czwartek, 16 października 2014

2.257 [O puszczaniu tekstów w świat]

zaleca się co najmniej jednorazową aplikację youtube’owego linka przed rozpoczęciem lektury.
celem neutralizacji przekazu ;))))



Przyśniła mi się droga E45, która w tym akurat miejscu jest chyba nadal Autostradą Słońca i łagodnym łukiem w prawo się przebija spomiędzy bloków w stylu Rataj albo Piątkowa wprost na krater wulkanu.
Jechałam z Iwoną, sen jeden wie, dlaczego z nią właśnie.
Zobaczyć Wezuwiusz - Roma Roma Napoli amore mio! - i się dać oczarować na amen.
- Panie się cofną, - rzekł do nas po polsku jakiś miły Włoch – z góry eksplodują trujące gazy.
- Nam nie przeszkadza – prychnęłam, a Iwona się rozpłynęła robiąc miejsce dla moich nielatów.
Kilka sekwencji dalej torowaliśmy sobie drogę wśród lian, narracja w stylu przygód Froda w drodze do Rivendell w trawestacji na, powiedzmy, PS Quatre. Nienazwane zło się czaiło w załomach skalnych, a my przed nim umykaliśmy, sprawnie skacząc po kępach mchu, wśród wysokiej trawy.
Freudowski sen pomiędzy jednym budzikiem o szóstej trzydzieści, a kolejnym – następnego dnia. W międzyczasie to i tamto.
Prawdziwa Iwona, z ubrań i ciała wyciągnęła rękę i smyrgnęła mnie po twarzy.
- Masz siwe włosy!
Mam.
Co prawda wolałabym być jak Frodo, spomiędzy czasu, ale wiek nielatów świadczy przeciwko mnie, ucha cha. Tym bardziej, że się zabrałam za rodzicielstwo w wieku przedemerytalnym.
Więc nie pobiegłam do lustra, żeby wyskubać siwe pęsetką.
Zjadłam kanapkę.
I tak dalej, dalej ...


A po co w ogóle ten przydługi wstęp?
Otóż stało się jakimś cudem tak, że parę tygodni temu i niemal w tym samym czasie Wysokie Obcasy poprosiły mnie o zacieśnienie współpracy, a portal Mamadu, w osobie Boskiej Matki, zaproponował(a) mi skok na główkę, w toń nowego serwisu.
I teraz patrzę (cała radosna, zaszczycona i tak dalej) na swoje teksty w obcych miejscach i jednego dnia mi się wydają całkiem ładne, a kolejnego – cudze, nie moje, pokraczne. Bastardy.
(na komentarze właściwie nie powinnam wcale patrzeć)

Różnica położenia jest z pozoru kosmetyczna, i tu, na blogu, i tam jestem w bezkresie internetu, w nigdzie i we wszędzie. Różnica się sprowadza do iluzorycznej władzy nad własnymi literami – tutaj je, teoretycznie, mogę szlifować każdego dnia. Tam – nie. Tam się eksponuję z tym albo z tamtym, w jakiś sposób żałosna ze swoimi poglądami. Śmieszna i bezbronna. Napisałam i jest napisane.
(tak, dzisiaj jest dzień gorzkich żali)

Z intymnego dziennika blogerki (takiego dziennika z szuflady): jak stawić czoła własnym tekstom i temu, jak je odbierają, o przeklęta przestrzeni internetu, o parszywy feedbacku online.
Dzisiejsza litania się w sumie dość ściśle wiąże z lajkami.

Przeczytałam ładne zdanie, które mi ujmuje sedno sprawy:

[rozmowa Violetty Szostak i Marcina Kąckiego z Joanną Krakowską „Jesteście konformistami”, Duży Format; 9.10.2014]


Zostało to co prawda wyartykułowane w kontekście analogowym, ale i do internetów się nada.
Bo to przecież nie kłamstwo, że jestem w tym, co piszę ze swoimi flakami, swoją herstorią, co prawda nie żyłowaną do poziomu składników dania z obiadu, ale poziom „jak postrzegam świat, łypiąc ponad głowami moich nielatów” to też intymny hardcore. Śmieszna zza moich liter.

I jakoś mi głupio, o, głupia!, za każdym razem, kiedy mi ktoś doradza na fejsbuku antykoncepcję (spóźnioną o dwanaście lat), zamiast pisania. Albo wzięcie się w garść, a nie narzekanie. Obok lajków kwitnie doradztwo. Dosadne, zawsze trafne.

Dzisiaj jest stylizacja na łzawą bubę, ale co tam.




A konkluzja jest taka, Drodzy Czytacze, że się wstydzę swoich tekstów w miejscach publicznych i się z nich cieszę zarazem, zupełnie jak z nielatami wypuszczonymi w świat, idealnie tak samo.


17 komentarzy:

  1. Mawiał mój śp. dziadek "Wstyd to kraść" ... także, o, zimno ... niech Ci się pisze bezwstydnie :o)

    OdpowiedzUsuń
  2. => Poranna: jest w tym mądrość pokoleń, które za nami ;))))

    OdpowiedzUsuń
  3. No ale jakaś siła pcha jednak w to pisanie... być może radości jednak więcej z tego...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zimno: myślę że haczyk polega na też na tym, że tam jest to jeden tekst wyciągnięty z kontekstu. Stąd może zostać odebrany zupełnie inaczej niż tutaj. Tutaj jest pewnego rodzaju continuum I jeśli kogoś nurtuje, pogrzebie w archiwum I innych linkach I może sporo wywnioskować. Przy pełniejszym obrazie łatwiej o zrozumienie. Jakby tak zarzucić statystycznym żargonem: nie jest to reprezentatywna próbka :) więc jakiekolwiek hipotezy żeby już nie wspomnieć o wnioskach są niemiarodajne. Ciekawe czy Cię ta argumentacja przekonuje haha...
    aga.ta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => aga.ta: oczywiście, że masz rację, w kontekście całości fragmenty się czyta inaczej :)

      Usuń
  5. A mawiali drzewiej także: litera się nie rumieni! :)

    Ale ja to widzę tak, że rumieni się, bo duma.

    Ta, co nie duma, ta, co strzela z komenta mordą stuprocentowej pewności, purpurą się nie zleje. Ani nawet świnkowym różem.

    Myślę, więc się rumienię.

    Błogosławiony bądź, rumieńcu refleksyjny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Taka Niezaradna: jestem cała w świnkowych różach od Twojego komentarza!

      Usuń
  6. I moglabym skopiowac ten tekst, zamienic pisanie na rysowanie i opublikowac u siebie.
    A jednak, puszczam co chwila barierki i skacze na glowke pokazujac strachom gole posladki.

    Mantra jest bowie jedna, spreparowana przez Katachreze w pigulke:
    "Zrobione jest lepsze od niezrobionego.
    Zrobione jest lepsze od niezrobionego z lęku przed niezrobieniem dobrze."
    http://dziennikfrazeologiczny.blogspot.de/2014/10/marchewka.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => bebeluszek: NAPRAWDĘ?
      masz to z Twoimi baśniowymi rysunkami?
      ech ... dlaczego, po co i jak to?

      (a koleżanka Katachreza oczywiście genialnie to ujęła, czytałam ;))) )

      Usuń
    2. Spowiadam sie wam siostry... Bebe sklonila mnie bym napisala tekst wiekszych rozmiarow na zadany temat. Pisalam jak wsciekla, nieco tylko zaniedbujac liczne dzieci i bardzo mnie to pisanie cieszylo. Tym bardziej, ze nie przypuszczalam, ze potrafie wylac z siebie az na tyle znakow ze spacja! Od kilku dni ten tekst ogladam i miewam momenty, ze robie sobie sama meksykanska fale, jak rowniez te, w ktorych szukam w Wordzie opcji 'spal'.
      Dobrze wiedziec, ze nie tylko u mnie rumieniec refleksyjny w kolorze neon pink.

      Usuń
    3. => Kaczka: czy my wszystkie to mamy?
      czy da się przeciwko temu zaszczepić?
      i mieć tak dobre samopoczucie na temat własnej grafomanii, żeby się nie oblewać świńskim różem za każdym razem?

      Usuń
    4. Pewnie się da bezrefleksyjnie wielbić swoją twórczość. Najprostszą drogą chyba jest zmiana płci.
      Dotyczy zresztą nie tylko twórczości, ale także na przykład zachowań rozrywkowych. Panom znacznie łatwiej przychodzi nie wstydzić się...

      Usuń
    5. => Monika: kwestia wychowania?
      bo nie chciałabym tego zwalać na chromosom Y.

      Usuń
    6. Pewnie wychowania. I nawet nawet takiego na poziomie akulturacji i socjalizacji. Na które wpływ mamy ograniczony :-( Ale zauważalnie widać więcej facetów gadających od rzeczy i jeszcze będących z tego dumnych. A kobiety nawet jak mądrze, to jakoś nieśmiało.

      Usuń
  7. a ja tam lubię Twoje teksty Zimno, nawet jeśli zdania są za długie i czasem przeintelektualizowane, to zawsze jednak masz coś mądrego do powiedzenia :))) lubię i nawet kupiłam Twoją książkę ;p UrszulaGA

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałam podobną refleksję jak Monika. I myślę, że zachowanie pozornie bezrefleksyjne czyli pokerowa twarz to rzecz wyuczalna. To, co dzieje się w środku jest kwestią wrażliwości. Czy wrażliwość jest wyuczalna - nie wiem. Myślę, że do pewnego stopnia tak. Idealnie byłoby mieć jedno i drugie, ale nikt doskonały nie jest. Wolę czytać Twój tekst z potknięciami i patrzeć, jak Twoja autorefleksja powoduje, że następny jest jeszcze lepszy. A nawet, jeśli będzie doskonały, zmaskulinizowany i bezwstydny, to i tak pomyślę, że zanim puściłaś słowo w świat, obejrzałaś je z każdej strony i przeczytałaś 100 razy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciut spóźniony ten komentarz, ale co tam... Prawda jest taka, że dopiero odkryłam (przez zupełny przypadek) Twoje istnienie, Kobieto i Matko! I zostałam "kupiona" dożywotnio! Przeczytałam post o świętowaniu 11 listopada i poczułam się, jakbym to ja sama ręcami własnymi napisała. Ale do rzeczy. A propos wypowiedzi powyższej. Nie wiem, skąd i dlaczego to się bierze, ale ja też wstydzę się swoich tekstów w miejscach publicznych. Ale skoro nie jestem w tym osamotniona, to być może nie ma w tym nic nienormalnego. Popełniłam i popełniam w życiu różne teksty. Tych nazwijmy je "naukowymi" czy "popularnonaukowymi" się nie wstydzę. Ale te, w których uprawiam prywatę, sprawiają, że czuję się, jakbym stanęła nago przed Episkopatem Polski. Choć kiedy piszę, to nie mam najmniejszego problemu z odkrywaniem swoich emocji i przeżyć. Nie mam nawet problemu, żeby podpisać się pod tym imieniem i nazwiskiem. Ale jak już zobaczę w gazecie, to lica zaczynają pałać, a myśl wypełnia jakieś dziwne zażenowanie, że się tak obnażyłam publicznie. Z drugiej strony jest satysfakcja i duma, i mężowi by się chciało podsunąć, żeby pochwalił. Ot, takie to dylematy podrzędnej pisareczki...

    OdpowiedzUsuń