poniedziałek, 25 czerwca 2012

2.076

Ta historia ma jedynie luźny związek ze śmiercią Magdy P.



Byliśmy niedawno z wizytą u mamie.
Stało się tak, że przyjechaliśmy tam kilka dni po śmierci i po pogrzebie Jeana, bliskiego przyjaciela rodziny. Cień tego odejścia zawisł nad rozmowami z każdym, kto wpadał do mamie w czasie naszego pobytu. O śmierci Jeana, w szczegółach, również fizjologicznych i intymnych mówiono z sąsiadami, z dostawcą chleba, z członkami rodziny wreszcie. I były to rozmowy o śmierci właśnie, nie o Jeanie i z takim motywem przewodnim, że doszło do błędu lekarzy, do niedopatrzenia medyków, do ciągu zaniechań po stronie personelu szpitalnego. Mówiono o tym, jak bardzo karygodne, kryminalne wręcz było to, co się stało w szpitalu, gdzie dopuszczono do śmierci człowieka. Rozprawiano o możliwości pozywania lecznicy, nie tyle po to, żeby uzyskać odszkodowanie, ile bardziej dlatego, żeby winni tej śmierci ponieśli karę, na którą zasłużyli.

Jean w chwili śmierci miał osiemdziesiąt parę lat.
Od kiedy go znałam, a znałam go niemal tak długo, jak znam Ojca Dzieciom, więc od lat dziewięćdziesiątych zeszłego wieku, a zatem od kiedy go znałam był schorowany, cierpiący raz na to, raz na owo, zawsze zaopatrzony w pudełko leków. Od zawsze na rencie.

Rozmowy o śmierci Jeana, toczone za stołem w domu mamie były dyskusjami o niezgodzie na odejście.

To był krzyk, że nie wolno umierać.

Przy kolejnej żywej dyspucie zmierzającej do tych samych konkluzji poczułam niesmak. Wydźwięk rozmów wydał mi się wręcz obsceniczny.



Lubiłam Jeana, rozczulająco niereformowalnego w swojej niezachwianej wierze w podział Europy na amerykańską i komunistyczną. Za każdym razem, kiedy się spotykaliśmy pytał o to, co dobrego w Polsce, czy już mamy kolorowy telewizor i jak sytuacja z zaopatrzeniem sklepów. Był chodzącym reliktem świata kolonialnego, miało to niewątpliwy urok, podobnie jak jego wyszukane maniery, władczy gest długich palców (pamiętam je w szczegółach, paznokcie też) i – pożółkły tupecik maskujący łysinę.

Jean od wielu lat był stałym bywalcem okolicznych szpitali i wiernym klientem apteki.
I tu zdaje się dochodzę do sedna.
Jest niewątpliwe, że w amerykańskiej Europie służba zdrowia prezentuje diametralnie inne standardy, niż postkomunistyczne. A jednym z podstawowych standardów jest, zdaje się, założenie, że szpital to rodzaj serwisu, hali montażu niewadliwych części w miejsce popsutych, strawionych chorobą albo zużytych. To oczywiście uproszczenie, ale mam wrażenie, że rodacy Ojca Dzieciom wychodzą ze zgubnego założenia, że wszystko w obrębie ciała człowieka się da wymienić. A jeżeli nie wymienić, to przynajmniej tak pofastrygować, podziergać i przeszyć żeby działało, jak nowe. Mam też wrażenie, że lekarze z zaangażowaniem wspierają ich w tej wierze.

Jeżeli zatem wszystko się da naprawić i jeżeli na wszystko jest remedium, to dlaczego umierać.

Jean umarł w raczej podeszłym wieku, zmęczony, jak już widziałam to kilka miesięcy wcześniej, nawracającymi usterkami to tego, to owego. Chodził z trudem, poruszał się co prawda samochodem, ale tylko po najbliższej okolicy.

Jeżeli śmierć jest naturalną konsekwencją życia, to po śmierci osiemdziesięcioparolatka jego przyjaciele powinni, zdaje się, rozprawiać o tym, jak dobre (albo i niedobre) miał życie albo jak bardzo im jego brak. Przyjaciele Jeana byli natomiast wstrząśnięci samym faktem jego śmierci. I brakiem adekwatnej reakcji personelu szpitala. Adekwatnej, czyli takiej, która utrzymałaby Jeana przy życiu.


Jest truizmem teza, że nasza cywilizacja spycha odchodzenie i śmierć na daleki margines.
I to oczywiście jest bardziej widzialne tam, niż tu, tutaj nie ma jeszcze – jak tam - domów starców na co trzecim skrzyżowaniu, a w miastach gęściej. Liczne techniki odmładzania co prawda przyjmują się i u nas, ale tam mają już w nich wieloletnią rutynę.

Chcemy być na stałe młodzi, chcemy być bez wieku. Ja też chcę.
Jeżeli bez wieku, to bez kresu.
Przy takiej perspektywie śmierć jest zawsze pomyłką systemu. Nieuzasadnionym zawieszeniem się oprogramowania.
Podstawą reklamacyjną.
Było tak cudnie, a tu błękitny, nomen omen, ekran.




Im bardziej o tym myślę, tym bardziej sama się czuję złapana w pułapkę głębokiej niezgody na przemijanie i śmierć.






30 komentarzy:

  1. Chyba bardzo upraszczasz i generalizujesz - "mam wrażenie, że rodacy Ojca Dzieciom wychodzą ze zgubnego założenia, że wszystko w obrębie ciała człowieka się da wymienić" - tam od dziesięciu lat eutanazja jest legalna, jak to się ma do twojego wrażenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. odnoszę wrażenie, że to się bardzo ściśle ma. a ty nie?

      Usuń
    2. eutanazja jako efekt niezgody na smierc? no nie bardzo

      Usuń
    3. Eutanazja jest m.in.efektem niezgody na cierpienie. Jest wyrazem bezsilności i rozpaczy. Jednak jakoś się ma, anonimowy.

      Usuń
    4. "wszystko w obrębie ciała człowieka się da wymienić" - to w przypadku eutanazji chodzi o wymianę czego? Chyba że wymiana doczesności na życie wieczne.
      W ogóle jestem pełna podziwu jak bardzo masz przepis na wszytko, nawet żałobę ludziom być zorganizowała "by zimno". Inne reakcje i zachowania to buacha i przyciski bawimięto.
      A nie pomyślałaś, że to jest ich sposób na radzenie sobie z przemijaniem? Racjonalizację choroby? Ucieczka z niewytłumaczalnego w swojskie naprawy? Ty masz wylewanie frustracji na blogasku, daj im, u diabła, żałobę przerabiać narzekając na lekarzy. Mogę się założyć, że nie stypę również traktujesz jako nażerania się ku uciesze brzuchów.

      -> zorka - zimno pisze, że rodacy Dawcy (uwielbiam takie idiotyczne uogólnienia) kurczowo trzymają się życia. To nie bardzo jest tego wyrazem zabicie się.

      Usuń
    5. owszem, eutanzaja to niezgoda na cierpienie- w chrzescijanstwie cierpienie ma rzekomo gleboki sens, mamy niesc swoj krzyz etc.
      w spoleczenstwie laickim cierpienie samo w sobie jest czyms absurdalnym bo niby w imie czego mamy cierpiec? i dlaczego ktos ma nas zmuszac do zycia w cierpieniu jesli tego nie chcemy- stad eutanazja; eutanzja nie wynika z niezgody na smierc tylko z poczucia, ze zycie na jest nadrzedna wartoscia- bo wazniejsza jest jakos zycia

      Usuń
    6. I tu właśnie, anonimowy, sam zamykasz kółeczko. Eutanazja WŁAŚNIE pojawia się w krajach, gdzie jakość życia jest ważniejsza. Jak nie możesz sobie już wszystkiego wymienić - zastrzyk i po kłopocie.

      Usuń
    7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    8. Teraz drastycznie upraszczasz przyczyny eutanazji. Zresztą mnie głównie chodzi o ustawianie wszystkich dookoła przez zimno, nawet w żałobie.

      Usuń
    9. => anonimowy z 11:32: żeby było jasne - twój komcio wyparował, gdyż albowiem nie życzę sobie obrażania tutaj moich znajomych.
      amen.

      Usuń
    10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    11. Zimno mebluje po swojemu i robi to, zdaje się, u siebie.

      Usuń
  2. Za mego młodu pewna śmierć zdezorganizowała mi biografię. Kiedy się z niej otrząsnęłam na tyle, żeby jakoś...zaczęłam o niej pisać. I piszę do dziś; to przewodni temat mojej naukowej pisaniny. Im bardziej czuję się złapana w "pułapkę głębokiej niezgody na przemijanie i śmierć" - tym bardziej piszę. Nic mi to nie daje. Absolutnie nic. Chyba już wpadłam w szczelinę istnienia. Wokół same szczeliny istnienia...Czasem zachody słońca. Wino i ser. Przez most, przez most...a w moście dziura. Ale paka szto - wypijmy wino, szwoleżerowie.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się zgadzam z Zimnem co do koncepcji wymiany i niezgody na kresy. Tyle, że mnie przerażają raczej owe kresy, ciągnące się niczym stepy akermańskie, kresy zmagania z niedomaganiem, schyłek życia w niedoborach. I z tej perspektywy sam kres jest całkiem ok.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wklejam coś c napisałam początkiem maja:

    z maila do koleżanki:

    "Najgorszym wydarzeniem tygodnia weekendowego była niestety śmierć Prababci. Od 6 lat miała dializy i powaliła ją właśnie ta krążąca ostatnio jelitówka. Zmarła jak byłam jeszcze w Niemczech, więc powiedziałam Ł. że ja powiem dzieciom, niech choć tego na siebie nie bierze, skoro jemu ni miałam jak pomóc na odległość. J.(4 lata) przyjęła dziecięco, ale F.(7,5 roku) było ciężko i smutno. Dzieci siostry Ł. - E.(7 lat) zrobiła otwieraną trumnę z babcią w środku, a T.(5) precyzyjnie ustalił, że babcia umarła jakby ciut nielegalnie, bo pradziadek jest starszy (tak tak, ma listę całej rodziny wg wieku) (tata teściowej, babcia to mama teścia). Nie przyjmujemy opcji, że pradziadek żyje nielegalnie:). Na pogrzebie F. wypłakał paczkę chusteczek, ale na spokojnie, stał ze mną, trzymał mnie za rękę i łzy mu ciekły po buzi. Mogłam tylko z nim być, nic mu ująć nie mogłam. Generalnie Ci powiem, że pogrzeb był smutny, ale pogodny, taki wiesz, z nadzieją. I tylu ludzi było. I tak dobrze ją wspominali. A sama babcia miała do końca jasność umysłu, tylko ok. pół h wiedzieli już i ona i inni, że to koniec. Obaj synowie z nią byli, zdążyli dojechać. Dużo łaski więc, jak widać. J. przybyła potem na stypę i orzekła, że ustaliły z koleżanką S. (w średniakach w przedszkolu), że w niebie też żyją. I tego się trzymajmy. Dalej jest nam smutno, ale spokojnie smutno - myślę, że rozumiesz, co mam na myśli. Kontynuując złote myśli mojej córki - babcia teraz lata po niebie i patrzy na nas."

    To był pogrzeb i odejście, jakiego każdy by sobie mógł życzyć. A rodzina mojego męża właśnie potrafi przyjąć to odejście, choć wszyscy bardzo kochaliśmy Prababcię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeden z najmądrzejszych wolontariuszy, jakich poznanlam w hospicjum, powiedział mi kiedyś: " Życia nie da się zmieścić w życiu". Od trzech lat chodzę z tym zdaniem i przymierzam do tego, czego wciąż się uczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne, chowam w sercu to zdanie do własnej niespiesznej konsumpcji.

      Usuń
  6. Żadna reakcja na śmierć mnie nie zdziwi. Można nawet tańczyć i śmiać się głośno z rozpaczy.

    Dyskutowanie o wszelkich detalach medycznych i "szukanie winnego" jest również naturalnym przejawem etapu żałoby. Zanim przyjmie się ten fakt do wiadomości (i świadomości) czasem potrzeba sobie zracjonalizować okoliczności.

    Niezgoda na śmierć jest międzynarodowa. Wiek osoby zmarłej nie ma znaczenia, raczej jak bliski ten ktoś był.

    aga.ta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę podobnie, aga.to. To znaczy, jeśli o wiek chodzi - dyskutuję tylko w środku. Na zewnątrz NIE MAM PRAWA oceniać, wypowiadać się. Przez kilka lat prowadziłam spotkania dla rodziców po stracie dziecka. Przychodziły mamy, ojcowie kilkulatków i kobiety, które poroniły w 7-m tygodniu ciąży. Ogromnie się buntowałam. Ból po stracie nienarodzonego dziecka nie mógł być przecież "aż taki", jak po śmierci 3-latka. Dość szybko nauczyłam się milczeć, słuchać i przyjmować do wiadomości to, że każdy ma swoją skalę, swój max cierpienia, odrębną wytrzymałość, wrażliwość. I ma prawo cierpieć z całą mocą i ostrością. Po swojemu, na swoich warunkach. Mój punkt widzenia nie jest żadnym wszechświatem, jest po prostu punktem. Jednym z wielu. :)

      Usuń
    2. Tak naprawdę to chciałam coś jeszcze dodać, ale nie muszę, zorka i aga.ta już według mnie bardzo celnie dodały :)

      Vau Ki

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. => ingrid: przepraszam, przypadkowo usunęłam Twój komentarz, trafił do skrzynki spamu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => zimno: musze jakos przelknac, ze moje madrosci i wynurzenia znalazly sie w smietniku :D

      Usuń
    2. => ingrid: to tym bardziej krępujące, że Twój komentarz był niezgadzający się ze mną.

      pardon i pardon, następnym razem będę ostrożniejsza ze spamem.

      Usuń
  9. "Liczne techniki odmładzania co prawda przyjmują się i u nas, ale tam mają już w nich wieloletnią rutynę."
    Podobnie starożytni Grecy, z tym że Pelias nie przeżył akurat.

    "Rozmowy o śmierci Jeana, toczone za stołem w domu mamie były dyskusjami o niezgodzie na odejście."
    "– Więc i ja umrę, i będę jak Enkidu? W łonie mym rozpacz się zaległa. Jakże mi to zmilczeć?
    Jak spokój znaleźć? Trwogę przed śmiercią poczułem, bogowie! Raczcie mnie, jak dotąd, w
    żywych zachować!"
    Gilgamesz, ani nie współczesny, ani amerykański, ani rodak dawcy. Nic nowego ani obscenicznego.

    OdpowiedzUsuń
  10. Według mnie standardy obchodzenia się z pacjentem tu i tam podzielone są przez lata świetlne, dlatego może i relacja klient-sprzedawca i wynikające z niej wymagania wobec szpitala są dla Polaków niezrozumiałe.

    Nie znam szczegółów śmierci tego starszego pana, ale być może faktycznie popełniono gdzieś błąd, który spowodował - nawet w wypadku sędziwego już wieku - przedwczesną śmierć.
    A szok po stracie każe nie wierzyć w nieodwracalność faktów.

    Vau Ki

    OdpowiedzUsuń
  11. Są ludzie, których życiu na­daje kształt strach przed śmier­cią. I są ludzie, których życiu na­daje kształt ra­dość i za­dowo­lenie z te­go, że żyją. Ci pierwsi żyjąc umierają; ci drudzy umierając żyją. Wiem, że los może zab­rać mnie jut­ro, ale śmierć jest nieis­totną ewen­tual­nością. Kiedy­kol­wiek przyj­dzie, mam za­miar um­rzeć żyjąc.
    Horace Kallen

    To o Magdzie P.

    A teraz coś czego proszę nie traktować jako pean na cześć kultury chłopskiej
    tylko jako zwykłą refleksję.
    Wczoraj po raz pewnie setny TV powtarzała "Samych swoich". Wszyscy pewnie znamy ten film, a ja dopiero wczoraj zwróciłem uwagę na sceny przedstawiające śmierć matki Pawlaka. Podobne sceny znam z opowiadań moich bliskich. Pogodne pogodzenie się odchodzącego i jego bliskich z tym co nieuchronne, pożegnania, rzeczowe rady i przestrogi dla tych co pozostają. Rytuały czuwania przy konającym i zmarłym, ostatnie pożegnania.
    No cóż, pewnie byli bardziej prymitywni, spierali się "o trzy palce" a zamiast wyrafinowanych argumentów używali kosy i cepa, sterylni i higieniczni inaczej,ale śmierć mieli "oswojoną" i potrafili ją przyjąć godnie.

    A my współcześni liczymy na to, że wynagradzany przez nas personel wychowa i wyedukuje nam dzieci a naszym rodzicom zapewni spokojną i szczęśliwą starość bez bólu i cierpienia. Tylko jak to nazwać? Hodowlą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Maryjan: w istocie, o to mi chodziło w tej notce, o zanik instynktu śmierci.

      Usuń