wtorek, 7 października 2014

2.256 [O lajku]


Miałam w perspektywie wieczór bez nielatów, w anonimowym pokoju hotelowym na końcu świata, rozłożyłam papiery na wąskim łóżku, żeby się przygotować do rozprawy i – o, przeklęta biegunko mentalna! – weszłam tylko na sekundę w facebooka, żeby sprawdzić, co się zdarzyło w nieodległych galaktykach w czasie, kiedy jechałam autostradą.
Umarła Anna Przybylska.
Traf chciał, że przeczytałam tę przesmutną wiadomość mniej więcej w kwadrans po jej opublikowaniu na profilu jednego z poczytnych portali. News miał już wtedy ponad 700 kliknięć „lubię to” i ich liczba ekspresowo rosła.
I tak siedziałam nad stertą zadrukowanych kartek i nad monitorem z wiadomością o śmierci obrastającą w lajki.
Nieuleczalna choroba i śmierć młodej kobiety, troje dzieci, które zostały bez mamy, żałoba rodziny wystawiona na publiczny ogląd, na ostrzał kciuków wzniesionych w geście aprobaty. Ech …
Napisałam na fejsbukowym fanpejdżu bloga, że nie rozumiem tych lajków.
Jak można lubić ból tych, którzy zostali? Bezrefleksyjnie klikać lubięto lubięto, och jak bardzo to lubię i chcę dołączyć z moim lajkiem do pozostałych klikaczy …
„Lubię to” jest w języku polskim wyrażeniem jednoznacznym – zauważyła jedna z dyskutantek.
Ale zaraz odezwały się inne głosy. Że chyba oszalałam uważając, że „lubiący to” lubią to w znaczeniu literalnym.

Zacytuję Katarzynę Czajkę, blogerkę znaną jako „Zwierz popkulturalny” (Katarzyna wie o cytacie i się zgadza na rolę adwokata diabła), bo to, co napisała o lajkowaniu jest najbardziej spójnie i oddaje istotę sprawy:

Lajkowanie na facebooku już dawno nie jest przejawem dosłownego lubienia czegoś tylko np. informacją o tym że ktoś przeczytał informację że do niego dotarła że nie poszła niemo w eter. Mnóstwo osób np. korzysta z przycisku lubię to by zaznaczyć że przeczytało czyjąś wypowiedź w internecie. podobnie ludzie klikają lubię to by zaznaczyć że coś zobaczyli, że informacja do nich dotarła. Po prostu znaczenie przycisku lubię to bardzo się zmieniło i nie oznacza dosłownie lubienia na zasadzie że coś jest fajne. Tak po prostu działa teraz facebook a nie ludzie są bez uczuć.


Powiem tak.
Nie siedzę w internetach od ubiegłego czwartku. Mniej więcej ogarniam, o co chodzi z kliknięciami (mniej więcej, bo zasadniczo jestem przecież zaśniedziałym cyfrowym dinozaurem). Co nieco kapuję z fejsbuka i tak dalej, ale nie jestem w stanie przyjąć, że można przyjąć za swój taki „uzus” (to też z komentarzy), że „lubi się” śmierć, chorobę albo wypadek.

Wyobraźmy sobie – będzie anegdota wymyślona na potrzeby tej notatki - że pewna korporacja, która nas wszystkich zatrudnia w bajecznych warunkach pracy (a wokół bezrobocie …) ustala taki mianowicie regulamin, że każdą osobę, która zostanie zwolniona z pracy będzie się żegnać gromkimi wybuchami śmiechu.
Zwolniony pakuje manatki, a my w chichot.
Drżącymi rękami po raz ostatni w tej pracy zakłada płaszcz – a wszyscy współpracownicy pokładają się z radości. Dostają od tego czkawki.
Zwolniony otwiera drzwi i patrzy za siebie ostatni raz – a tu rechot, oklaski, zabawa. O buacha cha cha.
Bo w końcu taki jest regulamin. Taki jest nowy usus. Takie jest nowe zastosowanie śmiechu, wymyślone przez fantastycznego pracodawcę. Co prawda do tej pory śmiech był stosowany inaczej, i właściwie nadal jest, także w naszym zakładzie pracy, ale korporacja rozszerzyła sposoby aplikacji śmiechu, do – w szczególności – redukcji, restrukturyzacji oraz zwolnień z pracy.
I basta.

Głupie, nie?
Mniej więcej tak samo idiotyczne, jak lajkowanie wypadków.

Jedna z komentatorek pod tym fejsbukowym wpisem, o którym piszę tutaj cały czas wspomniała o tym, co kiedyś sama napisała na swojej tablicy w ramach rzeczonego portalu. Po długiej chorobie poprosiła mianowicie znajomych o odwiedziny, bo było jej ciężko, smutno i niefajnie. Spora grupa ludzi odpowiedziała jej lajkiem.


Dawno temu, w październiku 2011 napisałyśmy z Chustką na wspólnym blogasku notatkę o internetowych kciukasach i o świeczkach z dwóch nawiasów i gwiazdki.
W kolejnym październiku Chustka umarła, a na jej blogu zabłysły świeczki z dwóch nawiasów i gwiazdki.

Teraz jest znowu październik, a tamta notka wydaje mi się wciąż świeża i aktualna.







23 komentarze:

  1. Tylko widzisz moim zdaniem (to ja zwierz adwokat diabła) porównanie do śmiechu nie jest właściwie. Bo my nie poddajemy się zarządzeniom. Wręcz przeciwnie - dostajemy zarządzenie i je obchodzimy. Twórcy Facebooka chcą byśmy mogli wyrażać tylko aprobatę. Dają nam tą jedną opcję. Możemy tylko coś aprobować. Jedynym sposobem by zhakować system jest nie zmiana przycisku czy go nie naciskanie ale zmiana jego znaczenia. To, że dziś klikamy lubię to w znaczeniu "wiem o tym" , "przyjmuję do wiadomości" jest takim naszym hakiem na system. Nie możemy zmienic tego kciuka ale możemy zmienić jego znaczenie. Tak jakbyśmy wzięli ten śmiech i ustalili, że śmianie się w określonej tonacji nigdy nie idzie w parze z rozbawieniem. Pisałaś mi, że masz analogową duszę ale właśnie to klikanie lubię to w innym kontekście jest przejawem naszego analogowego myślenia. Fakt, że nie znający się ludzie nauczyli się rozpoznawać kontekst lubię to (kiedy piszę znajomym, że się boję i klikają lubię to wiem że mi współczują i pokazują że nie mnie usłyszeli, kiedy to samo lubię pojawia się pod informacją że zjadłam lody wiem, że dotyczy aprobaty dla konsumpcji lodów) jest przejawem naszego analogowego świata gdzie do jednego gestu umiemy dodać setki znaczeń. Tak jak do nieszczęsnego kciuka w górę, który w niektórych krajach jest obraźliwy, w innych oznacza aprobatę, kiedyś wyrok śmierci. Tak więc moim zdaniem patrząc na te lajki widzisz po prostu jak ludzie dostosowują przestrzeń której nie mogą zmienić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że najrozsądniejszym "hakiem" na system jest po prostu nieużywanie go ;)

      Usuń
    2. Są dwa spojrzenia na tę sprawę, oba zdroworozsądkowe. Punkt widzenia analogowy przedstawia Zimno, jest on mi bliski z uwagi na to, że jestem rocznik '73 i moje młodociane społeczeństwo to był najpierw trzepak, a potem subkultury. Mam opór przed lajkowaniem wiadomości okrutnych, brutalnych, nie dlatego że nie trzeba o nich głośno mówić, ale ponieważ widzę ten nieszczęstny klik "lubię to". A jednak punkt widzenia Cary też jest mi bliski, bo mam w domu nastolatkę przyklejoną do swojego smartfona. Nie krytyjuje młodych, przyglądam się ich światu z zaciekawieniem, bo to jest zupełnie inny świat. Świetnie opisał go prof. Szlendak w Poradniku Psychologicznym POLITYKI (tom 16 - Tubylcy tysięcy subświatów). My też dostosowywaliśmy przestrzeń której nie mogliśmy za prl-u zmienić, dziś młodzi robią to samo i nawet nie chcę tu napisać, że my robiliśmy to w realu a oni w wirtualu, bo to też jest przejaw myślenia analogowego. Dla nich wirtual jest jak najbardziej realny. Moje pytanie brzmi - dlaczego twórcy Facebooka chcą byśmy wyrażali tylko aprobatę?

      Usuń
    3. Wszystko fajnie, ale myślę, że osoby klikające "lubię to", nie rozkminiają aż tak tego. Myślę, że to raczej spontaniczny i nieprzemyślany odruch.

      Usuń
  2. Może mimo wszystko jestem za mało zasiedziała - jeszcze nie przesementyzowałam lubienia.
    Jeśli coś jest smutne, nie klikam. Jeśli mam da jakiś znak - napiszę coś w komentarzu. Kiedyś z kimś o tym rozmawiałam i okazało się, że podchodzę do fb zbyt osobiście ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, ale fejsbuk refleksji raczej nie sprzyja.

    Na fejsbuku się kreuje, a inni jak chcą, by Ci się sympatycznie zrobiło, to klikają, że lubią. Nawet jak Cię serdecznie nie cierpią.

    Bo to często takie oklaski grzecznościowe.

    Lubię to - staram się refleksyjnie klikać. I rozpoznaję tych, którzy czynią podobnie.Ich polubienia bywają dla mnie opiniotwórcze.

    Co zrobić ze statusem o śmierci Anny Przybylskiej na fejsie? Nie zareagować, tu wyrobić sobie opinię niewrażliwca, a kreujemy się tu przecież.

    Jak nie lubię to, to zniczyk. Coś trzeba, coś trzeba.

    Nie miałam pomysłu, to pomilczałam na fejsie. Wygadałam się u siebie, że mi smutno, jakoś tak niedoskonale. Nie miałam pomysłu na doskonale.

    Czasem nie ma doskonałych słów i zdań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam tak samo, tak samo, a dodatkowo nie mogę tego znieść u moich znajomych, tej publicznej egzaltacji (w stylu pisania "Kapitanie mój kapitanie" gdy zmarł pewien aktor). Są osoby, które prywatnie bardzo lubię, ale na FB wręcz ciężko znieść - kolejne milionowe zdjęcie kwiatka, pszczoły, liścia, upieczonych ciastek, śniadania obiadu i kolacji, kolejne kiczowate sentencje okraszone kiczowatymi zdjęciami, i oczywiście wszystkie informacje o wygranych sportowych wydarzeniach umieszczane na bieżąco (ja pierwszy!) itp itd. Dlatego mocno oddzielam to co widzę na FB od tego jak widzę ludzi w realu (staram się nie zrażać ich nielubieniem na FB i dalej lubić w realu, a jeśli ktoś jest podobny do mnie, ma podobne poglądy i poczucie humoru, to tylko lubię go jeszcze bardziej w rzeczywistości).

      Usuń
  4. Rozumiem z tym lajkowaniem, a mimo to mam opór przed naciśnięciem "lubię to", choć przeczytałam i wiem że warte jest rozpowszechniania. Zwłaszcza jeśli dotyczy to choroby, śmierci i pedofilii. Nie rozumiem za to dlaczego mamy obchodzić system, zamiast go zbojkotować. I w tym sensie głos Zimna uważam za bardzo cenny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wymagasz doprawdy za dużo, wymagasz zatrzymania się, wymagasz refleksji, a tu NIEMACZASU i od tego niemania zapewne tak wszyscy zgłupieli i pozostali wyprani z ludzkich uczuć czasami.
    oraz pamiętam Chustkowy zapis, że będzie straszyć każdego kto wstawię tę "świeczkę" po
    poza tym
    pozdro Zimno i lajkuję ten post ofkors

    OdpowiedzUsuń
  6. przyciskam "lubie" kiedy rzeczywiscie cos mi sie spodobalo. ale rowniez nie skladam zyczen urodzinowych na fejsie, tylko dzwonie, wysylam zyczenia, albo skladam osobiscie jesli mam te przyjemnosc (nieczesta w moim przypadku) przebywac w tym samym miejscu, co solenizant/ka. rowniez nie informuje calego swiata, ze moj syn nr 1 lub 2 wlasnie dzisiaj konczy...lat.
    ale ja starej daty/dinozaur jestem. przestalam sie zastanawiac czemu ludzie robia to co robia.
    domyslam sie co czujesz. mnie czasem ogarnia przemieszane ze smutkiem i zgroza zdumienie. swiata i ludzi nie zmienisz. "postepu" nie zatrzymasz.

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedyś rozciełam sobie palca, dość konkretnie [wiem porównanie z tego żadne] wrzuciłam fotkę na fb, po kilku komentarzach kuzynka wrzuciła "osiem osób zalajkowało, zapisz sobie kto"
    nie Ty jedna tak myślisz o "lubię to", w moich kręgach chyba jednak przeważa, że jak się coś nie podoba, to raczej piszemy komentarz, a "lubię to" jesli coś jest fajne

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja sie zastanawiam, czy internet ma ograniczona pojemnosc, czy tak jak wszechswiat rozszerza sie w nieskonczonosc? Bo przeciez kiedys w koncu powinien sie zatkac. Od zdjec (latte z pianka, salatka z rukola, moj nowy manikjur, pierwszy zab, pierwsza kupa, my na Giewoncie, wczasy w Turcji, etc), od lajkow, od wirtualnych swieczek, od informacji, ze 'jestem wlasnie TU, w hotelu TAM i jem w PAMPARAM'. I (pierwsza rzucam w siebie kamieniem), od blogaskow.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mam konta na fb i nigdy nie miałam, ale przyznaję, że nie do końca rozumiem, o co chodzi. W świecie wirtualnym emocje zamknięte są w emotikonkach, zdaniach, słowach i innych dostępnych w ramach oferty danej strony możliwościach. Internauci mają potrzebę zostawienia pod każdym przeczytanym tekstem/zdjęciem swojego śladu, a że pod każdą informacją mruga "Lubię to", no to klikają, żeby zostawić ten ślad, niekoniecznie zgodny z pierwotną treścią zdania. Gdyby mrugało "podaj dalej", albo "przeczytałam/-em", to pewnie klikaliby w to, no ale ktoś se wymyślił Like, którego funkcja dostosowała się do realnych potrzeb użytkowników. Komunikacja tu działa, bo następuje wtedy, gdy nadawca i odbiorca używają tego samego kodu. Zgadzam się oczywiście, że w wypadku artykułu o śmierci jakiejś osoby lajki odbierane dosłownie mogą brzmieć makabrycznie, ale ich znaczenie pozostaje przecież i w tym wypadku takie, jak w wypadku innych: widziałam/ czytałam.

    Porównanie z wymyśloną anegdotą (cóż, wymyślone anegdoty często to mają do siebie) nie wydaje mi się być zbyt trafne. Internauci sami dostosowali przecież znaczenie "Like" do swoich potrzeb, (zbyt dużego wyboru tu nie mieli, więc skorzystali z jedynej danej opcji), nikt im niczego nie narzucał i nie kazał. No i decydującym jest, że pracownicy biura są ludźmi żyjącymi w realnym świecie, mają więc do dyspozycji realne uczucia, nie są jedynie ograniczeni do podnoszenia kciuka w górę.
    l.

    l.

    OdpowiedzUsuń
  10. I ja nie rozumiem. Tak jak nie dociera do mnie, że koniecznie trzeba zaznaczyć, że tam byłam/przeczytałam/ zrozumiałam. "Lubię to" znaczy po prostu, że to lubię, bez dorabiania filozofii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w swoim życiu nie zostawiłam ani jednego lajka, tak więc nie mam potrzeby odciskania na wszystkim swojej łapy. Jednakowoż inni internauci taką potrzebę posiadają. I też mi się to średnio podoba, jednak to jest fakt. Ten fakt próbowałam wyżej opisać.

      l.

      Usuń
  11. Zimno. Bardzo pięknie napisałaś. Całym sercem podzielam to wrażenie - nie tylko masz wrażenie, tak właśnie jest. "Lubięto" zamiast normalnego ludzkiego komentarza to debilizm narzucany nam przez FB. Jeszcze jeden minus po stronie FB. W życiu nie kliknę lubiętona, jeśli nie dotyczy utworu muzycznego, obrazu etc. Wiadomości typu katastrofa, chorba, śmierć, przestępstwa automatycznie wyłączają klikanie tego przycisku.
    Jeśli ludzie nie będą lubiętonować, gdy to nie ma sensu, to może wreszcie (wierzę w to) powstanie więcej przycisków: jak u Ciebie; ciekawi mnie to, podzielam smutek i inne.
    Nie dawajmy się manipulować w lubiętona. To że architekt systemu nie pomyślał, to nie powód, byśmy my wszyscy bezmyślnie potakiwali jego zidioceniu: nie przemyślano sprawy tych przycisków, więc poczekajmy, aż to poprawią, a nie klikajmy bezmyślnie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie kiedyś w niepomierne zdumienie wprawiła informacja znaleziona na stronie krakowskiego ZIKiTu (to ci od dziur w drogach, korków i opłat postojowych), że lubi ich znaczna ilość fejsbukowiczów. Ale teraz już rozumiem, chodzi o imperatyw klikania. Czegokolwiek.

    OdpowiedzUsuń
  13. A dla mnie to dowód na to, że my, 40-latkowie (może i 30.) nie jesteśmy targetem fb. Fb jest dla nie-nazbyt-wrażliwych, promujących samych siebie, bezrefleksyjnych dwudziestolatków.

    OdpowiedzUsuń
  14. raz zrobiłam fejsbukową prowokację wywieszając wiadomość pozytywną aczkolwiek wyssaną z palca. kiedy potem oznajmiłam, że ofiary tejże prowokacji wpadły w pułapkę "automatycznego lajkowania" posypały sie na mnie gromy, że one - te osoby czytają ze zrozumieniem i lajkuja tylko to co się im podoba... mnie się mało w samym fejsie podoba, a najmniej to właśnie nieszczęsne/bezmyślne/automatyczne/ogłupiające lajkowanie. śmierć to rzecz niepojęcie straszna i tak naprawdę to nikt jej nie akceptuje :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Ha, wiek nie ma znaczenia. Ja, rowno 50-ka (30-ka duchem ;)) lubie FB :). Ale uzywam go tyle ile chce i jak chce. Wszystko dla ludzi. Ps. Do Kaczki: Lubieto co napisalas wyzej :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja już kilka razy widziałam postulaty, aby był przycisk "unlike". Tylko jak ludzie by to odbierali? Dosłownie do siebie czy do zaistniałej sytuacji?

    OdpowiedzUsuń