sobota, 17 grudnia 2011

2.035

Erna tłumaczy, że nie zjadła, niestety nie zjadła ostatniej kiełbasy i że ta została w tornistrze [dziewoi z krwi i kości wkładam śniadaniówki zwyczajną w krótkich, chudych kawałkach, bo gardzi jogurcikiem czy też jakąś kanapką].
Erna wyjaśnia, że miała spójny projekt, żeby się posilić wędliną tuż przed popołudniowym spektaklem.
- Tak, tak. – kiwam głową, słuszny plan.
Szkoda, że nie wypalił.
Ktoś przybiegł/przyszedł, objaśnia Erna, z kimś/gdzieś/jakoś-o wiele-za szybko i trzeba było gnać-biec-lecieć pędem-galopem na scenę.
Z pustym żołądkiem!
Z podkurkiem zaniechanym w torbie.
- Ale chyba głód to nie jest ważniejszy, niż udane przedstawienie? – Erna zawiesza głos.
Masz rację.
Udane przedstawienie było wtedy najważniejszą sprawą.



Erna-Lubię-Scenę-Bo-Z-Góji-Lepiej-Widać wskoczyła w czarne legginsy i się stała graną postacią.
Na czworakach się zaraz przyczaiła za niską ławką [uszy myszy w świeżo splecionych warkoczach zastrzygły z uwagą].
Przyciągnęła pięści do piersi, nerwowym, rozbieganym wzrokiem rzuciła to w lewo, to w prawo.
- Hej, kocie! – klepnęła Koleżankę-Kicię w plecy. – Tu jestem, goń mnie!
- Nie jestem takim kotem,
– leniwie odparła Kocica. - który jada myszy.
Erna wystrzeliła, jak z procy na szkolny korytarz, przed klasę.
- Mysza, wracaj do nory! – zawołały za nią jakieś dwie przechodzące nieopodal panny.
- Mama, a one powiedziały mysza, wjacaj do noji! – tryumfalnie zawołała Erna.
Zawołała mysz.
Wpadła mi uradowana w objęcia.
Nos, jak węgielek. Mimika gryzonia.


[Zauważam pewną istotną … diametralną, fundamentalną różnicę w podejściu średniej siostry i starszego brata w analogicznym wieku do zagadnienia obligatoryjnych przedświątecznych wygibasów.]



Tupu-tup po śniegu.
Dzyń, dzyń, 
dzyń na sankach.
- … Towarzyszy w djodze zimowa śpiewanka! – huknęła pełnym, czystym głosem w sceniczny mikrofon.
No łkałam, łkałam.






14 komentarzy:

  1. => Chustka: te, TE, właśnie te!
    (poznajesz uszy szare u sąsiadek?)


    => the light princess: a jakże, mysz maksymalna ;))))

    OdpowiedzUsuń
  2. no ba! aktrisa rośnie jak się patrzy)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech... cudnie!
    Ja w poniedziałek na jasełkach u córkowego zamiaruję być, on Józefem będzie, lat 4 - ha!

    Maila posłałam.
    Na zimną interię.
    Luknij w wolniejszej chwili, plisss:)

    OdpowiedzUsuń
  4. "wkładam śniadaniówki zwyczajną"? zdecydowanie moja znajomość polskiego wymięka wobec tej blogomowy. Chyba że to śniadaniówki zezwy czajną. Skoro miała kilka, nic dziwnego że nie zjadła.

    OdpowiedzUsuń
  5. jaka śliczna Erna!...
    też bym się wzruszyła;))

    OdpowiedzUsuń
  6. => valyo: hm. cóż. nie. tak. :)

    = Dorothea: nie bądź tajemnicza! będzie się esemesy słać we właściwym czasie :)))))

    => Anonimowy: podaję link: https://www.google.com/search?q=kie%C5%82basa+zwyczajna&hl=pl&rls=com.microsoft:pl:IE-SearchBox&rlz=1I7GFRE_pl&prmd=imvns&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=wxLuToeXK9CK4gTks5WkCQ&ved=0CCcQsAQ&biw=1366&bih=566#hl=pl&rls=com.microsoft:pl%3AIE-SearchBox&rlz=1I7GFRE_pl&tbm=isch&sa=1&q=kie%C5%82basa+zwyczajna&oq=kie%C5%82basa+zwyczajna&aq=f&aqi=&aql=&gs_sm=s&gs_upl=0l0l0l11767l0l0l0l0l0l0l0l0ll0l0&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.r_cp.,cf.osb&fp=336beec2f365c9a4&biw=1366&bih=667

    wystarczy?

    => Anonimowy: taaa, jak ta lala.

    OdpowiedzUsuń
  7. zastanawiam się, skąd u słodkich dziewczynek o elfiej urodzie, to zamiłowanie do kiełbasy w kawałkach. prywatna Zofia też ceni sobie tak subtelne przekąski. bez chleba.

    a chwilowo Zo przebrała się za biedronkę. w fioletowe kropki. i z namaszczeniem choruje.

    pozdrawiam

    a.

    OdpowiedzUsuń
  8. tupu tupu na lodzie, lepimy bałwanka:)))))))))))))
    łolka

    OdpowiedzUsuń
  9. => kocimokiem: kiełbasa to esencja, kanapka - ustępstwo. one są tylko maksymalne, prawda ;)


    => łolka: TAK!

    OdpowiedzUsuń
  10. => zimno: zwyczajnej do statek (skoro tak liberalnie podchodzimy do pisowni razem czy osobno), ale przyimków dalej nie ma. Zatem do poprawnej składni nie wystarczy.

    OdpowiedzUsuń