środa, 11 lutego 2015

2.267 [O czopkach z porad]

[w odpowiedzi na komentarze do notki 2.266]



Nie rób tyle, nie prasuj, nie wycieraj podłogi!

Kiedy piszę tutaj o zmęczeniu, ten rodzaj odzewu się pojawia niezawodnie.

Weź pomoc domową, kup pizzę w mrożonce, od lepkich blatów się nikt z domowników nie przekręci na lepszą stronę.

Zrób to, tego nie rób. Tak to rób, w ten sposób, jak ci mówię. Ale tamtego nie rusz!

Fakt, kobiety to istoty ze swej istoty bezwolne - nawet w oczach innych kobiet. Lepiej je prowadzić po sznurku przez życie. Za rączkę. Bo inaczej się same wpychają w kłopoty.


---------------------------------------------------

Drogie Komentatorki, nie zrozumcie mnie źle, wiem, że pisząc o nieprasowaniu, brudzie i o generalnym luzie w gospodarstwie domowym nie miałyście złych intencji, wiem to i doceniam słowa otuchy. Chociaż oczywiście najbliższe mi są te komentarze, w których się po prostu dzielicie doświadczeniem zmęczenia – stanem który jest, trwa i na który nie ma pigułki.
Siostry!

---------------------------------------------------

Zmęczenie, które tu wylewam raz po raz od lat nie wynika z tego, że co wieczór po dwudziestej drugiej i kiedy nielaty śpią przecieram na mokro wszystkie podłogi.
I że raz w tygodniu myję czternaście domowych okien.
Mówiąc szczerze nigdy nie przecieram podłóg, ani nie myję okien.
Ale, myślę sobie, nawet, gdybym je przecierała i myła i tarła w każdy wtorek szczotą bramę garażową i tak dalej, aż do zdarcia paznokci, to to w ogóle nie jest powód do zmasowanej ofensywy pod hasłem, że mycie podłóg, okien tudzież bram garażowych jest głupie. I że prasowanie śmierdzi, że tylko frajerki gotują co dzień, co tydzień, dwa razy w miesiącu obiad.

To nie tak.

Codzienność nie jest głupia, bez sensu i do outsourcingu w całości.
Efekt codziennych, drobnych czynności jest nietrwały (też mnie to boli ;))) ), ale ktoś te działania musi odbębnić (choćby odpłatna pomoc domowa), bo większość z nas nie znajduje przyjemności w stałym mieszkaniu w chaosie i w brudzie. I w żywieniu się pizzą z mrożonki.
Negowaniem istotności, ciężaru i wartości prac domowych, więcej - ich – no, kurcze! – pewnej doniosłości, wbijamy sobie samobója. Bo jeżeli to, co się robi w domu jest nic nie warte i do zignorowania, to ta, która nie wychodzi co rano do pracy, ale zostaje z dziećmi po prostu „siedzi” w domu, tak? I się nie przyczynia się do utrzymania rodziny? Nie wnosi żadnego wkładu? Jej praca przez to, że nieodpłatna, nie ma żadnej wymiernej ceny? Policzalnej?
Jest tylko głupią, niepotrzebną troską?

---------------------------------------------------

Jest jeszcze jeden aspekt porad gospodarskich. Irrrytuje mnie on!
Otóż my, kobiety (uha, uha!) się czujemy podejrzanie kompetentne w prywatnym życiu innych kobiet. Rzadko się któraś którejś wtrąca do tego, co ta druga robi zawodowo (… za dużo siedzisz na fejsbuku!, podle formatujesz w wordzie!, w ogóle nie czytasz orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości!, albo z innej beczki: za długo zostajesz w robocie, za mało cedujesz, dajesz sobie skakać po głowie, powinnaś zatrudnić z trzy osoby do zespołu!).
Natomiast prywatne życie tej drugiej – hulaj dusza.

Za ciepło ubrałaś dziecko. Za przewiewnie, jest mróz! Załóż jej czapkę. Zdejmij tę czapkę! Włożyłaś mu rajstopy pod spodnie?
Nie karmisz piersią? Wciąż karmisz piersią? A twoje już chodzi? Moje chodziło w ósmym miesiącu.
Prasujesz pościel? Nie prasujesz pościeli? Ile razy zmieniasz pościel, bo ja raz w tygodniu.

Dajmy sobie nawzajem odetchnąć, dajmy żyć koleżankom z tej samej piaskownicy, z korytarza w szatni w przedszkolu, bez pouczania tonem nie znoszącym sprzeciwu w kwestii żywienia dzieci, odpytywania z angielskich słówek przed kartkówką, tudzież priorytetów życiowych. Która z nas zna na wylot życie tej, której „doradza” z taką życzliwością?

[Jasne, myślę tu o sobie w kontekście komentarzy.
Ktoś lubi się nie zarzynać, kogoś innego relaksuje metafizyczna powtarzalność gestów w akcie mycia podłogi. Chyba miło by było to uszanować?]

---------------------------------------------------

A poza wszystkim – tym, co mnie naprawdę męczy nie jest żelazko, ani tym bardziej chochla, ale permanentna konieczność ciągnięcia wielu wątków.
I nie dania ciała w żadnym.
Partycja twardego dysku w głowie na wiele cząstek.
Stała uwaga w tym, co zawodowe, w tym, co dotyczy mnie i tym, co się wiąże z każdym nielatem z osobna, w kwestiach zaopatrzenia lodówki, ochrony zdrowia i zakupu prezentu na kinderbal w sobotę.
I bezustanny dopływ nowych danych do przerobu.
I stale napięta uwaga, żeby nie zawalić terminów, nie pomylić faktów i dat, być ustawicznie na bieżąco.

[Dzisiaj wypełniłam – i złożyłam - oświadczenia podatkowe z datą z lutego 2014. Ciągnę się w permanentnym ogonie].

W kwestii zawodowej – we własnej firmie nie ma „chorobowych”. Ani „opieki nad dzieckiem”. I nie tyle nawet w wymiarze formalno-prawnym, ile w sensie to be or not.

W kwestii macierzyńskiej –  myślę, że wielomatki w dużej mierze dzielą to doświadczenie – liczba dzieci robi różnicę obciążeniową (finansów też, ale i parametrów percepcji rodziców, ich zdolności poznawczo-systematyzujących).
Troje dzieci to trzy osobno płynące fabuły, które trzeba śledzić równolegle i uważnie zapamiętywać szczegóły (imiona kumpli, pasje, nazwy gier, ostatnio czytanych książek i z czego jest sprawdzian w piątek).
Poza tym duża rodzina to milion interakcji między nielatami na minutę, codziennie tysiąc pożarów do ugaszenia. Każde dziecko ma własne radości i smutki. Bardzo osobne.
Jeżeli infekcja – to rozciągnięta na trzy odrębne role. Trzy samoistne biegunki. Trzy katary, każdy najgorszy.
To oczywiście także trylion przyjemności – bo jest prze-przyjemnie mieć kilka swoich klonów, z których każdy, furda z logiką, jest różny. Fajnie mieć wielką gromadę, pożytków jest z tego co nie miara, ale ja tu piszę o tym, co mnie uciska, a nie o deszczu różowych serduszek.


Słowem – w zmęczeniu chodzi o całokształt, a nie mycie albo o niemycie podłogi.

Na całokształt z kolei chyba nie ma tabletek ani czopków (choć być może można wnioskować przeciwnie z treści telewizyjnych bloków reklamowych).

[źródło: http://berthi.textile-collection.nl/2009/11/16/een-ouderwetse/ ]


26 komentarzy:

  1. ojesuwłaśnietomamnamyśli
    redukując znajome do stanu "może się kiedyś umówimy"
    gdy zaczynają mi radzić
    zamiast k..a wysłuchać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojesu no wlasnie! tak wlasnie!
      zimno, w punkt, jak zwykle w punkt!
      - Prasujesz? Przeciez to kompletnie bez sensu. W dodatku prasowane tymi nowoczesnymi zelazkami z para wodna plesnieje. W dodatku lepiej chyba, zebym sie czasem z dzieckiem pobawila niz tracila czas na prasowanie. - tak mi powiedziala pewna paniusia z katedry Optymalizacji Zarzadzania Wszechswiatem.
      Przemilczalabym, ale dwa lata wczesniej podarowala mi na urodziny... zelazko :-)

      Usuń
  2. Ten nieustanny stand-by :) tak, znam, rozumiem. I nie mam na to żadnego pomysłu. Tirana, matka trojga :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, właśnie tak jest. Dlatego nie pisałam "nie myj podłogi" i podskórnie przeczuwałam taką notkę. Poza tym moja podłoga jest taka brudna, że rada nie myj tylko mnie rozjusza. Myję, bo muszę. Zacina się pralka, wyciągam odruchowo ffiltr i czysczę. Kątem umysłu odnotowuję obecność męża przy kompie i jakby nieśmiałą myśl, że może on to powinien zrobić? Ale moja ręka sprawnie podąża w stronę filtra i jak zaprogramowana wykonuję kolejną czynność z tryljona żmudnych, codziennych uciech pani domu, które składają się na moje zmęczenie, zwalające z nóg o 21. Pozdrawiam wszystkie matki i liczę na odpoczynek niebawem, choćby na tamtym świecie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. najbardziej męczące jest to, że rzadko kiedy jest się sam na sam ze sobą, bo nawet jeśli fizycznie stanie się, to i tak mózg jakoś nie da się odmóżdżyć w kwestii stada - i tak się zastanawiam czy to już mi zostanie do śmierci?

    OdpowiedzUsuń
  5. ciagle zle.... ech.... znikam stad na dobre

    OdpowiedzUsuń
  6. Mogłaś poprzestać na tytule; mówi wszystko.
    Che, che.

    OdpowiedzUsuń
  7. A nie jest trochę tak - że inne dziewczyny czują się kompetentne w swoim życiu, swoich przemianach i dzielą się tym, co zrobiły same by czuć się mniej zmęczone ? Owszem, pewnie są głosy, które dałyby się streścić ' to Twój wybór, że jesteś zmęczona, bo gdybyś nie prasowała/ nie prała / bla bla / nie byłabyś" - ale te odrzućmy.

    Ja kiedyś mialam podobną rozmowę z przyjaciółką, opowiadałam jej o swoim zmęczeniu, ona znalazła co najmniej kilka rzeczy które mogłabym zmienić - nie tylko w domu, ale w życiu zawodowym też - bo to przyjaciółka pracowa była (myślę sobie, że ciężko pisać o zmianach zawodowych osobom, które CIę nie znają, a które czytają teksty o zmęczeniu domowym). Powiedziałam jej wtedy, że gdyby była moim mężem to zirytowałabym się że nie chce mnie wysłuchać tylko próbuje rozwiązać moje problemy. A ponieważ ona najpierw mnie wysłuchała i dopiero po chwili zaczęła podsuwać rozwiązania, wysłuchałam, naprawdę. I miała rację.
    Ale to kontakt jeden do jednego, człowiek - człowiek, a nie jeden do wielu, anonimowych czytelników

    Notabene jedną z porad przyjaciółki brzmiała - idź do lekarza, jest zima, zrób 'przegląd'. Zrobiłam. Okazało się że moje zmęczenie, nastroje i ogólne zimowe samopoczucie wynikało w dużej mierze z tak banalnej rzeczy jak .. poziom witaminy D3 (miałam krytyczny niedobór). Miesięczna kuracja pod okiem endokrynologa postawiła mnie na nogi ( de facto kuracja była półroczna, ale pierwszy miesiąc dostałam dawkę uderzeniową). Ilość dzieci mi się nie zmieniła, ani ilość obowiązków a ogólne samopoczucie, ilość mojej energii - bardzo.

    Piszę o sobie i o tym, że mimo iż ciężko było mi się otworzyć na wszelkie komunikaty 'można coś zmienić' zebrałam się. Zebrałam się dzięki przyjaciółce, która stwierdziła - hej, odkąd zaczęła się zima wciąż mówisz o ogromnym zmęczeniu = może jednak sa się coś z tym zrobić.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Ewelina


    OdpowiedzUsuń
  8. jeśli ktoś powtarza ze nie nadąża to inna osoba dzieli się pomysłami jak rozwiązuje podobne problemy. Trudno jest słuchać po raz tych samych utyskiwan i milczeć. Potrafisz tak obcować w realu ze swoją przyjaciółka? Do Excela nie wpuszczasz to nikt nie radzi jak poprawić jakość pracy. Ciekawe jest też to ze w biurze nikt nie narzeka w sposób ciągły na ilość zadań
    ana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amen. To nie chodzi o wtracanie sie i przemadrzanie tylko o chec pomocy. Wracajac do tej nieszczesnej mrozonej pizzy ;), kiedys bym do siebie takiej mysli nie dopuscila, ale po tym jak pare innych matek dalo mi taka rade, przelamalam sie i jest OK :). Dla mnie wymiana rad i doswiadczen jest bezcenna. Dlaczego nie mialbysmy sie uczyc od siebie nawzajem? Dal mnie to na przyklad wyraz solidarnosci kobiecej.
      Tak ze nie odbieraj prosze, autorko bloga, rad od innych matek tak negatywnie. Albo powiedz moze, jakich zyczysz sobie reakcji od nieobojetnych wszakze na Twoje wyznania czytelniczek bloga. Nie kazda z nas jest przemeczona i nie kazda chce sie podlaczyc do utyskiwan ;). Niektore z nas chca zwyczajnie pomoc, poradzic.. Ale jak chcesz bysmy z Toba tylko powzdychaly to powiedz to wyraznie plis :).
      A moze napisz tez cos o pracy zawodowej? ;)

      Usuń
  9. Amen.

    Wiem, że to zabrzmi dwuznacznie, ale czytając co piszesz, robi mi się lżej. Nie dlatego, że cieszę się złośliwie, ale dlatego, że widzę, że nie jestem sama. Gdy wydaje mi się, że nie mam siły, widzę, że są inni, w podobnej sytuacji, którzy walczą. Idziemy razem uporczywie naprzód.

    Trzymaj się. Napisałabym więcej i częściej, ale nie mam siły.

    Goldina

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam te złote rady ;) i tak u nas na kolację była pizza z mrożonki i tak umyłam wczoraj podłogę chociaż już dosłownie padałam na twarz, bo dzięn wcześniej spałam tylko 3 godziny, bo moje dziecko ząbkuje. Marzę o godzinie czasu dla siebie, wypadajacej nie po 22, kiedy to już tylko moge z niej skorzystac idąc spac, bo na nic więcej nie ma siły :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozumiem potrzebę wygadania się i oczekiwanie, aby być wysłuchanym, bez złotych rad, pouczeń, mądrości, 5 groszy. Ale z drugiej strony, Drogie Zimno i Drogie Komentujące, zrozumcie też, że jak ktoś któryś raz narzeka na to samo, to naturalnym odruchem drugiej strony jest sugestia, aby spróbował zmienić to, co mu nie pasuje, albo przestał narzekać.

    W innych sytuacjach to narzekanie jest ganione jako typowo polska przywara, więc nie dziwi mnie osobiście, że jest tak i w sferze życia prywatnego. Sama osobiście również chciałabym mieć w życiu wszystko, ale powtarzam sobie, że to niemożliwe i jak pojawia się frustracja, że czegoś mi brakuje, albo odwrotnie - że dostaję to czego pragnęłam, ale koszty są obciążające, to tłumaczę sobie, że to mój wybór. Mogłabym wyjść za mąż 10 lat temu, mieć nieabsorbującą pracę i mnóstwo czasu na wszystko, ale postanowiłam inaczej - czy to czyjaś wina? Czy to wina systemu, że nie da się ciągnąć na 100 % dwóch etatów (praca i dom) i nie być zmęczonym?

    Jakiś czas temu "odlukrowanie macierzyństwa" uważałam za potrzebne, żeby zmienić pewne społeczne stereotypy i wyobrażenia. Myślę, że sporo się zmieniło i teraz już wszyscy wiedzą, że ciężko o work-life balance ;) Zamożne, wykształcone kobietki nie muszą ciągle o tym przypominać, zresztą to nic w ich życiu nie zmieni. Zmienić natomiast mogą konkrety, choćby ten poniewierany outsourcing, poproszenie o pomoc dziadków lub zmniejszenie wymiaru pracy. Wiem, że nie każde rozwiązanie jest do zastosowania dla każdego, ale jednak odnoszę się do zawężonej grupy docelowej (osób, które krótko mówiąc stać).

    Ale cóż - ja nie mam cierpliwości do wysłuchiwania niekonstruktywnych narzekań. Jak ktoś mi się wyżala, to myślę, jak mu pomóc, a nie pogłaskać po głowie i powiedzieć: wiem, wiem, jesteś taka biedny/a"... (choć oczywiście, to też jest potrzebne, tylko za którymś razem jak ktoś przychodzi z tym samym problemem, masz ochotę kopnąć go w tyłek i powiedzieć, żeby coś zrobił zamiast biadolić).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno nie czytałem tu tak trafnej i wyważonej wypowiedzi. Podpisuję się obiema rękoma. Aż nachodzi ochota, żeby napisać, że całe szczęście, iż Autorka znajduje jeszcze siłę, żeby ponarzekać po raz setny i to na dwie strony maszynopisu. To oznacza, że nie jest jeszcze aż tak źle.

      Usuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie zauwazylam, zeby ktokolwiek tutaj umniejszal wage, czy negowal sens wykonywania obowiazkow domowych/pracy zawodowej/czegokolwiek. Nikt tez nie napisal (w komentarzach na tym blogu), ze kobiety nie pracujace sa leniwe lub ze pracujace sa zlymi matkami. Kazdy element zycia ma sens i ma znaczenie - i praca, i dom, i czas poswiecony dziecku, i czas poswiecony sobie, i blogie lenistwo takze. Jesli niektorzy tutaj pisza tak zle odbierane "zlote rady", jak te zacytowane w tej notce, to maja na mysli - tak ja je odbieram - ze zadania domowe/praca nigdy nie powinny byc dla nas tak istotne, by wykonywac je kosztem wlasnego zdrowia i samopoczucia. Nikt slowem nie wspomnial, by odpuscic sobie choc troche z opieki nad dziecmi, by czuc sie lepiej :)
    Doba ma 24 godziny i tego sie nie przeskoczy. Z czegos trzeba rezygnowac, kazda z nas i kazdy z naszych partnerow/mezow/ojcow dzieci to robi kazdego dnia. Ale nie warto z tego powodu przezywac frustracji - to normalny etap zycia. Minie, jak kazdy.
    I naprawde, kto ma dzieci, ten wie. Ale to samo zycie...
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  14. Moje dzieci już podrosły ( chociaż dalej są nieletnie ) , ale przynajmniej większość rzeczy ogarniają samodzielnie . Ich dzieciństwo na pewno było fajne , bo się bardzo o to z mężem staraliśmy , ale ja niemal nic nie pamiętam . Pamiętam zasadniczo , że kładąc się spać czułam się zmęczona jak koń i padałam bez snów na twarz. Dziś myślę , że to jest pewien etap w życiu , który po prostu trzeba przeżyć i już. Dzieci są fajne , bo pracowaliśmy nad tym , byliśmy z nimi , a nie obok . A pracując zawodowo to naprawdę niełatwe - więc stąd zmęczenie . Trzymam kciuki za wszystkie dzielne kobiety - po prostu .

    OdpowiedzUsuń
  15. Nikt "nie doradza" na temat pracy zawodowej, bo o tej pracy Autorka nie pisze. Poza tym na pewno nie wszystkie komentujące pracują w kancelariach, czy biurach, znaczna większość komentujących natomiast, jeśli nie wszystkie mają codziennie okruchy na stole i pranie do rozwieszenia.

    Myślę, że nikt nie neguje tu istoty prac domowych, wręcz odwrotnie. Każda z nas je wykonuje i ma swoją taktykę na codzienność. Z nią próbuje się podzielić, opowiadając swoją historię. A że w niej czyhają także wskazówki...?
    No mój Boże, no nie jesteśmy idealnymi słuchaczkami, reagującymi zawsze tak, jak Autorka by sobie tego zażyczyła, tak jak Autorka zapewne również nie jest...

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja bym chciała, żebyś dla odmiany napisała o deszczu różowych serduszek. Wiem, że czasem jest to gdzieś między słowami (zdjęciami), ale wydaje mi się, że zakładasz, że ogólnie wiadomo, że posiadanie dzieci to też ten deszcz różowych, rekompensujących trudy z nawiązką serduszek. Przypomnij sobie jednak siebie sprzed lat piętnastu, gdy sumiennie każdego dnia łykałaś tabletkę anty, a nawet, zakładam, dzieci nie wydawały Ci się wcale interesujące. Ja jestem taką osobą i jak czytam te ciągłe wywody (nie tylko Twoje) o zmęczeniu, to widzę wciąż tę jedną stronę. W dodatku wydaje mi się to odmienne od znanej rzeczywistości, gdzie ludzie się równie często skupiają na rozkosznych zdjęciach dzieci jak na niewyspaniu.

    Jeśli ten komentarz brzmi agresywnie lub roszczeniowo, to nie było moim celem! Lubię Cię czytać, nie mam siły na ugładzanie powyższej treści. Chciałam tylko przedstawić mój odbiór. Pozdrawiam!

    Ida

    OdpowiedzUsuń
  17. .."permanentna konieczność ciągnięcia wielu wątków. I nie dania ciała w żadnym."

    A gdzie zdrowy dystans? Ulotność, magia chwil - na pewno jakimś kosztem, ale... warto!

    OdpowiedzUsuń
  18. A dobra organizacja gdzieś w tym jest ? Mam wrażenie, że kobietki = mamy pracujące zawodowo ( etat w biurze min. 8 godz i więcej ) mogą więcej. I tyle nie narzekają. "Bo ważne jest, żeby zrozumieć czym jest szczęście" !!!

    OdpowiedzUsuń
  19. Zimno, to wlasnie Ty rozprawiasz na panelach z naczelnymi feministkami i najwazniejszymi tego kraju, a nie zadna z tu komentujacych, bo tylko Ty umiesz po prostu tak swietnie pisac i opisywac codziennosc wiekszosci matek. Wiedzialam, no wiedzialam, ze takie komcie cie wpienia ' no bo zimno,ale czemu nie dasz sobie pomoc!?' Bardzo wiele sie od Ciebie nauczylam, zaluje,ze ostatnio tak niewiele piszesz. Problem w tym, ze bycie matka to long life project. Z mezem mozesz sie rozwiesc,prace zmienic, mieszkanie, kraj i zycie tez, a matka juz bedziesz na zawsze. I to jest obciazajace,i mysle ze o to chodzi w twojej notce, w twoim blogu. I zazdroszcze bardzo takiej umiejetnosci opisywania rzeczywistosci. Jakbym przez kilkanascie lat pelnila calodobowy dyzur, tak odczuwam macierzynstwo. Nawet jesli pojade na 3 tygodnie na Karaiby sama, odpoczne od prania 5 razy na dobe, wycierania, ogarniania, czytania po raz 500 Kubusia Puchatka i Muminkow, w sercu nie przestane byc matka.
    Jula, mama 4 latka i roczniaczki

    OdpowiedzUsuń
  20. Myślę, że chodzi tu także o częstotliwość. Bo jeśli słucha się trzeci i ósmy raz tego w sumie samego, to w końcu wychodzi to: "A może byś....".

    Poza tym, ile faktycznie było takich komentarzy pod poprzednią notką na zasadzie: "Zimno prawdę ci powiem: zrób, kup, wynajmij"? Dwa? Trzy?

    Pisanie więc, że w komentarzach znowu tylko dobre rady ciotki klotki jest według mnie niesprawiedliwą generalizacją... Może komentujące, większość opowiedziała przecież o sobie!, też wolałyby czasem tylko zostań wysłuchanymi, albo poczęstowane słowem: siostro!

    matka

    OdpowiedzUsuń
  21. Hm. W pracy, jak zostajesz prezesem wielkiej spółki to nie chodzisz i nie narzekasz, że musisz pracować więcej niż koleżanka zatrudniona w urzędzie do 15. Jak jesteś profesorem na harwardzie, to nie zasypiasz codziennie wściekła, że nie masz takiego luzu jak Twoja odpowiedniczka na uniwersytecie w koziej wólce. Każda z tych prac ma swoje wady i zalety i decydując się na nie, przyjmujemy ich konsekwencje. To samo dotyczy życia w ogóle. Niepomiernie dziwi mnie frustracja wynikająca z tego, że zdecydowałam się na dzieci i życie rodzinne, zdecydowałam się na pewien model prowadzenia gospodarstwa domowego (bez mrożonej pizzy :-), zdecydowałam się na ambitne życie zawodowe, a jestem do cholery zmęczona i zarobiona! To jest nie fair!
    Tak, można powiedzieć że prezeska i profesorka dostają publiczne docenienie ich wkładu - poprzez kasę, pozycję społeczną i inne. Jednak jak wracają do pustego domu o godzinie 23, to nikt na nich nie czeka i nie robi im herbaty. Nie mają 'bonusów' rodzinnych, bo pracowały na bonusy zawodowe. Matki i ojcowie mają 'bonusy' rodzinne i nie rozumiem co jeszcze powinni mieć? Złoty medal za pranie od społeczeństwa? :-)
    pozdrawiam wszystkie prasujące i nieprasujące, z apelem, że jak mamy u siebie wykończoną matkę małych dzieci, to weźmy za nią to dodatkowe zlecenie, przypomnijmy o zebraniu i na zebraniu wystąpmy w jej obronie- to możemy zrobić.
    doska
    mocno pracująca matka dwójki prawie nastolatków (nieprezeska, nie z harwardu)

    OdpowiedzUsuń
  22. Uwielbiam Cię.
    Wielokrotnie ratujesz mnie od utonięcia.
    I bardzo to doceniam.
    Bajka

    OdpowiedzUsuń