czwartek, 8 marca 2012

2.051

Prymuska.
Zawsze ciasno splecione warkocze i wyprasowana kiecuchna.
Schludne zeszyty, drugie śniadanie zamknięte w hermetycznym worku.
Prymuska nerwowo obgryza skórki wokół paznokci, bo z odpytania dostała cztery plus, a nie piątkę.
Co za niefart! Cztery z plusem! Wstyd wręcz. Porażka ogólnie.

--------------------------------------------------------------------------


Porcje makaronów jadłyśmy w trójkę, wszystkie trzy – matki małym dzieciom, oprócz wychowania dzieci zaangażowane w pracę pozadomową.
Co prawda nasza rozmowa była z góry nieco zmoderowana, bo się spotkałyśmy, żeby pogadać o kondycji Matuchny z Polski, ale temat prymuski wypłynął spontanicznie.
[Droga A., ta anegdota jest Twoja, muszę ją przytoczyć.]
Zagraniczna znajoma A. nigdy nie postawiła stopy na terytorium RP (włączając ambasady oraz statki powietrzne i morskie, jak rozumiem), więc jej skażenie algorytmem Matki Polki Samopoświęcającej należy a priori wykluczyć.
Znajoma A. jest kobietą 30+, o mocnej pozycji zawodowej i świetnych kwalifikacjach. Urodziła w ostatnim czasie dwoje dzieci, szybko wróciła do pracy. W tygodniu sporo godzin spędza w firmie albo na wyjazdach służbowych. Utrzymuje rodzinę. Dziećmi zasadniczo zajmują się placówki, a po godzinach - pracujący naukowo ojciec.
Weekendy znajoma A. poświęca na gotowanie. Uciera, pasteryzuje i zamraża ekologiczne półprodukty, które w ciągu tygodnia są odgrzewane na posiłki dla dzieci.
Eko-marchew. Eko-przepiórka. Eko-słoik.
Eko pozdzierane paznokcie.

Znajoma A. zapytana o motywację, o powód i w ogóle dlaczego i po co, dlaczego nie odpuści i nie odpocznie, opowiada coś mętnie o odpowiedniej i nieodpowiedniej żywności dla młodych żołądków. Kluczy.
Myślę, że w sumie powód jest nieważny. Produkcja eko-przetworów się wpisuje w klasyczne zachowania lękowe charakterystyczne dla prymusek. Może chodzi też o iluzję poczucia kontroli, która siłą rzeczy jest ograniczona (matka nieobecna w ciągu tygodnia), więc się materializuje w menu.
Znajoma A. jest jak żywcem wzięta z „Nie wiem, jak ona to robi”, jest ucieleśnieniem Kate Reddy pudrującej cukrem mufinki ze sklepu, żeby przypominały domowe.

A sama też przecież pudruję.
Upycham w tornistry śniadaniówki, wieszam pranie po nocy, rano podsuszam rajstopki.
Z wewnętrznym, głęboko osadzonym w śledzionie przekonaniem, że MUSZĘ.
Sprawdzić się na 100% i zdać każdy egzamin na bdb (co jest oczywiście pewną przesadą i figurą, ale nie fałszuje istoty).
Prymatem prymuski jest bezustanne udowadnianie, że się nadaje, że się sprawdza, że jest wzorowa.
Prymuski nie determinuje, jak się okazuje, Matka Polka, prymuska ma jakieś inne źródła.
Może one są w wychowaniu typu „bądź grzeczna i słuchaj”? Nóżki razem?
Cicho bądź!
Ucz się!



Na dzień kobiet życzę Ernie i jej rówieśnicom i tym wszystkim, którym się to jeszcze uda – zerwania z toksyczną prymuską w głowie.
(Sobie też, w sumie ;)))) ).







45 komentarzy:

  1. Życzę Ernie i życzę Tobie spełnienia tych życzeń, bo trzeba odpuszczać czasami, dla zdrowia wszelakiego i zwykłej ludzkiej niedoskonałości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => valyo: :))))
      (ale przyznasz, że niezdolność do odpuszczenia sobie jest wpisana w kobiece chromosomy?)

      Usuń
    2. no kochana, jeśli Ci to poprawi nastrój to przyznaję))))))
      a poważnie coś jest na rzeczy.

      Usuń
    3. no nie wpisałam tych cholernych literek i nie wierzę, ze poszło a może nie poszło, już nie wiem(((

      Usuń
    4. => valyo: eee ... tego ...
      NO TO POPRAWIŁAŚ!

      Usuń
    5. a jeżeli chodzi o Te Cholerne Literki, to CHYBA je wyłączyłam.

      czy nie?

      Usuń
    6. no co??... ja tam nie wiem, nigdy prymuską nie byłam, dasz wiarę??)))hehehehe
      a literki ...faktycznie...wyłączyłaś ...udało się - jak to prymusce ;-))

      Usuń
    7. bujasz.
      NIGDY?
      PRZENIGDY?
      ŻADNYCH WSTYDLIWYCH NATRĘCTW?

      jeżeli ŻADNYCH, to ostatecznie pogorszyłaś mi stan ducha do zera bezwzględnego, kurcze

      Usuń
    8. o natręctwach nic nie było, niente, null ... no o natręctwach to byśmy mogły trroszczkę tego pogadać)) nawet o fobiach!!! no to nastrój mam nadzieję ziuuu do góry co?? a tak na marginesie to Ci uprzejmie donoszę, że się przez Danuśkę przedzieram w bólach, prawie porodowych ekhhhh powiedz, ze będzie lepiej, bo jak czytam fafdziesiąty raz o roślinkach, drzewku, gałęziach i innych powtórzeniach ... ona tak dla utrwalenia się powtarza, się czy taka moda literacka nastała ;-)))

      Usuń
  2. Też się poczuwam... i widzę już następczynię (na szczęście tylko w jednym egzemplarzu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => becia: w tym starszym egzemplarzu?

      Usuń
    2. => zimno, zdecydowanie w starszym, młodszy jest anarchistyczny :-)))

      Usuń
  3. Ponieważ cztery plus to jest najbardziej stresująca ocena. Chyba odpuściłam i pracuję na zdrowy dostateczny ;). Eko-przepiórka, w każdym razie, znajduje się nawet dalej od Marsa. Eko pozdzierane paznokcie już bliżej :).

    Mania Rawicz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Mania Rawicz: a czy każda z nas przypadkiem nie ma własnej eko-przepiórki?
      moją jest wyprana i wyprasowana dziecięca odzież.
      na błysk. równo.
      codziennie, bez dyspensy w weekendy, ani w święta państwowe.
      musi być. amen.

      nie masz żadnej eko-przepiórki?

      Usuń
    2. Chyba nie...

      Oprócz: "w ten sposób nie przenosimy wyrazu, no i co tutaj robi ten przecinek? Powtarzanie tego samego słowa zdanie w zdanie nie brzmi najlepiej, postaraj się bardziej. A poza tym cudzysłów".

      Ale staram się kontrolować ;).

      Mania

      Usuń
    3. Jest też: "Rozumiem, dlaczego to robisz, ale muszę ci zabronić, ponieważ jestem twoją mamą". Quaziprymusowskie :)?

      Mania

      Usuń
  4. Ała! Ja też byłam prymuską.
    I bardzo mi się podoba określenie eko-przepiórka. Mam ich całe stado i mają się dobrze...
    ..I chyba mnie wstyd ogarnia, kiedy sobie to uświadamiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. ...pewnie dlatego zamiast spać pompuję balony, żeby sześcioletnia jubilatka miałą odświętny poranek...

    OdpowiedzUsuń
  6. Szacun zimno, twój blogowy rozwój jest porażający, skoro już wiesz od dwóch tygodni, iż pranie męczy, a teraz nawet odkryłyście trzema wspólnymi siłami (a może ty SAMA?), że psychika ludzka tudzież macierzyństwo nie jest sprawą polską. Pozostaje wam jeszcze słoń do rozkminienia.
    Pewnie, pewnie, zdrowo karmić własne dzieci to nie kwestia przetrwania gatunku, ale natręctwo kobiety w patriarchacie, w sumie co można powiedzieć, jeżeli karmi się własne frytkami po knajpach zamiast szczawiową z jajkiem.
    Oleńka

    OdpowiedzUsuń
  7. brawo zimno! za odkrycie, ze to wszystko siedzi w tobie a nie w systemie, wychowaniu, niedobrych facetach i uciemiezonych kobietach :)
    ten blog to twoja terapia - po prostu chcesz sie poskarzyc jak czlowiek, ktoremu czasem ciezko, ale tego ciezaru nie chce sie pozbyc...
    i nie oczekujesz od nikogo rad typu 'wynajmij pania do prasowania, przeziez cie stac' - slysza panie doradzajace?

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja nie byłam prymuską ale stałam się nią jak "poszłam na swoje" i pojawiły się wizytacje mojej mamy z tym jej okiem Saurona. Potrzeba akceptacji w relacji matka-córka, dość trudnej zresztą. I wydaje mi się, że wszystko wiem i olewam ale i tak jak przychodzą te 3 dni tygodnia, kiedy mama zajmuje się moją córką to i tak wieczorem poleruję wszystko na błysk, ech...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tam nie odpuszczam, ale nauczyłam się nie odpuszczać priorytetowo.
    I całkiem dobrze mi z tym, nie wyobrażam sobie inaczej.
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Prymuska prymusce nierówna. A i czasami prymus prymusowi Prymusem...
    W moich szkolnych czasach ho, ho lat temu, prymusów dzielono zwyczajowo na
    dwie kategorie.
    Prymus właściwy - nauka przychodzi mu z łatwością, lubi się uczyć, świetnie odpowiada na lekcjach, ocena bdb minus nie jest dla niego tragedią, bo wie że jest dobry w tym co robi, ma świetne kontakty z resztą klasy.
    Prymus rzekomy czyli kujon - bardzo pracowity i wytrwały, często odpowiedzi to recytacje całych fragmentów podręcznika ( świetna pamięć ale często bez zrozumienia recytowanego tekstu), uczy się po to aby uzyskiwać najwyższe oceny, dobre kontakty z podobnymi osobnikami( ale i rywalizacja o względy Pani ). Reszta klasy wyczuwa jakiś fałsz i stąd miano - kujon.

    Pierwszy rodzaj występuje w przyrodzie dość rzadko i często w dorosłym życiu nie osiąga sukcesu.
    Drugi rodzaj. No cóż - uzależnienie od wysokich ocen (Pani, szefa, małżonka, otoczenia) może być nieuleczalne.
    Marych Stary

    OdpowiedzUsuń
  11. O! I ja tez i ja tez! Zmagam sie z Prymuska w swoim srodku. Dosyc mi ona przeszkadza, musze powiedziec, tym bardziej, ze zamieszkuje jedynie polowe srodka. Druga polowe zamieszkuje Len, ktory lubi marzyc, czytac, gapic sie w okno, wloczyc po swiecie, sluchac historii. Eko-przepiorki pojawiaja sie, owszem, ale po jakims czasie zdychaja z glodu, bo Len ich nie karmi. Prymuska ma siostre, ktora sie nazywa Grzeczna Dziewczynka. To taki krwiozarczy potwor w stroju Czerwonego Kapturka. Czasem nas odwiedza. Trzeba mu dac wtedy w morde, to znika na jakis czas. Czasem mi smutno, bo Goldie nie wierzy, ze Grzeczna Dziewczynka to potwor.
    Martwie sie czasem, zeby nie zaatakowal Starszej. Ani Mlodszego. Chlopcy i faceci, nie czujcie sie bezpieczni. Potwor ma meska wersje...

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, ale niechec do odpuszczania sobie, wcale niekoniecznie jest taka straszna. Wydaje mi sie, ze moze byc nawet calkiem przydatna (tak w ramach przetrwania gatunku). Bo jak sie raz zacznie odpuszczac, to pozniej baaaardzo trudno jest wyjsc ze spirali. Bo tak na dobra sprawe, to co jest takie rzeczywiscie, absolutnie nieodpuszczalne? No, niewiele...

    A wyjsc z takiej spiralki odpuszczania sobie jest bardzo trudno i wychodzi sie metoda kroczek do przodu dwa do tylu. No, ale wciaz nie porzuciclam nadziei, ze kiedys odnajde te cienka czerwona linie (chocby i przy pra-wnukach ;) )

    OdpowiedzUsuń
  13. to ja polecę Zośką (na fb też poleciałam). córa moja często mi powtarza: "My jesteśmy dziewczyny i nam wszystko wolno"

    życzę takiej świadomości płci i takiej pewności siebie.

    nauczyłam się być prymuską w tym, co przynosi mi satysfakcję (może ktoś posprząta mi to suche pranie z fotela?)

    OdpowiedzUsuń
  14. a ja nigdy nie bylam "prymuska"- widze, ze wiele mnie ominelo;) nigdy nie mialam warkoczy- raczej artystyczny nielad na glowie, nigdy wyprasowanych kiecek- wolalam spodnie, uczylam sie dobrze ale tylko tego co lubilam, bycie kujonem budzilo moja niechec- wolalam zeby ktos myslal, ze jestem zdolna ale leniwa niz niezdolna ale pilna, nie znosilam robic porzadkow- moja matka zalamywala rece nad balaganem w moim pokoju- to ma byc pokoj dziewczynki?
    nikt nie wymagal ode mnie trzymania nozek razem, nie siadzialam cicho, lubilam sie madrzyc i
    tak sie zastanawiam jakie okoliczznosci tworza prymuske a co mnie stworzylo?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co tworzy Prymuske, ale mam ja w sobie, mimo tego, ze tez od dziecinstwa chodze w spodniach, lazilam po drzewach, pyskowalam rodzicom, nidy nie zakuwalam (dobra pamiec wystarczala, pamietalam wszystko z lekcji), jezdzilam konno, wolalam towarzystwo chlopakow niz dziewczyn, bawilam sie w indian, strzelalam z luku i pasjonowalam sie podrozami w kosmos. Sama bedac dziewczyna uwazalam, ze dziewczyny sa glupie. Ubieraja sie w sukienki i zajmuja glupimi rzeczami. Chcialam byc chlopakiem. A mimo to Prymuska mnie dopadla, Psia mac!:-) Czasem uciekajac przed jakims Potworem, podswiadomie oddajemy mu sie we wladanie:)

      Usuń
    2. a w jakim momencie zycia Cie dopadla? bo moze jeszcze wszystko przede mna i na starosc zapragne byc np. perfekcyjna pania domu;)

      Usuń
    3. Nie wiem:-) To jest tak, ze im jestem starsza, tym ze zdumieniem odkrywam kolejne poklady w swoim wnetrzu. Prymuska to stan umyslu, nie stan garderoby. Prasowanie to nie jest moja eko-przepiorka. Mysle, ze ta niechec do dziewczyn we wczesnym dziecinstwie, to juz byl objaw infekcji. Niechec przeciez nie bierze sie znikad. A kiedy sie okazalo, ze jednak od bycia dziewczyna nie uciekne, to musialam udowodnic, ze jestem inna niz one. Cale zycie trzeba udowadniac.

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. ale w dziecinstwie do byla niechcec do dziewczyn czy moze wlasnie do tej roli w jaka sie mala dziewczynka wtlacza? dlaczego traktujesz swoje dzieciece preferencje jako objaw wlasnej choroby a nie choroby otoczenia, ktore mialo jasne okreslone wytyczne jaka powinna byc dziewczynka- czyli to juz przywolane- nozki razem, cichutka, grzeczniutka, ustepujaca a nie taka co lata po drzewach i chce byc indianinem?;)

      Usuń
    6. Chyba sie nie zrozumielismy:-) Alez ja to wlasnie tak traktuje jak piszesz: choroba otoczenia. Pozwole sobie powtorzyc wlasne slowa: Czasem uciekajac przed jakims Potworem, podswiadomie oddajemy mu sie we wladanie.

      Usuń
  15. Mam wrażenie, że ta notka jakby wreszcie lżejsza, bo może bogatsza o nowe odkrycie, które kamieniem ciążyło. Uff i balon pękł, gula zeszła.

    Tak, to ważne, by wiedzieć (i piszę to bez przekąsu), że za to co i jak to robimy ponosimy w pierwszej kolejności my sami odpowiedzialność. Tak, my utytłani po rzęsy w kulturze, gender & co., ale my.

    Vau Ki

    OdpowiedzUsuń
  16. Zimno, jak fajnie, że o tym piszesz!!!
    Notka na 5+!
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. geneza Prymuski jest jasna jak wyszorowana wanna... ciągle, nieustannie musi szukać potwierdzenia, że zasługuje na miłość, to skrypt zapisany jeszcze z wczesnodzieciecych przeżyć i relacji
    źródło Matki Polki jest podobne z pewnymi dodatkowymi naleciałościami

    OdpowiedzUsuń
  18. Do takich samych wniosków dochodzę, zimno. Z wrażenia pt."tyle podobieństw" przestałam zauważać przymiotniki. Niech żyje rozwoj. Własny! :)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie ma weryfikacji obrazkowej! Brawo :)))))

    OdpowiedzUsuń
  20. To skomplikowane. Bo z jednej strony rzeczywiście prymuska: ma być perfekcyjnie na każdym możliwym polu i koniec, nie ma dyskusji. Dlaczego? Ponieważ jeśli coś robię, bo chcę, albo ponieważ muszę, to koniecznie z poczuciem, że robię to dobrze, że JESTEM W TYM DOBRA. Ciągłe udowadnianie sobie własnej wartości? Również w pracach domowych? Hmm, to by było dziwne… No ale z drugiej strony, również moja eko-przepiórka – pranie dziecięcych rzeczy, prasowanie i układanie na okrągło w równe (dobrane kolorystycznie :-)) stosiki w szufladach. Już dawno uświadomiłam sobie, że robię to, bo lubię. Lubię, bo to ŁADNIE WYGLĄDA. Patrzę na te dobrane kolorystycznie stosiki i one są ŁADNE. Zupa szczawiowa z jajkiem jest ładniejsza od frytek, domowe ciastka są ładniejsze od kupionych, posprzątana lodówka z identycznymi opisanymi pojemniczkami jest ładniejsza od brudnej i zabałaganionej, ubrania na takich samych wieszakach w szafie układają się w równiutkie rzędy, które cieszą oko, itd., itp. Nie mogę funkcjonować w przestrzeni, która boli moje poczucie estetyki, i zupełnie nie chodzi o to, że ma być perfekcyjnie, tylko że ma być ŁADNIE. Czy może kompletnie się mylę? Już sama nie wiem, bo jednak zawsze nadchodzi taki moment, że choć mogłabym paść i poczytać coś dla przyjemności, to jednak zabieram się za robienie cholernej szarlotki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o, to, to
      cieszę się czymś, co jest ŁADNE.
      dla mnie ładne jest odpowiednie ułożenie naczyń w zmywarce i basta. takie zboczenie, cóż.
      ubrania w szafie takoż. słupkami, tematami.
      a że przy okazji to eko-przepióra?
      etam.

      (estetykę rozwijam nie tylko w kontakcie ze zmywarą i pralą, ale to już inna historia)

      Usuń
    2. dzięki y., już myślałam, że to ja. też rozwijam na innych polach :) pozdrawiam!

      Usuń
  21. Nie ma jeszcze mojego pierwszego komentarza, ale ja się nad tym dalej zastanawiam, stąd następny ;) czy jak ja lubię mieć niektóre/ większość rzeczy perfekcyjnie w domu zrobione, to oznacza, że jestem do kitu? tak właśnie sobie myślę, że skoro tracę na to czas, bo chcę, (lub muszę, nie jestem jeszcze na sto procent pewna), a nie robię w tym czasie czegoś innego, co byłoby bardziej rozwijające (mnie, albo świat), to może jednak jestem jakoś mocno niefajna? Owszem pracuję, owszem robię następne studia podyplomowe. Ale zamiast czytać jak kiedyś Habermasa, układam, cholera, te stosiki. W dodatku NAPRAWDĘ je LUBIĘ… o nie, aż się przestraszyłam..

    OdpowiedzUsuń
  22. To już ostatni raz, obiecuję!!!! :) wszystko sprowadza się do poszukiwania akceptacji. Ciągłego pytania – to jestem fajna, czy nie? Jestem w tym dobra, czy nie? Od tego się trzeba uwolnić. Czy to jest presja bycia Prymuską i jak się ona objawia, to już inna historia. Sama wpadam w tą pułapkę nieraz. Podsumowując – zrobię, co będę chciała. Nawet jeśli byłaby to tępa produkcja porcyjek mrożonych malin sztuk trzysta (mrożone po pięć).

    OdpowiedzUsuń
  23. Sorry, dorzucę jeszcze swoje pięć groszy. Jest to w sumie komentarz do notki poprzedniej.

    Dzisiaj w Przekroju burza o Kasię T. Na artykuł pań Karaś i Witkowskiej zareagował dr Wasilewski.
    Mam bardzo subiektywne odczucie, że słowa pana Wasilewskiego dotyczące krytycznego artykułu ww pań z Przekroju pasują również dobrze do notki 2.049 tutejszego blogu:
    "To, co napisały panie Karaś i Witkowska (tu zmień autora) jest rozbudowaną intelektualną wersją komentarzy na portalach plotkarskich"


    Vau Ki

    OdpowiedzUsuń
  24. byłam prymuską. moje dzieci nauczyły mnie nie być (choć starsza córka sama okazuje się prymuską być!!)odpuszczam sobie w imię moich innych celów, np. pranie w piwnicy wisi, aż znajdę czas i potrzebę, żeby je zdjąć. miałam czas na prymusowanie w dorosłym życiu przed każdą wizytą rodziców, odpuściłam...porządkuję dla siebie, żeby sobie uprzyjemnić widok. robię to, co w pierwszej kolejności ja cenię, może to kwestia wieku...? wolę poczytać, zajrzeć na blogi nią sprzątać - robię to raz i dobrze:-))

    OdpowiedzUsuń