czwartek, 23 lutego 2012

2.045

Najpierw jest kwadrans mozolnego utrwalania konfiguracji nakryć. Ten nie tu, tamta nie przy tym, gra w gorące krzesła, dla tego herbata, trochę gimnastyki jak znalazł jako wstęp do kolacji, orzeźwiające preludium posiłku, dla mnie kawa, ale na koniec, z ciastem, jałowa przepychanka nad pustymi talerzami.
- I sok jabłkowy!
Nie zrzuć!
Nie ciągnij!
Hejmały patrzpodnogi ciągnieszobrusdziewczyno.
Uważaj!

- Dzisiaj polecam państwu stół szwedzki, – postawna kelnerka nachyla się nade mną nieco, tak to zdaje się ujmują w fabułach, konfidencjonalnie. – smażone ziemniaczki, kurczaczek, tilapia, zupka szczawiowa z jajkiem …
- A ja bym chciał herbatę. – jęczy ktoś.
Jakiś młody głos.
- A tutaj pyszne sałatki … - dobra kobieta wskazuje na blat tuż za plecami fluktuujących nielatów i jednocześnie omiata życzliwym wzrokiem kłębiący się …
Drobiażdżek?
Ładne słowo, omiata.
- Dla nich to, co zwykle. – mówię. – Dwa razy frytki z
nuggetsami. Bez keczupu.
Tak mówi ich matka, ich matka dobywa z siebie – też ładne słowo: dobywa – a więc dobywam z siebie westchnienie, prośbę, żądanie, żeby prędko, żeby jak najszybciej i bez zbędnej zwłoki.
- TO SAMO, CO ZAWSZE!
Bo dobre sobie, ależ to zabawne, o buacha cha, szczawiowa/sałatki/tilapia.





- Ja mam 149 a wy ile ile ile macie?
Czknięcie. Tak, bez wątpienia – to czknięcie. Dorodna brunetka spowita w krzywo spięty kardiganik ciężko opada na krzesło dwa stoliki dalej. A oczy jej … mój ty Boże, nie jak dwa szmaragdy, raczej jak dwa mętne bajorka na gładkiej, ładnej twarzy. Wyjazd integracyjny firmy Bitumiczna Ekstaza zaszczycił otóż nasz hotel. Integracja zaś, droga młodzieży, ma swoje prawa, alkohol podpijany ukradkiem w pokojach, jak na koloniach dla dwunastolatków w Dziwnowie albo w Rabce i damsko-męskie podchody na poziomie adekwatnym.
- Sto czterdzieści siedem. Siedem. Siedem. – bulgocze zataczający się towarzysz przystojnej pani. – Zaraz ci udowodnię … wodnię …
Znowu czknięcie.
- Tu mam kartę! – i mężczyzna ciska na stół niezadrukowany, wyjąwszy chipowe oko, plastik do otwierania drzwi. – To jest moja karta … do sto czterdzieści …
- Mamo, a co się stało temu panu?
- Niemożliwe, ja mam 149. – zaśmiewa się ładna.
Stolik brunetki obrasta kolejnymi pracownikami Bitumicznej Ekstazy.
- Mamo, - Nowy Człowiek energicznie tarmosi mój rękaw. – CO SIĘ STAŁO TEMU PANU?
Pan, buraczkowy na twarzy, w samym tylko podkoszulku, brudnawym albo beżowym ewentualnie rzetelnie przebarwionym w praniu, ten pan tak wymachuje rękami, jakby zaraz planował nimi zanurkować pod sweterek pani. Nie zważając na liczne towarzystwo pracowników i handlowych reprezentantów ani na zawodową hierarchię.
Ten pan jest dzisiaj na koloniach i chce wyrwać tę panią.
- Ja państwa najmocniej przepraszam. – kelnerka wróciła z naręczem tac, z zestawem dzbanuszków i dzbanków, filiżanek, łyżeczek i podstawek. – Najmocniej przepraszam za to …
Kelnerka dobitnie przewraca oczami.
Aaa ta-da-da-da-DAAA!!!
- Silny, nie strzelaj do pani!
Silny, też na koloniach, rozpasany, upadły i zero manier – celuje do kelnerki z imaginacyjnego oręża, dźwięk wystrzałów imituje natomiast realnie.
- MAMO, KIEDY BĘDZIE MOJE DANIE? – Erna przewiesiła się przez siedzisko krzesła i zwisa, wymachując nogami.
O-ho-ho, stopy w tych czarnych rajtuzach ma całkiem przetarte. Ciekawe, ciekawe.
… więc Erna macha z nudów albo z dekadencji, albo skutkiem złego jedzenia (stężone izomery trans i cukier biały) oraz nadmiaru czasu.
- MAM STO CZTERDZIEŚCI DZIEWIĘĆ!!! – buzuje właściciel buraczkowej twarzy.
- O-ja-pier-
do
le.
Chichoce nasza sąsiadka i popija czkawkę drinkiem sex on the beach.






Ferie z młodzieżą spędziliśmy w odległym, posezonowym zakątku kraju.




22 komentarze:

  1. I wreszcie znowu o smarkach, przynajmniej bez feministycznego smrodku, chociaż nielaty w miejscach publicznych nadal mało wychowane.

    OdpowiedzUsuń
  2. firmowa integracja, no miodzio sprawa, się zastanawiam czy to uzupełnianie braków z dzieciństwa, czy jednak charakter. Oraz cieszy mnie powrót do moich ulubionych bohaterów)))
    i mam nadzieję, że odpoczęliście jednak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. świetnie odpoczęliśmy.
      a te obserwacje! socjologiczne, towarzyskie, społeczne i tak dalej

      Usuń
  3. Nielaty zupelnie sie normalnie i zdrowo zachowuja i do tego jeszcze matke ciagna na sankach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hihi :)
      ta potężna postać po lewej na sankach to NC, a nie ja ;)

      Usuń
    2. niemozliwe! No to sobie ustawil mlodsze rodzenstwo..., no ale w koncu Silny jest silny

      Usuń
  4. nożeszszsz, trochę ich nie było i pacz jak wyrośli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zimno drogie,

      czego, do cholery, mieli po 149? Dziesiątych części promili (zabawa alkomatem)? Czy też porównywali numery pokoi?
      Ciekawe, że widownia takich spektakli bawi się zawsze dużo słabiej od aktorów...

      Fajnie, że w tym roku śnieg dopisał (no, nam szczególnie - dobrze będzie jak nam tu na reniferowej północy zejdzie do połowy kwietnia), nasze robaczki akurat dorosły do wspólnych zabaw z sankami, nartami, łyżwami etc - i bawimy się jak nigdy dotąd.

      Usuń
    2. => valyo: pacze i sama nie wierzę ;)


      => Goldie: ależ numery apartamentów, rzecz jasna, poprawiłam story, teraz gra.

      a sanki? nie powiem, żebym ich zazdrościła DO POŁOWY KWIETNIA, ale UWIELBIAM SANKI :))))

      Usuń
  5. Fajnie:) Ja też się z dzieciakami wybawiłam i wymroziłam w górach. I kazałam się nawet ciągnąć na sankach:) A co do jadłospisu "to, co zawsze"... Mój syn ma (prawdopodobnie, w trakcie diagnozy) Selective Eating Disorder i to jest dopiero jazda: prowiant zawsze muszę zabierać ze sobą i wybierać ośrodki wyłącznie z aneksem kuchennym. Więc i tak zazdroszczę możliwości zadowolenia małolat nuggetsami:)
    MW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. diagnozuje się coś takiego, jak Selective Eating Disorder?
      a!
      a jak bardzo trzeba być selective (ile dań?), żeby zdiagnozowali?
      i co z tym dalej?
      dyspensa w stołówce szkolnej?

      Usuń
    2. Żebym ja wiedziała, co z tym dalej... dziecko autyzmu nie ma (to często towarzyszy właśnie autyzmowi), więc wygląda na izolowane zaburzenie. Nie istnieje w oficjalnej klasyfikacji medycznej, polscy lekarze bardzo mało o tym wiedzą, ale już po angielsku można trochę materiałów znaleźć. Generalnie zajmują się tym psychologowie, którzy leczą anoreksję/bulimię. Nie mogę powiedzieć, żebym trafiła na kogoś kompetentnego, na razie szukamy. Delikwent ma 6 lat i dobre wyniki (na okoliczność diety wszechstronnie przebadany), ale problem jest, zwłaszcza że nowe produkty do tej listy nie dochodzą, a wręcz przeciwnie - nie jada paru rzeczy, które jadł wcześniej. Jeśli chodzi o dietę, to jest to np. jedna akceptowalna zupa (czysty rosół bez żadnych dodatków, nie wyłączając makaronu), dwa zestawy mięsne obiadowe (kurczak), frytki, surówka z marchewki, (żadnych ziemniaków, makaronu, kaszy, ryżu), naleśniki (suche), racuchy, owsianka na wodzie, określony typ (marka) parówek, suchy chleb. Owoce i wybrane słodycze. Jeśli lody - to wyłącznie sorbet. Na mieście możemy zjeść frytki i gofry.
      W przedszkolu nie je od początku, tzn. je "obiad" dwa razy w miesiącu: kiedy jest naleśnik (dają mu suchy) i racuchy. Na wycieczki bierze swój prowiant: suchą bułkę i wodę. Ostatnio wpadł na pomysł, by swoje obiady sprzedawać kolegom:)

      Usuń
  6. nasze wdzięczne i elfie dziewuszki mają identyczne czapy. tj. Zosia amputowała czapie pompon, bo jakoby się kiwał bez sensu.

    też bym pojechała na wyjazd, gdzie dają szczawiową i możliwość podglądania wyjazdu integracyjnego. bardzo bym pojechała. ale nie pojadę, gdyż leżę w towarzystwie prywatnej rwy.

    a na samym końcu zastanawiam się, dlaczego dzieci są grzeczne, albo niegrzeczne - w oczach obserwatorów. a nie rejestruje się stanu mieszanego ;-) tj. normalnego dziecka. w zasadzie zastanawia się, dlaczego od dziecka wymaga się opcji "grzeczne" niejako z założenia, a dorosłego traktuje ulgowo. coś tu jest zakrzywione za bardzo.

    a i dlaczego u dorosłego "ja nie jem ryb/ fasoli/ kaszy/ ananasa etc." jest traktowane normalne, a u dziecka to wydziwianie. na ten przykład wczoraj Zo odmówiła jedzenia kaszy gryczanej z sosem, podczas szkolnego obiadu. zaproponowała pani rozwiązanie alternatywne - sos, surówka i chlebek. pani powiedziała, że tylko kasza i już. więc Zosia się obraziła i nie zjadła obiadu. efekt - po 16 Michał odebrał zapłakane dziecko, z bólem głowy z głodu. nie będę dodawać, że o 16.30 mieli mieć badanie wzroku. wizytę odwołałam.

    pozdrawiając itp.

    słowotok się wziął z diety, której głównym elementem jest ketanol forte. mniam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. muszę przemyśleć Twój postulat.
      on jest odkrywczy.
      w istocie - obserwatorzy cudzych dzieci w wielu wypadkach nie mogą się powstrzymać od przylepienia łaty. a łaty są tylko dwie, nie ma takiej o treści "neutralnie".



      leczysz kręgosłup masażem?

      Usuń
  7. no ja nie wierzę, że tam NC jest! przecież 5 minut temu był mały! :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trzy minuty temu był mały, a teraz ma stopy niemal, jak ja.
      ech.

      Usuń
  8. Mniam, mniam - szczawiowa! A tutaj szczawiu nie można dostać :(
    Przywróciłaś mnie na moment do czasu, kiedy to jakaś "dobrze wychowana pani" zwracała uwagę starszemu, że nie ładnie się tak do siostry odnosić, obrusem się nie ciąga i tak w ogóle to gdzie są twoi rodzice...(siedzieli przy tym samym stole). Teraz czas bijatyk okołostolnych mamy już za sobą, ale nie powiem, że nie tęsknię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ani trochę nie tęsknisz?
      wizualizuję sobie czas, kiedy BĘDĘ TĘSKNIĆ, bo zakładam, że można i za tym ;)

      Usuń
    2. Wlaśnie napisałam, że tęsknię...

      Usuń
    3. => Ania: no tak. krucho u mnie po nocy ze zrozumieniem tekstu.
      wybacz!

      Usuń
  9. Droga autorko tekstu,

    Niestety pierwszy komentarz nie należy do mnie, co powyżej sugerujesz.
    Tja, takie rzeczy trzeba umieć sprawdzać, zanim wepchnie się czytelnika do szuflady.

    k.k.

    OdpowiedzUsuń