poza nim Nowym Człowieku na Tamtym blogu. Zachęciły mnie też liczne recenzje, że to nie martyrologia, ani nie pean ku czci macierzyństwa.
    Nie chcę tu uprawiać swojej recenzji, ale skończywszy książkę i zasępiwszy się na chwilę, mam taką subiektywną niewątpliwie refleksję, że klimat "Projektu...", czy też może wydźwięk, jest... przygnębiający.
    W każdym razie dla mnie, na fali hormonów pierwszo-trymestralnych.

    OdpowiedzUsuń
  13. To może dbałość o fleksję? Ulica św. Marcina i na taką się chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może dbałość o risercz, przed wrzuceniem przemądrzałego komentarza?

      http://pl.wikipedia.org/wiki/Ulica_%C5%9Awi%C4%99ty_Marcin

      Usuń