Tekst, który znajdziecie niżej napisałam
dla „Tygodnika Powszechnego”, wyszedł w druku w tym tygodniu, nadal można kupić
egzemplarz w punktach sprzedaży prasy (si, si, si, to jest tania/reklama ;) ).
W kilka godzin po opublikowaniu zajawki felietonu na stronie „Tygodnika” czytelniczka kalina16 tak podsumowała podsumowanie tego, co napisałam:
W kilka godzin po opublikowaniu zajawki felietonu na stronie „Tygodnika” czytelniczka kalina16 tak podsumowała podsumowanie tego, co napisałam:
A o jakim swiecie bez kobiet pisze autorka? Bo jak dla mnie -
jest to prawie całkowicie nasz swiat, czyli swiat kobiet. Tak jak "Miasto
kobiet" Felliniego:)) Oczywiscie w naszej strefie klimatycznej...Jesli tak
sie zdarzylo, ze autorka nie załapała sie do cadillaca pedzacego do władzy, to sorry, ale najpewniej sama jest sobie winna. Bo ktora z nas
chciala i miała po temu kwalifikacje - odniosla sukces.
Kolejnego dnia „Polityka” opublikowała informację o debacie „Kariera w parze z rodziną”.
„W firmach – takich jak PZU – przeważają
kobiety. To one, do pewnego szczebla kariery, zajmują stanowiska menadżerskie.
Ale już w zarządach sytuacja diametralnie się zmienia.”
„Aby kobiety mogły swobodnie godzić życie rodzinne z karierą, potrzeba zmiany mentalności mężczyzn.”
„Kobiety nie udzielają sobie nawzajem wsparcia.”
„Aby kobiety mogły swobodnie godzić życie rodzinne z karierą, potrzeba zmiany mentalności mężczyzn.”
„Kobiety nie udzielają sobie nawzajem wsparcia.”
[źródło: http://www.polityka.pl/opolityce/1572591,2,debata-w-polityce-kariera-w-parze-z-rodzina.read ]
Symptomatyczne jest nieudzielanie sobie
wsparcia, tak jakby każda z nas, Siłaczka z genów i z powołania, po prostu
czuła się w obowiązku ogarnąć swoją kuwetę sama. A jeżeli któraś po sąsiedzku
gorzej ogarnia, to tym gorzej dla niej.
Kumy jej z satysfakcją wytkną, że jest za gruba,
za chuda, mniej zdolna, zadufana, nie karmiła albo karmiła piersią, oddała
dziecko do żłobka albo się oddała całodobowej obsłudze lodówki, kuchenki i
pralki, postarzała się, nie postarzała, ostrzyknęła, zaniedbała, mąż ją zostawił dla innej, ma pięciu kochanków.
JEST SAMA SOBIE WINNA!
JEST SAMA SOBIE WINNA!
Wesołego dnia
kobiet, Drogie Panie.
Nie świętuję dnia
kobiet.
Gdyby w lokalnych warunkach
klimatycznych się nosiło w marcu koszulki z krótkim rękawem, obstalowałabym
sobie adekwatny nadruk, wielki biały t-shirt z inskrypcją nie obchodzę dnia kobiet, nie
obchodzi mnie to i wdziewałabym go sobie na zdrowie ósmego marca i się
przechadzała w takiej stylizacji w centrum
miasta nie wzbudzając sensacji.
T-shirt z nadrukiem to
w końcu nie manifa.
Mizerna manifestacja.
Cóż, bez dwóch zdań - dla
kultywowania prywatnej damsko-męskiej relacji dobry jest nie dzień kobiet, ale każdy
inny brak okazji i, dajmy na to, nieoczekiwany bukiet tulipanów albo spontaniczne
wysprzątanie wspólnie zajmowanego gniazdka. Plus kolacja. A w relacjach pozaprywatnych
osobliwy szacunek dla naszych pięknych pań, raz w roku wytryskający goździkową
fontanną i parą rajstop, za zdrooowie dam i biały walczyk?
Nie, dziękuję.
Nie ósmego marca.
To święto w mojej
głowie nadal nie jest odzyskane, nieustannie skażone kolorytem cmoka w
spracowaną damską dłoń, dłoń siłą podciąganą do karpika męskich ust,
pozdrawiamy kobiety pracujące dla pokoju i rozkwitu ojczyzny i szarpiemy gremialnie
za onieśmielone, niemal wyrwane ze stawu barkowego damskie ramię.
I mimo że sama nigdy
nie dostałam żadnego marcowego deputatu z rozdzielnika pierwszego sekretarza,
żadnej kawy ani bawełnianej ścierki na radzie zakładu i nie mam żadnych
ambarasujących osobistych asocjacji - nie lubię ósmego marca. Ósmy marca jest w
mojej głowie o lata świetlne od kobiecych zmagań o równe prawa, chociaż
przecież taka jest geneza tego dnia. Szkoda.
Wielka szkoda, że się tak
zdewaluowały matronalia.
Ale „Dzień kobiet” to
jest też niezły film Marii Sadowskiej i niech to on będzie punktem wyjścia do
dalszej deliberacji.
Bohaterka filmu,
Halina Radwan właśnie awansuje – kiedy kamera robi najazd - w sklepowej
hierarchii pewnej sieci handlowej opatrzonej logo z owadem i robi to, jak się można domyślić, nie z butnej
potrzeby skakania po szczeblach kariery, ani z bezrefleksyjnego imperatywu
dorabiania się, ale po to, żeby utrzymać dorastającą córkę, bo wychowuje ją
sama. Jest jeszcze umierająca na raka matka bohaterki, słowem - trzy pokolenia
silnych kobiet w impasie. Są koleżanki Haliny w równie rozpaczliwych jak
protagonistka życiowych sytuacjach. Jedyny pierwszoplanowy męski bohater jest
szefem Haliny. I pomińmy tutaj wiwisekcję tej plugawej postaci. Dla potrzeb
tego, o czym chcę powiedzieć dalej wystarczy jego ranga.
Niedługi czas temu wraz
z zakupionym tygodnikiem opinii dostałam w kiosku z prasą reklamowy biuletyn
autentycznej sieci handlowej posługującej się logo z owadem. Katalog jest
ładnie wydany, kolorowy i hojnie upstrzony zdjęciami. Przedstawiciele firm
dostarczających produkty do sklepów międzynarodowego dyskontu chwalą się
polskim pochodzeniem towarów i reklamują ich wysoką jakość. Szybko
przekartkowałam, stojąc w korku, tę patriotyczną publikację. A później, już w
pracy, bo nie dawałam wiary pierwszemu oglądowi – przejrzałam folder jeszcze
raz. I cóż, jako żywo, najlepsi polscy producenci żywności mają wyłącznie
męskie twarze i dystyngowane marynarki. Wąsik, uśmiech, krawat. Na mniej więcej
pięćdziesięciu właścicieli, prezesów i wiceprezesów spółek takich i owakich
przypadają na stroniczkach biuletynu dwie panie: prezeska koncernu
produkującego kawy i herbaty i blogerka kulinarna.
Jestem oczywiście naiwną
idealistką, bo pierwsze, co mi przyszło do głowy, to że jest doprawdy dla mnie
niepojęte, że nikt, ani jedna osoba w agencji składającej inkryminowaną
reklamę, żaden z pracowników kreatywnych, żaden grafik nie pomyślał, że coś im
poszło nie tak i bezrefleksyjnie puścił projekt do drukarni. Parytet jest
brzydkim słowem, zdaję sobie sprawę, ale czy świat doprawdy wygląda tak jak w
parapatriotycznej reklamie polskiego żarcia?
Świat bez kobiet?
Promocja w sklepach z
owadem do piątego marca.
Ósmego marca w
sklepach do nabycia naręcza kwiatów.
I nie, nie postuluję,
żeby pudrować rzeczywistość i zamiast prezesa z sumiastym wąsem wystawiać do
promocyjnego zdjęcia przystojną pannę Hanię z błękitnymi oczami.
Postuluję zmianę
rzeczywistości, zdecydowanie.
***
… jak donoszą
plotkarskie media pewien znany aktor pojawił się na gali wiodącego miesięcznika
z branży glamour w towarzystwie żony. Piękna owa pani była prawdziwą ozdobą swojego męża, brawo. Znajdź błąd
logiczny/cywilizacyjny/kulturowy w tak skomponowanym zdaniu. Dajesz radę?
***
Prezydent Poznania organizuje
rok w rok noworoczne przyjęcia dla lokalnego biznesu, ludzi kultury,
samorządowców i wszelkiej maści notabli. Noworoczne przyjęcie 2013/2014 odniosło
spory sukces wizerunkowy w ogólnopolskich mediach, rzekłabym, że wręcz
ugruntowało wizerunek Poznania. Na sześciuset zaproszonych gości – jak skrupulatnie policzyła to Ewa Wanat – przypadło dwadzieścia pań, co się tragikomicznie rzucało w oczy na fotografiach
z balu. Na tle gąszczu ciemnych garniturów uszytych na miarę nieliczne success
dresses naszych pięknych pań były
prawdziwą ozdobą, doprawdy. Jak wynika z wnikliwych analiz przeprowadzonych
post factum sytuacja na bankiecie wyniknęła z faktu, że na przyjęcie rozesłano
jednoosobowe zaproszenia, dla notabli właśnie. Crème de la crème przybyli sami,
stąd nieobecność pań.
Mnie się oczywiście prostodusznie
wydaje – choć niestety niewiele wynika z tego naiwnego doznania - że
poznanianki działają szerzej niż między kuchnią, piaskownicą a kruchtą i
mogłyby tu i ówdzie reprezentować siebie same w charakterze persony, a nie co
najwyżej łagodzić obyczaje w roli przyprawy. Osoby towarzyszącej. Hostessy.
Asystentki. Za zdrowie dam!
I dlatego właśnie nie
świętuję dnia kobiet. W świecie bez kobiet dzień kobiet fetowany jako okazja do
wręczenia kwiatka jest żałosną i godną ubolewania manifestacją. Z ochotą za to
w świecie skrojonym na miarę potrzeb obu płci obchodziłabym matronalia, święto
kobiecości i kobiecej narracji.
Utopię?
Proszę bardzo.
Nie bez kozery
pierwsze przychodzą mi na myśl prawa reprodukcyjne kobiet, bo do nich się w
końcu sprowadza diametralna różnica między płciami. Kobiety zachodzą w ciążę,
mężczyźni się do ciąży przyczyniają. Kobiety ponoszą pakiet fizycznych,
psychicznych, wreszcie finansowych konsekwencji macierzyństwa. Mężczyźni w
męskim gronie konferują o polityce prorodzinnej i tradycyjnym podziale ról,
czymkolwiek byłaby taka tradycja, tradycja jest w polskiej debacie publicznej
pojemnym sagankiem. Tradycja jako oręż wymierzony w kobiety definiuje kobiece
miejsce w świecie jako przestrzeń między pokojem dziecinnym a zlewozmywakiem.
Żeby było jasne.
Jestem orędowniczką prawa do rodzinności. Pielęgnowania domowego ogniska,
codziennych rodzinnych obiadów. Mam troje niewielkich dzieci, którym co rano
wiążę szaliki na szyjach i zakładam czapki zanim się udadzą do punktów
edukacji, a ja do pracy. I robię im kanapki. Piorę, prasuję, przecieram blaty.
Macierzyństwo jest teraz wiodącym elementem mojej życiowej narracji, ale jest
to macierzyństwo świadomych wyborów, a nie przypadku.
Poza tym, oprócz bycia
matką pracuję, zarabiam. Nie na waciki i nie na pomadkę, ale na dom. My,
rodzice naszych dzieci, zarabiamy na nasze wspólne życie razem.
Irytuję się słysząc,
że tylko macierzyństwo realizuje moje „powołanie”. To nieprawda.
Ale wracając do praw
reprodukcyjnych - nie chciałabym tu wchodzić na grząskie terytoria kompromisu
aborcyjnego i sporu o to, od kiedy jest człowiek, istota, homo sapiens. Nie
uważam aborcji za wyjście czy wręcz za optymalne rozwiązanie, swego czasu
podglądałam moje dzieci i w ósmym, i w dwunastym, i w kolejnych tygodniach
ciąży i nie wyglądały wtedy na przypadkowe zlepki tkanek. Ale się boję słów
profesora prawa, byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego i rzecznika praw
obywatelskich, który pisząc projekt nowelizacji kodeksu karnego chce rzekomo
zrównać ochronę płodu zdolnego do życia z ochroną życia ludzi urodzonych. A później,
na jednym wydechu dyskredytuje antykoncepcję postkoitalną, twierdząc, że „dopuszczenie na rynek takiej pigułki służy omijaniu ustawy”.
Trzeba mieć odwagę, żeby coś podobnego powiedzieć w twarz zgwałconej
piętnastolatce. Albo nawet i trzydziestolatce, i to niekoniecznie zgwałconej.
Trzeba mieć doprawdy fantazję, żeby się zasłaniać klauzulą sumienia i odmawiać
aptecznej sprzedaży zwykłej antykoncepcji, legalnych produktów leczniczych
dopuszczonych do obrotu na terenie kraju. Nie mogę przyjąć, że się antykoncepcję
wymienia ciurkiem za aborcją, jedno i drugie podciągając pod zgniliznę moralną.
Oburza mnie brak wyważonej dyskusji o aborcji jako o problemie etycznym czy
wyborze moralnym. Brzydzi mnie zakłamanie – lokalne zakazy aborcyjne nie są
żadną barierą dla kobiet dobrze sytuowanych. Te mniej majętne są pozostawione
sobie samym.
W moim utopijnym
świecie kobiet i mężczyzn macierzyństwo byłoby przestrzenią wolnego wyboru, a
nie „tradycyjnym”, obligatoryjnym powołaniem kobiety. A skoro już o powołaniu –
w moim utopijnym świecie, w którym zamiast dnia kobiet świętowałoby się
matronalia życie publiczne i zawodowe można byłoby tak sobie ustawić – i to bez
względu na płeć – żeby nie kolidowało z prywatnym.
Spróbujcie upchnąć w
dwudziestoczterogodzinnej dobie ośmiogodzinny dzień pracy, odprowadzenie
dziecka (albo – poziom dla zaawansowanych! - dzieci) do przedszkola czy szkoły
– w godzinach urzędowania placówek edukacji, zakupy, obiad, odrabianie lekcji,
minutę relaksu, kolację … Spróbujcie to wszystko upchnąć i nie upaść na twarz.
W moim utopijnym
świecie, który oby się kiedyś zdarzył!, produktywność i dyspozycyjność nie będą
wiodącymi wartościami. Efektywność, operatywność i wydajność zastąpiłabym
zadowoleniem z życia, daniem sobie okazji do bycia, a nie nabywania. Mimo że
sama pracuję zawodowo od zawsze i moje trzy ciąże i kolejne dzieci raczej mi z
pracą nie kolidowały (za cenę zwierzęcego zmęczenia, rzecz jasna), w ogóle mnie
nie dziwi, że wiele kobiet rodząc dzieci rezygnuje z pracy. Fundamentalnym
argumentem zarzucenia zawodu na rzecz domu jest niemożność łączenia
macierzyństwa z pozadomową pracą, praktyczna trudność, niechęć pracodawców,
niewykonalność. Pomijam tu oczywiście te przypadki – nie takie wcale rzadkie –
kiedy przejście do sfery domowej jest dla kobiety wyborem lepszego rozwiązania.
Tak czy inaczej -
rodzicielstwo jest u nas nadal synonimem macierzyństwa. Ojcostwo to weekendowy
wypad z dziećmi na biwak za miasto i statystycznie czterdzieści minut dziennie
dla domu, wliczając w to czas weekendowego biwaku, rzecz jasna. Dość czasu,
żeby wynieść śmieci i zadać pytanie „jak w szkole?”, po czym nie czekając na
odpowiedź – przełączyć kanał.
Miałabym marzenie,
żeby urlopy ojcowskie się przyjmowały w społecznej świadomości i to w coraz
szerszym wymiarze. Chociaż raczej nie nalegałabym na przymus karmienia piersią
w wykonaniu taty. Poważnie – uważam, że nie ma lepszego antidotum na niechęć
pracodawców do zatrudniania młodych kobiet i na wyrównanie szans kobiet i
mężczyzn na rynku pracy, jak urlopy związane z urodzeniem się dziecka dla obu
płci. Utopijnie też sobie wyobrażam, że ojcowie wyrwani zza biurek i
przystawieni do pałąka spacerówki z siedzącym wewnątrz malcem docenią
przyjemność przechadzki. Że do nich dotrze, że zamiast kolejnych sukcesów w
sprzedaży lepsza jest na przykład niespieszna lektura w parku. Świat, w którym
zwolnilibyśmy i ograniczylibyśmy zapędy mam! mam! mam! na rzecz jestem, byłby – trywialna konstatacja – znacznie
lepszym światem.
Męski wzorzec
percepcji realiów nie może być wyłącznym w publicznym dyskursie, tak się nie
da, nie od biedy Kongres Kobiet żąda całej pensji i połowy władzy. Statystyki
donoszą, że Polki są lepiej wykształcone od Polaków. Przykre, że nie widać tego
ani w zarządach firm, ani w parlamencie, gdzie się tworzy prawo, ani w organach
władzy. Nie przyjmuję argumentacji, że nie można mieć wszystkiego (… skoro się
rodzi dzieci …), a tym bardziej – że to „tradycyjny” podział, który utrwala
dobrostan i pewien społeczny kompromis, korzystny dla obu płci.
Jeden z prawicowych polityków forsuje ostatnio anegdotę z mamutem, którego to truchło samiec tradycyjnie winien przytaszczyć do jaskini, żeby umożliwić samicy tradycyjne nagotowanie strawy, a później tradycyjne uprzątnięcie odpadków, ponieważ samica uprząta zgrabniej.
Jeden z prawicowych polityków forsuje ostatnio anegdotę z mamutem, którego to truchło samiec tradycyjnie winien przytaszczyć do jaskini, żeby umożliwić samicy tradycyjne nagotowanie strawy, a później tradycyjne uprzątnięcie odpadków, ponieważ samica uprząta zgrabniej.
W moim gospodarstwie
domowym znacznie lepiej sprząta osobnik obdarzony tylko jednym chromosomem X.
Dlatego nie świętuję
dnia kobiet, wyglądam matronaliów.
I ja nie świętuję Dnia Kobiet. A także Walentynek, Dnia Kota, Dnia Teściowej, Dnia Bez Samochodu (mój każdy jest bez). Jestem zmęczona tymi Specjalnymi Dniami, które są pustymi formami, kolorowymi wydmuszkami. Nie widzę w nich głębi, idei. To pozłotko. A ja wolę jeść z rodziną czekoladę.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się po tymi słowami.
UsuńPod Tobą, zimno, też. całym sercem. I każdą spracowaną ręką.
Od dziecka czułam się zażenowaną sztucznością tego "święta", tymi nieporadnymi gestami kolegów, mężczyzn.
Szkoda słów, napisałaś wszystko.
Pozdrawiam:*
=> Moe, => viki: :))))))))))))))))))
UsuńMieszkam w Dziurze.
OdpowiedzUsuńMój mąż wychodzący z dziećmi na spacer z nieprzyklejoną miną cierpiętnika oraz bez t-shirta z napisem: stara mnie wygnała, wzbudza sensację. Taką, że już trzy razy obce kobiety zaczepiały mnie na ulicy, w sklepie, by pogratulować mi męża. Na moją minę mało entuzjastyczną zapewne myślałby sobie, że na wredną i głupią trafił ten skarb.
A ja nie cierpię kobiet, które są wrogami innych kobiet. A tyle ich wokół.
Święto kobiet? Pod jego pretekstem mąż kupił mi biografię Kate Bush znalezioną w empiku, zatem na ten rok - niech będzie :).
=> Niezaradna: jeżeli kupił książkę, to vivat 8 marca :)
UsuńOby to wszystko, co przeczytałam zostało w sferze utopii. Gdzie baba chce być - będzie, parytety precz! Świat z przewagą facetów ( kocham facetów! ) jest piękny! I pięknym jest facet taszczący do jaskini mamuta. Skrzeczenie o równouprawnienie jest żałosne, bo XX to XX, a XY to XY - różnice z natury oczywiste jak 2 + 2 = 4 w matematyce.
OdpowiedzUsuńróżnica jako emanacja sumy?
Usuńgenialne.
Tak! Ja też chcę matronaliów! albo nawet matriachaliów!
OdpowiedzUsuńłolka
=> łolka: jestem mniej zachłanna. wystarczy mi połowa władzy :))))
UsuńTaka sytuacja Zimno: pensja ojca dzieciom nie bardzo starcza na opłaty, pensja matki jest przejadana, więc ojciec bierze tacierzyński vel ojcowski, by w tym czasie pracować na czarno. Dzieckiem zajmuje się babcia. Czy o to chodziło ustawodawcy? I czy bez umatczynienia Polski i uczłowieczenia rynku pracy damy radę?
OdpowiedzUsuńZimno, w moim rozumieniu Ty właśnie obchodzisz Dzień Kobiet. I ja też go obchodzę: wywiesiłam na blogu swoją najważniejszą kieckę i przytulam po babsku wszystkie kobiety, ciesząc się, że są.
Tobie też dziękuję, że jesteś. Robisz tu ważną robotę dla nas:).
=> monika mimo-za: fantastyczna ta Twoja kiecka, też się zbieram - już dwa tygodnie - do pisania o moich trzech :)
Usuńa jeżeli chodzi o umatczynnienie - nie ma innej drogi, jestem przekonana.
a jeżeli chodzi o to, że ustawodawca ma w pompie, za co się obywatele utrzymają, to ... cóż.
W "Newsweeku" przeczytałam zajawkę. "Najpiękniejsze twarze technologii". Już w zajawke nie uwierzyłam, bo mi sie seksizm tej wypowiedzi nie mieścil w glowie, kliknęłam, okazalo się, ze jest jeszcze gorzej - że wszystkie twarze technologii to mężczyźni, więc żeby upiększyć dziedzinę trzeba zatrudniac hostessy i asystentki. Proszę, oto zdjęcia, i potraktujcie państwo nasz materiał z przymrużeniem oka!
OdpowiedzUsuńhttp://stylzycia.newsweek.pl/mwc-booth-babes,galeria,281324,1.html
Otóż mnie sie oko nie przymruża, a już zupelnie, zupełnie nie, gdy widzę podpis - prze-prze -przedowcipny - obok zdjęcia nr 11.
Swego czasu mialam pisać (i może jeszcze napiszę) tekst o tym, jak postrzegane są kobiety w tzw. męskich dziedzinach (tak a propos tych wszystkich tekstów o tym, ze jak kobieta chce, to będzie i po co parytety, a w ogóle to natura, bla, bla, bla). Rzucilam o tym informację na zaprzyjaźnionej grupie, tak się zlozylo, że więcej niż polowa tej grupy to dziewczyny - inzynierowie, doktorantki biolożki, mikrobiolożka, chemiczki, i nie z tych, co pracują w szkole podstawowej. Odzew był imponujący.
"Właśnie wróciłam ze Światowego Zjazdu Inżynierów Polskich, towarzystwo w większości męskie, średnia wieku ok. 60 lat. Rektorzy, politycy, biznesmeni. Kobiet poniżej 30stki może z piętnaście, w tym ja. Niestety zamiast pytań o specjalizację, prowadzone projekty, czy choćby wrażenia ze zjazdu, byłyśmy bombardowane komentarzami typu: "niech się pani uśmiechnie, o, jak ładnie!", "ja usiądę naprzeciw pięknych pań, bo mi taki widok robi dobrze na apetyt!", "jaka pani śliczna, może pani zrobię zdjęcie, bo takiego noska/oczków/buziuchny nie widziałem już dawno".
"Nawet jak byla mowa o konkretnych sukcesach naukowych chociazby, zaczynalo sie od 'jest piekną kobietą i do tego swietną (profesja)'.
"Wchodze na spotkanie z klientem. Relacja czysta: klient - prawnik. I co kuźwa słyszę? O jaka pani młoda i oczywiście piekna! Ale ja bym mimo wszystko wolał z mężczyzną. Nosz zagotowałam się i chlapnęłam, że tez bym wolała z mężczyzną ;/"
"Spotkanie w Senacie RP z przedstawicielami Polonii, zgłaszam się żeby zadać pytanie (merytoryczne!), przedstawiam się: JB, Uniw. Oksfordzki, pytanie XYZ. Senator nr 1: O, czy myśmy się nie poznali na regatach w Londynie? Ja: Tak, owszem. Marszałek Zi(...) : O, to pani tam pewnie czirliderką była, taka pani ładna!"
" Mój brat, pracujący w firmie, która jest podwykonawcą Ikei, własnie mi doniósł, że przyjechali klienci. Wyszła do nich menedżerka odpowiedzialna za kontakty z klientami, a oni powiedzieli, że z mlodą babka gadać nie będą. "
W ramach komplementu - "Pani jest za ładna na doktorat, pani powinna na kosmetologię iść!", w ramach zwierzenia - "studentek nie wysyłam na stypendia zagraniczne, bo zaraz sobie dadza brzuch zrobic...".
Osobiscie znałam szacownego pana profesora socjologii, ktory wchodził na salę wykładowa i liczył obecnych panów wyluskując ich z tłumu pań w sposob następujący: "Jeden człowiek, drugi człowiek, trzeci... No, jest dziesięciu/ piętnastu/ ośmiu ludzi, w takim razie jest po co wykladać!".
Jestem pewna, że wszyscy ci panowie lecą 8 marca z goździkiem, całują dłonie i rzucaja frazesami o "naszych pięknych paniach".
W zwiazku z czym ja mam to swieto w ... głebokiej obojetnosci.
=> Anutek: OTÓŻ!!!
Usuńo tym trzeba krzyczeć, o niestosowności "bo pani taka ładna" w kontekście profesjonalnym.
o deprecjonowaniu dokonań uwagą o "takiej zgrabnej nóżce".
kłopot chyba w tym, że mimo wszystko są dziewczyny, którym to wątpliwe komplementowanie odpowiada...
życie jest kwestią wyborów, które najczęściej nie dochodzą do stopnia władzy gminnej nawet, cóz mówić o tej na szczeblu najwyższym. ubolewam, że w polskim rządzie nie ma więcej kobiet, ale wcale mnie to nie dziwi. gdyby mi ktoś wręczył nagle możliwość bycia posłanką to z miejsca odrzuciłabym i bynajmniej nie dlatego, że mam rodzinę, trójkę dzieci, pracę poniekąd zawodową ale dlatego, że zdaję sobie sprawę z niemożności przeniesienia np. całej rodziny do W-wy. powód banalny dla mnie jednak priorytetowy; rodzina powinna mieszkać razem a nie tworzyć się z doskoku. i nie upatruję w tym niemożności dojścia kobiety na wyższy szczebel tylko z racji organizacji życia rodzinnego. wydaje mi się, ze jako kobiety ciągle robimy bilans strat i zysków pod kątem dobra ogniska domowego. i nie wiem czy sytuacje uratuje zamiana macierzyńskiego na ojcowski, raczej w to wątpię. i to nie z racji niechęci mężczyzn do brania takowego (44 lata temu mój ojciec wziął sobie pół roku urlopu bezpłatnego by się mną zająć (macierzyński w wymiarze 3 m-cy wzięła mama) ale to on potem został dyrektorem a nie matka. on miał ambicję bycia u władzy, nie ona) ale z tendencją ogólnego myślenia. "baba babie włożyła do d..py grabie" - i sama jest sobie winna. osobiście wolałam pracować z facetami, którzy nie stwarzają atmosfery zawiści, jak mają coś na rzeczy to powiedzą, "po pysku się wystrzelają" ale potem dalej robią to co zaczęli. "baby są jakieś inne", bo pracowałam też z kobietami - nie było zespołu, była dzika walka podjazdowa, emocje sięgały zapisom rozhisteryzowanych nastolatek gdy średnia wieku była 40+. wieczne pretensje o rozdział roboty, o wykonanie, o dłubanie palcem w nosie (nie było internetu), o wychodzenie, o branie urlopu, opieki - o to wszystko pretensje miały koleżanki - koledzy robili swoje.
OdpowiedzUsuńdroga Zimno, po części jesteśmy same temu winne, po części dokładają do tego stereotypy, po części ustawodawstwo. nie będzie "Seksmisji" i chwała Bogu, ale wątpliwym wydaje mi się uzyskanie kiedykolwiek prawdziwej równości. na zwiększenie tej szansy kolejnych pokoleń powinnyśmy zapracować my matki, głównie mądrym wychowywaniem naszych dzieci płci obojga. może to da jakiś plon, może to zaskoczy kiedyś gdy chłopak będzie umiał uprać, ugotować, zrobić zakupy a dziewczyna wkręcić nowe gniazdko czy zmienić kran w umywalce? czy to nie my chowamy swoich dzieci tak by przydzielać im określone role?
W mojej ocenie ma Pani wiele racji (Gwiezdna 8 marca 2014 10:29:00). Jest Pani kolejną osobą, która zwraca uwagę na fakt wydawałoby się oczywisty, że "baby są jakieś inne". Naturalnie "oczywisty" nie dla feministek. To przypomina jakieś feministyczne tabu. Co ciekawe, dziewczyny, które same siebie do feministek nie zaliczają, nie mają najmniejszego problemu z przyznaniem, że faceci i kobiety różnią się nie tylko szczegółami anatomii. Zimno opiera swój sposób myślenia na nieprawdziwej tezie, że różnica pomiędzy płciami sprowadza się do kwestii macierzyńskich. Otóż nie i jeszcze raz nie. Kobiety i mężczyźni psychicznie różnią się tak samo wyraźnie jak w aspekcie fizycznym. Swego czasu sporo na ten temat napisałem w komentarzach, nie chcę się powtarzać. Myślę, że Pani wypowiedź zostanie zignorowana. Szanowna Autorka w tej dziedzinie uprawia najskuteczniejszą z możliwych strategii - nie podejmuje sporu i dalej "pisze swoje". A to swoje można streścić tak: temu, że kobiety sobie gorzej radzą, winni są mężczyźni i kropka.
Usuń=> gwiezdna: a ja jestem optymistką. pod koniec XIX wieku postulat studiów dla kobiet wydawał się większości absurdalny. dzisiaj świat, w którym różnorodność ma głos staje się coraz bardziej realny.
Usuń=> anonimowy: owszem, z anonimami "nie podejmuję sporu".
Dzień Kobiet t taka ładna przykrywka. Damy paniom kwiatki, buzi w rączkę (fe!) a potem - do roboty! Gary nie pomyte. I do zdjęcia się trzeba ładnie uśmiechnąć. Parytety? Wysokie stanowisko? Kochanie, ale cie to postarzy! Po co ci to równouprawnienie, nie kochasz naszych dzieci?
OdpowiedzUsuńSmutne. Ale dopóki nie będzie solidarności kobiet w pracy (tak, tak moje drogie, która została awansowana przez szefową, gdy do wyboru byli mężczyźni, czasami o gorszych wręcz kwalifikacjach?) i w życiu prywatnym, to dalej będziemy kwiatkiem do butonierki.
=> hej_placzolina: i ja płaczę nad brakiem solidarności, który się zdarza. a wszystko pod hasłem "skoro ja miałam pod górę, to nie będę windować gratis koleżanki"
UsuńJa również nie świętuję Dnia Kobiet. Właściwie nie wiem nawet dlaczego, po prostu to nigdy dla mnie nie istniało. W szkole zawsze chłopaki w ostatnich dniach lutego skrzykiwali się i zostawali po lekcjach, żeby potajemnie urządzić zrzutkę na kubek, misia, sztuczną różę czy jakiś inny badziewiasty prezencik. Nie świętuję, bo uważam, że nie ma czego świętować. Mam 23 lata i jestem gówniarą, o prawdziwym życiu z dużej litery, pracy, macierzyństwie, feminizmie itp. dopiero czytam, chłonę wszystko i nawet jeżeli mam już swoją wyrobioną opinię to jestem jeszcze po tej innej stronie. Ja jeszcze nie wiem, a ty już wiesz. Ja się dopiero zastanawiam, a ty już jesteś pewna. Ja coś cicho przebąkuję, a ty głośno mówisz swoje zdanie.
OdpowiedzUsuńCzytam, bo też chcę być kiedyś taka stanowcza, określona i "jakaś" jak ty.
Miłego dnia.
=> Małgosia: dzięki, imienniczko!
Usuńi wiesz, ja też nie jestem pewna. zadaję pytania.
Drogie Zimno, w takim razie bardzo serdeczne życzenia bez żadnej okazji :-)
OdpowiedzUsuńA wieszanie psów na Dniu Kobiet zostawię mojej lepszej połowie.
=> Goldie: dzięki! a poza tym wiesz, Wam też mogę życzyć z każdej dowolnej okazji!
Usuńuściski dla piątki!