czwartek, 2 października 2014

2.253 [O wódce, udach, księżniczkach oraz innych atrakcjach]


Przede wszystkim chciałam tu poczynić zastrzeżenie, że nie zamierzam konwertować mojego dwunastoletniego bloga-staruszka w fotoblogaska. Po pierwsze – nie umiem robić zdjęć, po drugie – nie mam należytego aparatu, a po trzecie przez dwunaste – oto kolejna z fotonotek, Drodzy-Nadal-Czytacze, ponieważ na słowa (płaczę! płaczę!) ciągle nie mam chwili czasu.

Pojechaliśmy otóż właśnie ekspresowo, zawodowo na pobieżny rekonesans …



Tak, kierunek Karlovy Vary aka Karlsbad, Karel Gott, Helena Vondráčková, ołówki Koh-I-Noor i inne zakazane (a kuszące) atrakcje socjalistycznego świata.
Buty Bata.
Tylko sześć godzin stąd. Kiedy się przebudziłam z płytkiego snu na siedzeniu pasażera (wyjechaliśmy w piątek po szkole i pracy), za oknem się rozciągał porządny, ciemny niemiecki las, między porządnymi niemieckimi miejscowościami. Refleksja trochę nie na temat, chociaż w sumie też na temat – to irytujące i zawsze mnie to wkurza tak samo, że właściwie wystarczy kilka puszek farby. Albo gęsty żywopłot zamiast betonowego parkanu. 
Wystarczy wykarczować chwasty. Zebrać graty sprzed domu. I jest ładnie. Jest niestety naprawdę porzundnie u sąsiadów za Odrą i za Nysą Łużycką, co tylko po części się rzuca w oczy z autostrady (a nią zwykle przemykamy przez rzeczony kraj, byle dalej).
- Sacré bleu! - zaklął szpetnie Książe Pan.


Po czym się rozejrzał po witrynach i fasadach.


Cóż, Karlsbad jest mianowicie wszechstronnie przygotowany na inwazję. I nie, nie śmieszy mnie to. Wcale. Recepcjonistka w hotelu mówiła do mnie po rosyjsku, wychodząc z pokręconego lingwistyczno-politycznego założenia, że po rosyjsku zrozumiem znacznie lepiej, co nie mogło być prawdą. Łapałam sens na wspólnych słowiańskich łączach między wyrazami i odgrzebując dawno zarchiwizowane w zasobach Извините, пожалуйста! 
No i przez dwa dni oglądałam moskiewskie dzienniki, a kto nie widział, ten niech przyjmie zapewnienie, że nie jest to mini-mini, ani nie discovery channel. Przez dwa dni ciurkiem defilady, dekoracje generalicji medalami, błyszczące pagony, dzieci z kwiatami i generalnie wyłącznie militarne klimaty.

Tymczasem w cywilnym czeskim świecie dobrze się miewa szczucie udem.
Ze względów zawodowych to utrwalam. Pochylam się nad tym z brakiem wyrozumiałości, że nawet do garażu nie da się inaczej wjechać, jak między udami atrakcyjnej pani.


No więc siup, na te smutki. Po kielichu.
Wiedzieliście, że Beherovka pochodzi z Karlowych Warów? Że ja tutaj sprokurowano w 1807 pod ksywą Becherbitter i tak dalej.
Zajmujące.


Niemal tak, jak pytania fundamentalne.
Czy jest Bóg?
Ano.
Ne.
Možná.
Prawidłowej odpowiedzi szukaj na kurzyalfa.
… rosyjski jest w tym stanie rzeczy zdecydowanie nieodpowiednim językiem do komunikowania się w Karlowych Warach.


… a kiedy idziesz i idziesz promenadą wzdłuż rzeki Teplá i sączysz ciepłą mineralną wodę z dzbanka (z wygiętą szyjką) i się napawasz wytwornym klimatem, możesz się całkiem przypadkowo natknąć na księżniczkę, która lata temu zwiała z bajki o Sindbadzie Żeglarzu.
A teraz trochę jej napuchły stopy. Cisną buty.
I jeszcze ma jakieś zakupy w najbliższym spożywczym w planach.



To jest naprawdę miłe miasto.
Z którego przywiozłam do domu pierwszego w życiu syna-nastolatka.
I jestem od dwóch tygodni nastoletnią (… w stażu …) matką, dziwne, jak czas dziko przyspiesza.

Doprawdy. 






2 komentarze:

  1. fajny wyskok :) obejrzałam kiedyś (zupełnie dobrowolnie i świadomie) ruski talk show z Putinem jako odpowiadającym na pytania telewidzów. och, jakże często miewali problemy z zerwanymi łączami... na nic mit "nie gnijotsja, nie łamiotsja", wyłączyłam po 20 min, bo zaczynało pachnieć Czernobylem z ekranu ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => gwiezdna: wyskok bajeczny, a pranie mózgu w rosyjskiej tv koszmarne :)

      Usuń