niedziela, 9 marca 2014

2.230 [O różach, goździkach i o tulipanach]


… a w czasie, kiedy w przestrzeni idei narracja promująca różnorodność się ścierała z narracją patriarchalną, w prawdziwym świecie niektóre z moich nielatów chodziły, a inne nie chodziły do punktów edukacji, Nowy Człowiek skończył właśnie siódmy tydzień niemal nieprzerwanej infekcji dróg oddechowych, kto da więcej: zapalenie krtani, oskrzeli, zakażenie mykoplazmą. Gdyby nie to, że mogła (i chciała!) się nim zająć w czasie chorób moja mama, mogłabym właściwie zrezygnować z pracy. To taka wrzuta mimochodem na poczet ewentualnej laurki ku własnej czci (niektóre z nas wysmarowują sobie te laurki bardzo ładne). A na laurkach jest brokatem wykaligrafowane, że wszystko co mam zawdzięczam tylko sobie samej i własnej ciężkiej pracy.
Mam wrażenie, że to nader sporadycznie prawda.


… a w świecie z drugiej strony kabla, z monitora i z ekranu, ze wszystkich złych wiadomości ostatnich dni najbardziej mnie przygnębił artykuł z czołówki internetowej „Gazety” któregoś dnia:
Mężczyźni stoją w kolejkach do komisji poborowych. Kobiety są gotowe kopać transzeje i okopy, dozorować zapory przeciwczołgowe i nosić rannych.

Wśród rzeczy, które jestem gotowa robić w najbliższym czasie nie ma żadnej z tych, o których mowa w drugim zdaniu cytatu.



… za to nadal udaje mi się przeczytać to i owo w korku albo w trakcie makijażu, ale że pisanie w korku odpada, bo laptop się nie mieści między kierownicą a kolanem, więc planowałam w weekend pisać o tym, co czytałam dwa tygodnie temu, niedopuszczalna czasowa obsuwa w społeczeństwie ekspresowej dezinformacji, o kiecce nie byle jakiej, o porodowej koszuli ważnej jak suknia ślubna. O wywiadzie Karoliny Sulej z Dominiką Dzikowską w „Wysokich Obcasach”, poruszył był mnie do cna.
… ale nie napiszę, bo nieopacznie podążyłam śladem mojego tekstu o dniu kobiet, to ani chybi blogowy nawyk, powęszyć po internetach i dać się zalać krwi, zrobiłam pobieżny przegląd okolicznościowy.

Na pierwszy ogień – trochę twardych faktów na dzień kobiet z Gazety Prawnej. 



Im wyżej w hierarchii, tym większa dysproporcja między medianą wynagrodzeń kobiet a mężczyzn, wynika z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń przeprowadzonego przez Sedlak & Sedlak.

Ale oczywiście u nas nie ma żadnej dyskryminacji, panie.

Sama bym tego nie wymyśliła i nie mam takich doświadczeń, ale wśród dziewczyn wchodzących na rynek pracy chodzą słuchy – wiem z pierwszej ręki - że bywają pracodawcy, którzy z definicji proponują młodym kobietom niższe zarobki, niż ich rówieśnikom na stanowiskach porównywalnych, bo na co ty tam potrzebujesz, na waciki i na latte z przyjaciółkami. 
A one potrzebują na ratę kredytu i bieżące utrzymanie.

A skoro już jesteśmy w zasobach Gazety Prawnej - oto garść porad z przewodnika dla adeptek praktykowania prawa jednej z wiodących, międzynarodowych kancelarii:



„Nie chichocz. Nie wierć się. Nie machaj ramionami. Noś garnitury, ale nie ubieraj się jak grabarz. Nie zakładaj imprezowych strojów i nie pokazuj dekoltu. Upewnij się, że potrafisz stać na obcasach. Ćwicz trudne słowa i mów tak, jak przystało na swój wiek” 

Analogiczne zalecenia w wersji męskiej – och, wpadam w osłupienie! - nie powstały. Prawdopodobnie młodzi prawnicy w dużych kancelariach się nie wiercą i nie machają ramionami, z całą pewnością też nie pokazują dekoltu i nie muszą stać (a nawet chodzić!) na obcasach. A trudnych słów nie ćwiczą, bo i tak ich nie znają.

Inny cytat z tego samego artykułu:

(…) strony internetowe prawników, którzy zajmują najwyższe szczeble kancelaryjnych hierarchii przypominają wielki katalog eleganckiej mody męskiej.

Powód?

Amerykańska organizacja, która bada ścieżki kariery w zawodach prawniczych (National Association for Law Placement) wskazuje na przykład, że kobiety dwa razy częściej niż mężczyźni porzucają pracę w kancelariach z powodu trudności w pogodzeniu życia zawodowego z obowiązkami rodzinnymi.

… więc wszystkie są same sobie winne, nie inaczej. System działa cudnie, a szklany sufit to blaga.


Stąd z czystym sumieniem całujemy rączki naszych pięknych pań z okazji ósmego marca i wrzucamy fotę róż/goździków/tulipanów na społecznościowy profil zakładu.

W bieżącym roku złota rajstopa w opakowaniu po kawie goes to City of Poznan, ten profil to absolutny winner dnia kobiet 2014.




… nikt tak pięknie nie ozdabia uśmiechem Poznania jak ty, i ty, i tamta pani obok pana!
Co prawda niestety nie wiadomo, kto stanął do konkurencji o prymat w ozdabianiu miasta obok pań - czy koziołki z ratusza? czy kaczki ze stawu w parku? czy może fontanna?, ale skoro wygrałyśmy, to odkorkujmy szampana.

Zastanawiam się, dlaczego takich rzeczy nie widzi - dajmy na to - pani, która w komentarzach na profilu „Tygodnika” uprzejma była zauważyć, że ona z przyjemnością celebruje otrzymanie kwiatka 8 marca, a poza tym:
żałosne to jest to, że niektóre kobiety na siłę próbują odciąć się od jakichkolwiek przejawów kobiecości.

Dopóki kobiecość będzie synonimem ozdabiania, biada nam.

A na koniec ekspresowy konkurs – i nie trzeba wpisywać odpowiedzi w komentarzach ;))) – dlaczego wypowiedź pana Michała RÓWNIEŻ mi nie odpowiada i mam ją za protekcjonalną?










PS. Agato D., dzięki za wsad!

21 komentarzy:

  1. na szczęście nie dam więcej, ale życzę zdrowych dzieci.

    a sama porzuciłam pracę w kancelarii z powodu debilnego szefostwa - parytet był zachowany (jedna kobieta i jeden mężczyzna, oboje mnie wkurzali :). właściwie kolejny raz z tego powodu porzuciłam, czyli możliwe, że to jakiś standard. no i nie wiem, czy ten sufit tam był, bo jeszcze do niego nie sięgałam :).
    ale faktem jest, że bez zaangażowania mamy nie miałabym szans pracować w zawodzie, albo dzieci musiałyby się stać cudownie samoobsługowe na wszystkich frontach.

    dobre rady z GP bardzo mi się podobają - przypominają mi takie sprzed 100 lat dla panien z dobrych domów. widać w tej materii nic się nie zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => bojulia: dużo się ostatnio pisze o rynku pracy niedostosowanym do potrzeb kobiet.
      mam nadzieję, że Erna trafi już na bardziej przyjazny rynek pracy ...

      Usuń
  2. Piszesz, ze godzenie dwoch swiatow (praca i rodzina&dom) jest trudne, miejscami niemozliwe, z rezygnacja z siebie, z nieustannym szukaniem siebie miedzy 22 a 23, z padaniem na pysk, na cztery lapy - plywanie w chaosie bez umiejetnosci plywania. Zgadzam sie z wszystkim, podobnie czuje, widze i oceniam.

    Jedna rzecz mnie jednak tutaj nieustannie kluje. Wrazenie, ze pomimo tego niemozliwego zasuwania na oslep, to jednak dajesz rade, czyli niemozliwe czynisz mozliwym. I ze tak to wlasnie przedstawiasz - plan na 36 godzin realizujesz w 24. Zawsze, rzetelnie, bez wyjatku (pomimo ran otwartych).
    Nie czytalam tu nigdy, ze dziecko poszlo do szkoly bez stroju na wf, ze spoznilas sie na zebranie szkolne, ze w pracy zrobilas sobie przydlugawa przerwe na "klikanie bez sensu" czy siorbanie kawy. Ze na obiad w domu byla mrozona pizza, albo gotowiec ze sloika, ze kaluzy na podlodze po soku nie wytarlas od razu, a koty mieszkaja na podlodze za kanapa juz miesiac.

    Mam wrazenie, ale fakt, to tylko subiektywne odczucie i moze inni czytelnicy widza to zupelnie inaczej, ze tutaj bieg, pot i jek, ale pomimo tego JEDNAK, jakims cudem, pelen profesjonalizm i brak miejsca na wyjscie z plama na swetrze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wydaje mi się, ale może cos mi umknęło bo zaglądam na zimno może od roku ,że blogerka nigdy nie była sama (i pięknie, że tego nie udaje) i dlatego-pomimo wszystko-dzieci najedzone, koty zgarnięte, plamy starte, zadania zawodowe wykonane.. daje 100 za to, że od 4 msc życia nowego człowieka była stała opiekunka, pomoc babci/babć i solidny ojciec. inaczej się nie da i nici z rzetelności.

      Usuń
    2. No właśnie, ja tej pomocy innych jakoś na tym blogu nie wyczytałam. Bezosobowo pojawiała się czasami jakaś siła ogarniająca, której raczej się domyślałam. Dzisiaj chyba pierwszy raz w historii tego bloga Zimno przyznaje, że "pomogła nam moja mama". "moja mama" pada tu chyba faktycznie po raz pierwszy.

      I to właśnie jest tu dla mnie dość mało autentyczne. Z jednej strony: nie da się bez ofiary i armageddon trwa (w co wierzę!), a w praktyce (przynajmniej tej blogowej) jednak się da, zawsze na czas i pod kolor i o faktycznym zaoraniu siebie i asyście pomagających (jeśli są) ani mru mru.

      Stwarza to u mnie wrażenie, że pomimo, że się perfekcyjnie nie da, to i tak perfekcyjnie należy.

      Usuń
    3. witam, pisanie o "zwierzęcym zmęczeniu" nie podpada u Ciebie pod zaoranie siebie? wielokrotnie także zimno pisała słowa w stylu (cytat z pamięci)- moje 3 ciąże i porody nie przeszkodziły mi w pracy albo zawsze pracowałam i to nie na latte i waciki ale na bieżące życie i kredyt i tak dalej w tym stylu...dla Ciebie to oznacza, że nie miała stałej, regularnej i zapewne opłacanej pomocy? wg mnie-zdecydowanie..z dzieckiem na kolanach i to najwyżej jednym to można pracować raz na tzw. ruski rok..az

      Usuń
    4. Nawet nie chodzi mi o opiekunkę do dziecka, (trudno, by byc w domu 3x3lata czyli 9 lat) chociaż o niej też raczej zimno wprost nie wspomina.

      Chodzi mi o takie bardziej dzienne i bieżące sprawy. Mam wrażenie po prostu, że te dzienne mini-porażki są przemilczane i sprowadzane do "wyższych" problemów..

      Usuń
    5. "dzienne mini-porażki"-świetnie powiedziane. po przemyśleniu-gdy dzieci już w przedszkolu/szkole na pewno jest ich więcej bo to jest moment rezygnacji ze stałej pomocy opiekunki.(a ponoć są takie , co ugotują, zmyją, sprzątną i wypiorą).także na pewno masz dużo racji .nie oznacza to jednak blagi u zimno. ja czytam jej blog miedzy innymi dlatego, że właśnie nie jest taki z kuchni podczas rodzinnej kolacji i pokoju dziecinnego li tylko (np. co śmiesznego powiedziały dzieci-hm-przejadło mi się już dawno). takich jest pełno, trudno zaistnieć:-)mnie właśnie to kręci, że ona nie boi się przyznać, że dobrze się jej powodzi, pracuje ciekawie i ma perspektywy-także na obcasy, makijaż i kolejne lata w dobrym stadle. nie neguję ważności blogów chorych, więźniów, porzuconych, niechcianych itp. ale u nas tyle tego, że naprawdę z uwagą poznaje każdego , kto jest gotowy przyznać, że coś mu wyszło (choć to nigdy nie jest tylko jego zasługa).pozdrawiam i dziękuję za dyskusję

      Usuń
    6. Może zostałam źle zrozumiana, a może po prostu mało precyzyjnie się wypowiadam. (Dodam tylko, że nie mam na myśli ani tego, jak zimno się powodzi, ani reporterskich relacji ze spotkania z dziecięciami przy kolacji, nie oczekuję też prowadzenia blogu o tym, że komuś nie wychodzi, a właśnie wręcz odwrotnie.)

      Mam wrażenie, że to, co zimno pisze o swojej organizacji życia rodzinnego w połączeniu z życiem zawodowym nijak ma się do sugestii o niemożliwości połączenia tych dwóch światów.
      Mam wrażenie, że im bardziej pisze, że się nie da, tym bardziej chce pokazać sobie (? tego nie wiem), że się da. Że posiada ambicję bycia perfekcyjnie zorganizowaną matką i perfekcyjnie zorganizowaną prawniczką, w ogóle spore ciśnienie bycia perfekcyjną, ale za cholerę się do tego nie przyzna. I żeby dodać sobie trochę luzu (? tego też nie wiem), albo by być politycznie poprawną (? również spekulacje) powie raczej: no nie da się, to nie jest do wykonania. A w trakcie wypowiadania tego zdania jedną ręką prasuje prześcieradło, a drugą pisze bloga.

      Mam wrażenie, że cały czas pisze, że nie wychodzi i się nie da, ale faktycznie właśnie dość nieźle wychodzi i się da.

      To tylko moje bardzo subiektywne odczucie, ale kurczę, jakoś to wszystko mi się nie zgadza, coś mi cały czas tu zgrzyta. Dla mnie bardziej autentyczne byłoby przyznanie: ogarniam chaos, boli, ale ogarniam.

      Usuń
    7. toś mnie natchnęła! wróciłam kilka msc wstecz i rzeczywiście coś na rzeczy z tym perfekcjonizmem jest:-)może to jest właśnie największy powód cierpień (że jednak bez innych się nie da) a chęć bycia luźniejszą nie pozwala się do tego przyznać. kto wie. ale i tak ją lubię. wszyscy mamy słabości.to nawet lepiej, że blogerka została "rozgryziona".jeśli się tego (manii perfekcjonizmu) mocno wstydzi i kryje to też dobrze, bo wie ,że to nieprawdziwe. Ja czytam o jej artykułach w gazetach, konferencjach, w których wzięła udział, filmach, które ją poruszyły. Jako posiadaczka dwójki w ogóle pomijam wpisy (tu i na innych blogach) pod tytułem "moje dzieci są takie mądre, słodkie, mają erudycję, wszyscy je chwalą, szkoła wprost pęka z dumy, że do niej chodzą"
      taka kryptoreklama matek! czyli nie nastawiam się, że jeżeli matka pisze, że sobie świetnie z dziećmi radzi to tak jest (tak samo w pracy).w ogóle to pomijam. pewnie dlatego nie czuję się oszukana/nie widzę zgrzytu. jak sobie naprawdę radzą rodziny z dziećmi i pracą to hoho! długie miesiące trzeba się im przyglądać i znać.to co ja wyłapuje to fakt,że kobieta pracuje, ma swoją książkę, jakoś ogarnia 3, chodzi na konferencje, na które przez lata jeszcze nie będę miała czasu i pieniędzy:-)ale lubię "taki kij w mrowisko" jak ty bo niby czemu ma być ah i eh! pozdrawiam Cię!

      Usuń
    8. panie anonimowe sobie ucięły zajmującą pogawędkę, doprawdy, jestę bogerę i jakoś znoszę te dyrdymały, chociaż nie ogarniam po co i dlaczego wpisujecie mi tu te komentarze.
      a może zamiast taniej psychoanalizy blogerki na podstawie tego, czego blogerka nie napisała i zamiast frapującej analizy stanu mojego rzekomego posiadania przyznałybyście mi po prostu rację, że wam, jak i mnie, jest trudno łączyć macierzyństwo z pracą i to zajebiście ciężka robota na wielu etatach.
      że to męczące i tak dalej.
      i że czas na jakieś zmiany.
      taki wspólny głos miałby chociaż jakąś wartość.

      Usuń
  3. zarobki w PL to podobna polityka jak zatrudnienie. kto da z siebie więcej za mniej wygrywa stanowisko. oferty pracy powinny być opatrzone stawką wynagrodzenia, sztywną i niezamienialną, niezależną od płci lecz od kwalifikacji - jak na razie utopia. podobnie jak umowy o prace na czas określony, które są zrywane przez pracodawcę w dowolnym momencie z powodu wyimaginowanych redukcji etatów ( najczęściej dlatego, że wysoki sezon jego własnych zarobków skończył się) dotykasz problemu kobiet i nie tylko, bo ogólnie ludzi, którzy pracują za to co im pracodawca raczy skapnąć w swej wspaniałomyślności. a kobiety szybciej godzą się na gorsze wynagrodzenie nie z tytułu wacików i latte a ze świadomości, że muszą dołożyć się do domowego budżetu, bo ten samiec alfa zarabiający wg sondaży, statystyk i innych badań o 900zł więcej sam nie uciągnie. znając kobiecą skłonność do poświęceń pracodawcy skrzętnie z niej korzystają i tak kółko się zamyka. nie bardzo widzę, żeby wynikało to wszystko z naszych funkcji "ozdobowych". a żałosne jest to, że piszący do gazet dziennikarze zajmują się odniesieniami do amerykańskiego rynku pracy nie wspominając słowem, że większość Polek MUSI pracować bez względu na godzenie tego z życiem macierzyńskim, wacikami i latte z koleżanką...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że pałasz niechęcią do pracodawcy jako takiego, bez konkretów. Co to znaczy: "wysoki sezon jego własnych zarobków skończył się" albo "pracodawca raczy skapnąć w swej wspaniałomyślności"? Jaka myśl się pod tym kryje?

      Spróbuj może założyć firmę i zatrudnić paru pracowników i koniecznie tyle samo pracownic, utrzymaj się na rynku, nie zbankrutuj, nie zwolnij nikogo przez przynajmniej trzy lata, dotrzymaj wszystkich zobowiązań i terminów pomimo epidemii grypy wśród pracowników i paru urlopów macierzyńskich, daj wszystkim podwyżkę i premię, sama przy tym zarób na własne utrzymanie... Spróbuj sama, a jak Ci się to wszystko uda, wtedy będziesz miała prawo używać takich dość jadowitych sformułowań.

      I żeby nie było - nie mam własnej firmy, nikogo nie zatrudniam, pracuję też w lekkim strachu, żeby ta praca się nie skończyła. Chciałabym zarabiać więcej. Ale potrafię się wczuć w sytuację mojego pracodawcy (nie mówię tu o wielkiej korporacji, bo to jest rzeczywiście wyzysk) i chcę, żeby zarabiał, żeby mu się dobrze powodziło i żeby nie musiał zamknąć firmy, bo wtedy i ja zostanę na lodzie. A jak "sezon jego własnych zarobków skończy się", to zwyczajnie nie będzie miał powodu, żeby ta firma dalej działała, bo i po co mu kłopot?

      Usuń
  4. Martwi mnie, że portret kobiecy wciąż nie jest do wyboru. Jest do ozdoby.

    OdpowiedzUsuń
  5. dzięki za PS - poczułam jak smakuje FAME!

    zdrowia dla Nowego Człowieka!

    ja w ciągu ostatnich 2 miesięcy [mimo że Ala nie bije rekordów NC] kilka razy byłam o krok od porzucenia pracy z powodu trudności pogodzenia życia zawodowego z obowiązkami rodzinnymi [dziś: telefon o 11 ze żłobka, pół godziny przed ważną rozprawą "Ala ma zapalenie spojówek, trzeba przyjechać, wziąć do lekarza" - ojciec dziecka na wyjeździe, jedna babcia w Alpach, druga pracuje, klient czeka - przecież się nie rozdwoję. A jednak rozdwajam się i roztrajam. Rozstrajam. Nie rezygnuję z niczego, mimo trudności z pogodzeniem].

    Może zarabiam te 1/5 mniej właśnie przez to roztrojenie, rozstrojenie... Może też dlatego, że nienawidzę garniturów. Że mam piersi [nawet większe ostatnio] i czasem trudno je ukryć nawet w koszulach i nieimprezowych ciuchach bez głębokich dekoltów. Wszakże nie mam owsików [mam nadzieję, choć w przedszkolach ostatnio wszawica, więc niczego nie można być pewnym], ale generalnie spotkania z bezcelowym biciem piany trwające dłużej niż godzinę mnie irytują i z trudem powstrzymuję wiercenie. Trudne słowa jakoś mi wychodzą i mówię chyba jak przystało na mój wiek [czyli jak?], ale może te poradniki są dla mnie?

    W każdym razie jutro walczę z pracą z czerwonooką pięknością na kolanach - całkowicie nieprofesjonalnie [niestety nie mam na ten tydzień zastępstwa na żadnym polu] i [jak to ujęła moja przyjaciółka po przeczytaniu tegoż wpisu] będę ozdabiać Poznań i odwracać uwagę przyjezdnych od psich kup :)

    z uśmiechem :)

    pozdrawiam!

    Agata D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Agata: wiesz, ps to Twoja w pełni zasłużona sława ;))))))

      i mam nadzieję, że upływ czasu między Twoim wpisem, a moim dzisiejszym komentarzem zdjął czerwień z oczu Ali!
      zdrowia!

      (no i - oby nam się ...)

      Usuń
  6. A może kobiety mają mniejsze predyspozycje do piastowania stanowisk kierowniczych. Jest więcej samców alfa, niż samic alfa, i tyle. Czysta zoologia - bycie tym pierwszym wydatnie zwiększa szanse powodzenia u płci przeciwnej, a bycie tą drugą - w ogóle prawie nie, gdyż mężczyźni na tę cechę nie zwracają największej uwagi. Dysproporcja w jakiejkolwiek dziedzinie nie jest równoznaczna z dyskryminacją. Np. ogromna dysproporcja w wynikach sportowych pomiędzy kobietami i mężczyznami nie oznacza dyskryminacji, to wszystko kwestia uchwalenia, żeby faceci nie biegali za szybko i że te wyniki powinny być równe. Nie rozumiem co ma wspólnego rezygnacja z pracy z powodu trudności w pogodzeniu życia rodzinnego z życiem zawodowym - ze szklanym sufitem. Szklany sufit to brak możliwości awansu, proszę mi odpowiedzieć, co w końcu kobietom w Polsce utrudnia możliwość awansu. Kulturowo kształtowane poczucie-światopogląd-odczucie-samoocena-oczekiwania, czyli co w końcu. Można pomyśleć, że kobiety w naszym kraju są tak kulturowo skrępowane, że aż się na litość zbiera.

    OdpowiedzUsuń