sobota, 25 lutego 2012

2.046

Żywieniowo-obyczajowy kontredans kontynuujemy przy śniadaniu.
Trzy kroki w przód, schodzimy do jadalni szeroką ławą.
Pierwszy jest Nowy Człowiek, na długich nogach, w podskokach gna się rozeznać, czy dowieźli cytrynową herbatę. Za nim podąża Erna, kapkę nadąsana, jak zwykła być co rano, cała w warkoczach, cała w gestach wykonywanych z emfazą, za to bez klapek, demonstracyjnie pogubionych na trasie. Później ja z Silnym u boku i słoikiem czekolady.
- Króliczku mały … - mamroczę w napadzie egzaltacji.
- Jestem … KJOWOM! – chichocze Silny. – JESTEM KJOWOM, MAMA! MUUUU!!! MUUUU!!! KJOWOM! MUUUU!!!
Wspaniale.
Pochód zamyka Ojciec Dzieciom z kartą do pokoju, ze śniadaniowymi akcesoriami … Krowy, z moją książką i z zapasową paczką herbaty cytrynowej.
Teraz każda para po dwa kroki w prawo. I obrót przez lewe ramię.



Szukamy stołu o parametrach wystarczających na obsadzenie go bandą.
Zespół Bitumicznej Ekstazy, mistrzowie samodyscypliny i luminarze wczesnego wstawania monopolizują centralną część jadalni. Wilgotne, obniżone od wczorajszego wieczoru basy poddają drobiazgowej analizie śródnocne zachowania społeczne własne (my poszliśmy o wpół do czwartej, a wy? o której? o, cha cha cha cha) i kolegi Marka. Kolega Marek/ butelka/ łazienka/ paw, a dalej to już tylko ustawa o ochronie danych osobowych, GIODO i prokurator. Tak czy inaczej - za wcześnie, Marku, koledzy twierdzą, że żenada, że Marek wysiadł o wiele długości zanim. Pararam-para.
Lepkie rechotanie.
- Mamo, a o czym oni rozmawiają? – pyta Nowy Człowiek.
I dlaczego tak donośnymi głosami.



W kontredansie następuje krótki galop, sześć kroków w podskokach między bufetem a krzesłami. Ukłon.
Nowy Człowiek się zawiesza nad filiżanką bez herbaty.
Kontempluje Mount Cukrovest na dnie, nierozpuszczoną zawartość pięciu tutek cukru.
Kanapka, Nowy Człowieku, tu czeka kanapka. Bułka z czekoladą.
Am am am.


W okolicach masła natykam się na Buraczkowego. Buraczkowy jest dzisiaj odziany, w odcieniach cery różano-fioletowy i nadal samiec alfa, półgłosem referujący koledze o półprzytomnym wyrazie twarzy walory kolejnych baz brunetki, jak się domyślam, tej w kardiganie.
Kiedy wracam po dokładkę (chleba bułek sera masła) Buraczkowego opadają wątpliwości moralne i się radzi Nieprzytomnego, czy aby nie posunął się za daleko z brunetką (a na imię jej Marta) na forum firmowym plenarnym.
- Eee. – poczytalność arbitra jest sporna, acz zainteresowani nie przywiązują do tego wagi. – eee, - mruczy Nieprzytomny.- tylko … tak ją … tak … na kolanach, tego, trzymałeś ...
Absolucja się dokonała.



W kontredansie kilka posuwistych kroków, powiedzmy, że po dwa w lewo, dwa w prawo.
Erna podłubała w płatkach i oto już zwisa z krzesła.
- Już nie mogę! – płacze. – Dużo zjadłam!
- Ja tesz dużo zjadłem! – uruchamia się Silny. Uruchamia się Krowa. Korzysta ze świeżo nabytej mowy, jak z nieopatrzonej jeszcze zabawki. – Mjenso! I sos! I makajon! I żelki!
Na jednym wydechu.
- Z porannych potrzeb tylko zjadłem. – Buraczkowy pełnym głosem zabawia załogę Bitumicznej Ekstazy.
- Mama, a to jest twoje ulubione śniadanie, że ci nie uciekamy? – pyta Erna.
Znowu siedzi, zamaszyście wywija sztućcami, kończy płatki.
Mhm, ulubione. Tak.
- Mogę się przejść? – reflektuje się Erna. - Bo mi nogi ścierpły.
Silny pyta:
- Mama, a mogę iś nadó?
- Jacek, a ty to masz trzy żołądki, Jacek. – zaśmiewa się gromko pracownica Bitumicznej Ekstazy.



W kontredansie tancerze wykonują ceremonialny dyg i się rozchodzą do swoich zajęć.


7 komentarzy:

  1. po przemyśleniu:
    jednak zupa szczawiowa to niedostateczny argument. nie chciałabym tam pojechać. bym zaatakowała tych ludzi owsianką/ wędliną drobiową/ miodem. a potem posypała płatkami. i złośliwie wypiła całą kawę.

    i, kurcze blade, dlaczego ja mam się wstydzić przed prywatnym dzieckiem za dorosłych.

    OdpowiedzUsuń
  2. => kocimokiem: w istocie, karny jeżyk tam się należał nie dzieciom a dorosłym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za te dwa wpisy bo już myślałem, że zachowanie dorosłych (?) w czasie wyjazdów integracyjnych, wesel, bankietów, imprez ku czci* już nikogo nie dziwi i nie wprawia w zakłopotanie. Zastanawiającym jest skąd się to bierze. Ciekawe czy Buraczkowy taki się po prostu "ulungł" i nikt nie starał się go choć trochę ociosać ( słynne wychowanie bezstresowe)
    czy to "kalka" z zachowań które Buraczkowy kiedyś poznał i uznała za właściwe ?

    * -niepotrzebne skreślić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że zimno powinno wprowadzać zakaz wesel i bankietów w placówkach, do których nadciąga z dziećmi. Oraz zakaz sprzedaży alkoholu w promieniu piętnastu kilometrów. Skoro na ferie tylko hotele wchodzą w grę, a nie przytulne pensjonaty rodzinne, jeżeli nie chce narażać dzieci na opowieści o rzyganiu, w sumie czynności ogólnie znanej ani o seksie, również ludzkim i znanym skądinąd w pisowni, jak pamiętamy doskonale z poprzednich odcinków niniejszych Faktów.
      A skąd się bierze zachowanie? Nie z kalki na pewno, ale z zamierzchłej przeszłości, kiedy to po raz pierwszy jakiejś niedbałej gospodyni sfermentowała pszenica w zapasach.

      Oleńka

      Usuń
  4. ok. ja zwykle na urlopie relaksuję się i olewam innych.
    no ale można pensjonarsko oburzać się też zachowaniem współtowarzyszy niedoli i je skrzętnie notować.
    k.k.

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedni... tylko sobie wyobrazić, że ich po śniadaniu czeka szkolenie np. z frakcji powistających podczas destylacji ropy naftowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => koda: taaa, destylując we własnym układzie trawiennym C2H5OH ;)))

      Usuń