sobota, 12 listopada 2011

2.028

11.11.11

Nie poszliśmy na Święty Marcin, poszliśmy na pływalnię.
Zresztą – pacyfistyczne miejskie zabawy poznaniaków i nasze kaloryczne rogale wypadły raczej blado i nie medialnie na tle wojennych gier miejskich mieszkańców Warszawy. Próbuję zrozumieć, czytałam i tu, i tam i nie potrafię się wczuć, żadna z tych bajek nie jest moja. Bo jak traktować poważnie argumentację „Kolorowej Niepodległej”, skoro ta, zamiast wziąć rzecz na klatę obstaje, że puszczała jedynie bańki mydlane w rytm „All You Need Is Love”. Nie przemawia do mnie również koncept z zachowaniem równowagi. Prawica be, lewica be. Jestem z kraju, w którym 11 listopada je się kaloryczne rogale (i jadało się je zawsze, także wtedy, kiedy 11 listopada było czarną datą w kalendarzu). Tutaj się zawsze świętowało 11 listopada, bez imperatywu rzucania w oponentów kostką brukową albo ławką.



Po południu Nowy Człowiek odrabiał zadania z najświeższej tygodniówki. W jednym, w kilku zdaniach miał napisać o tym, jak rozumie patriotyzm. Rozumie tak sobie, szkolnie, w kontekście bitew i walk.
Nowy Człowieku, uwaga! - rzekłam patetycznie (teoria, że patriotyzm się równa ofierze z życia jednak mnie przeraża) - w normalnych czasach chodzi raczej o uczciwość, pracę i podobne nudziarstwa, a nie o dramatyczne gesty.
Faszerowanie młodych głów krwawym bohaterstwem dzielnych przodków kończy się rzutem petardą.

Powiedziałam co wiedziałam.
Nie jestem z tego szczepu, który się naparzał na stołecznych placach w imię wolności, równości oraz umiłowania.





Piękną jesień mamy.





19 komentarzy:

  1. jesień piękna i u nas, zamiast rogali jemy skrzydełka i jeździmy po lesie rowerami. miłej niedzieli

    OdpowiedzUsuń
  2. Z Galicji jestem.A mieszkam jeszcze gdzie indziej.Rogala bym chciała świętomarcińskiego :x A ile by kosztował z przesyłką,psepani :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm. Jak normalnie lubię Cię czytać to tutaj zaleciało wielkopolskim szowinizmem. Wiesz, my z Warszawy też niekoniecznie lubimy się napieprzać sztachetami w święta narodowe, ale tak się złożyło, że jesteśmy stolicą i ekstremiści różnej proweniencji od czasu do czasu urządzają sobie u nas wojenne gry miejskie. Moi warszawscy znajomi załamują ręce nad okaleczonym placem Konstytucji i wywalają ze znajomych na fejsie tych, którzy popisują się rewolucyjnymi fotkami z kostką brukową w dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  4. jak to - zero komentarzy? nikt o patriotyzmie? no, dobra ja też nie... jakoś ofiary z życia nie, też wolę uczciwe wypełnianie obowiązków (a już na pewno kaloryczne rogale, chociaż u mnie akurat mają postać urodzin koleżanki)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaiste, mądrze powiedziane. Z racji dystansu chwilowej emigracji doświadczam ostrzej wymiaru patriotyzmu i zniesmaczają mnie doniesienia o warszawskiej bijatyce, z manifestantem (?) kopanym w krocze jako high-lightem, które kładą się cieniem na miłych wspomnieniach wszystkich "jedenastolistopadów", jakie dane mi było do tej pory przeżyć w Ojczyźnie, z rogalem jako wisienką na torcie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Patriotyzm - Drugie śniadanie mistrzów, wypisz wymaluj!! Zgadzam się z tą teorią i popieram H. Cegielskiego i świętomarcińskie rogale w opozycji do warszawskich gier ulicznych(zarówno powstańczych-co za głupota! jak i listopadowych).
    Poza tym piękna mamy jesień zaiste))

    OdpowiedzUsuń
  7. a dla mnie ciekawym jest, skąd dziecko - z tego, co widzę, jeszcze nienastoletnie - chodzące do _takiej_ szkoły patriotyzm kojarzy z krwią i blizną?

    może nauczyciele tam również nie bardzo na bieżąco?

    kk.

    OdpowiedzUsuń
  8. tak. tez mnie dotknęło określenie "wojenne gry miejskie mieszkańców Warszawy"
    to prawie jak "polskie obozy koncentarcyjne"...
    tym bardziej mnie dotknęło, że u Ciebie Zimno to przeczytałam. zaskoczona jestem, oniemiała z lekka...

    OdpowiedzUsuń
  9. => m.: miłej!



    => anonimowy z 00:19: przesłać Ci rogala? chętnie, ale one są najlepsze prosto z cukierni, a nie po trzech dniach.



    => Marta, => Agata: jeżeli „wielkopolski szowinizm” zastąpić „wielkopolską odrębnością” będzie o wiele ładniej, poprawniej oraz w duchu i w klimacie, że jesteśmy różni, ale to wartość a nie ambaras.

    i zgoda, do stolicy zjeżdżają różne ekstrema, ale i tak się w mojej wielkopolskiej głowie pojawia pytanie, dlaczego na miejscu nie zorganizowano festynu kulturalnego, czy wręcz po prostu pieczenia kiełbas (jak, powiedzmy, w Poznaniu), tylko polityczne manifestacje, które – przecież to było do przewidzenia – musiały doprowadzić do konfrontacji.



    => drobneprzyjemnosci: ależ jest o patriotyzmie, wręcz o niesnaskach międzyregionalnych :)


    => bluuu: z dala to pewnie jeszcze ostrzej widać
    brrr


    => koda: niestety, moderacja


    => valyo: lekuchno mnie kusiło, żeby rozwinąć wątek powstańczy, ale, wiesz, powstrzymałam się






    zimno

    OdpowiedzUsuń
  10. Aha, ta różność no nagle "wartość, a nie ambaras".
    Tylko, że tą różność autorka w notce właśnie krytykuje... Więc gdzie tu logika?

    I.. być może to wybiórczy sposób przeglądania prasy sprawia, że autorka nie zauważyła, iż lewicowy pokojowy festyn istotnie się odbył (Kolorowa Niepodległa). Był też w miarę normalny pochód prawicowy.
    Ale była też faszystowska zadyma i zadyma lewacka, z m.in. Antifą na czele.

    A rozsądny pochód jest o tyle fajniejszy od kiełbachy z grilla, że oprócz żarcia ma jeszcze coś wspólnego z demokracją.

    kk.

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzisz Zimno, ale mnie w tej notce uderzył właśnie szowinizm, czyli poczucie odrębności + poczucie lepszości, na zasadzie "my tutaj jesteśmy miłujący pokój i rogale a ci tam nawet święta nie potrafią spędzić bez bicia po mordzie". Czemu nie zorganizowano grilla? Tego dnia zgłoszono w Warszawie 23 zgromadzenia publiczne, (w tym jedno, osobiście mi znane, organizowane przez harcerzy serwowało bigos) tylko że jakimś cudem media uważają, że obrzucanie się kostką brukową jest ciekawsze.

    I tak na koniec: połowa z zatrzymanych nie była mieszkańcami Warszawy, co więcej, nie była nawet mieszkańcami Polski. Nie mówię, że żaden Warszawiak nie rwał tego dnia bruku, ale teza o grach wojennych MIESZKAŃCÓW WARSZAWY brzmi w tym kontekście już nieco inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  12. =>zimno- w sumie dobrze, po co jeszcze bardziej wkurwiać frustratów i frustratki o mundurkowej proweniencji, oraz miłujących pochody))))))

    OdpowiedzUsuń
  13. A od kiedy to patriotyzm w normalnych i w nienormalnych czasach prowadzi do obrzucania się brukiem?
    I co ma czerwona data w kalendarzu do rogali pogańskich? Nie widzę związku ani w jednym ani w drugim.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie mam mundurkowej proweniencji, nie miluje pochodow, obecnie, chwilowo przebywam na emigracji.

    W dowodzie mam adres zameldowania, ktory odsyla do miejsca polozonego jakies 350 km od stolicy.

    Co do slowa zgadzam sie z tym, co Zimno pisze o patriotyzmie.

    Zabolalo mnie okreslenie "gry wojenne mieszkancow Warszawy"

    Tak, jestem mieszkanka (choc nie w chwili obecnej) Warszawy.

    Nieustajace pozdrowienia, tym razem z dalekiej, choc nie najdalszej, polnocy

    OdpowiedzUsuń
  15. Marta:

    mnie również wydaje się być jasnym, że media skupiają się tak jakby raczej na Warszawie, a na prowincjach wielkopolskich.

    Po drugie media skupiają się, tak jak piszesz, raczej na wydarzeniach... medialnych, (zafałszowując rzeczywistość), a nie na skubaniu rogalika, czy pichceniu kiełbasek, których notabene w Wawie było od cholery.

    kk.

    OdpowiedzUsuń
  16. O ile notka mi się podoba, to nie zgadzam się, że cyt.: Faszerowanie młodych głów krwawym bohaterstwem dzielnych przodków kończy się rzutem petardą.
    O tych, co walczyli trzeba pamiętać. Choć z całej siły chciałbym, aby moje dzieci nie musiały przelewać krwi. I koniecznie trzeba podkreślać, że przedtem i potem trzeba pracować, bo inaczej walka nic nie warta będzie.
    A skłonność do załatwiania spraw rzutami petardą bierze się raczej z innych aspektów wychowania chyba.
    Z braku szacunku? Z moja prawda najmojsza? Z pogardy do tych, co są inni niż my?

    OdpowiedzUsuń
  17. rzucanie kostka brukowa nie ma nic wspolnego z jakimis tam obchodami rocznic, ktore co najwyzej moga byc tylko pretekstem dobrym jak kazdy inny( np przegrany mecz) tu chodzi o wielkie podklady frustracji w naladowanych testosteronem cialach- frustacji majacej swoja przyczyne w patologicznych rodzinach, przemocy domowej, spaczonej wizji meskosci i wtedy kazdy powod jest dobry by choc troche rozladowac ta gotujaca sie w glebi nienawisc; z tego samego powodu wybuchaja tez wojny gdy poziom frustracji w meskich umyslach osiaga niebezpieczny poziom- wtedy wystarczy blachostka by podpalic lont

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej,hej! Ja ta od rogali / z Galicji :) / to jak chętnie,to proszę mój adres do podania danych do przelewu - 5 sztuk proszę, dla całej rodziny !: montmartre.pl@gazeta.pl

    OdpowiedzUsuń