poniedziałek, 21 lutego 2011

1.960

- Maaamaaa …
Prywatność? Zapomnij, co to jest prywatność. Nie przywiązuj się do myśli, że w czasie łaziennych ablucji musisz być - bo tak jest przyjemniej - sama.
- Maaamaaa … - śpiewnie zagaja Erna. – mama, a djaczego nadal masz te piejsi …
Nerwowo zgarniam poły szlafroka, ściśle związuję go w pasie.
- … te piejsi, któje kiedyś miałaś, kiedy kajmiłaś Pikiego?
Pasta do zębów utyka mi w gardle, dławię się piekącą pianą.
- Takie ogjomne? – pastwi się Erna, wykrzywia odrażające grymasy.
- Khekh. – odpluwam. - Bez przesady!
- Mama, chodź, coś ci pokażę – Nowy Człowiek staje w drzwiach łazienki. Wbiegł po schodach, kosząc po kilka stopni naraz. – w tej grze, co jest dla mnie bardzo dziwne.
Rzucam:
- Zaraz.
Nowy Człowiek niecierpliwie przestępuje z nogi na nogę.
- A ja tesz bende takie miała? – pyta Erna.
Przytakuję kiwnięciem głowy. Erna nie wygląda na uradowaną.
- Mama chodź, chodź. – Nowy Człowiek ciągnie mnie za rękaw peniuaru.
- MAAA-MAAA! – dyszkant Silnego dobiega z ciasnego kąta między szafą a ścianą. - MAAA-MAAA! – Silny nadaje na telepatycznej długości fali i przy użyciu dobitnej gestykulacji, zestawu onomatopei i rzeczownika „mama” wyjaśnia, że potrzebuje teraz-tu-zaraz suszarki, odkurzacza oraz kompletu szczotek do nawijania końcówek, albowiem właśnie montuje zderzacz hadronów na podłodze, pod łazienkowym blatem.
- Mhm. – zwracam się do Silnego i podaję mu koszyk ze szczotkami.
Silny mruczy lodowato, nie wiadomo – jest przeciw czy za.
- Nie chce mieć takie piejsi!!! – jęczy Erna.
Jeszcze moment, a się rozpłacze.
- Mama, - Nowy Człowiek się wygina w nerwowej pląsawicy, dawno powinnam pomykać z nim w grę albo co najmniej patrzeć. –
a wiesz, że ja miałem 21 procent dzisiaj rano, ale ja pokonałem ogra i mam już dwadzieścia dwa procent teraz?
- Doskonale!
- MAMA!
– Silny nie zapadł w czarną dziurę, oczekuje bezzwłocznej uwagi.
- Mama, - Erna zakręca się wokół lustra, poprawia lewy i prawy warkocz. – bym chciała tejas te opaske białą. Te białą. Bo by mi tu pasowała ...





Mayday!
Mayday!
Mayday!



Łączność siada. Jaźń się rozwarstwia.
Docieram na krawędź.
To znaczy - tak mi się przynajmniej przez krótką i efemeryczną chwilę wydaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz