piątek, 7 marca 2014

2.229 [O dniu kobiet]


Tekst, który znajdziecie niżej napisałam dla „Tygodnika Powszechnego”, wyszedł w druku w tym tygodniu, nadal można kupić egzemplarz w punktach sprzedaży prasy (si, si, si, to jest tania/reklama ;) ).
W kilka godzin po opublikowaniu zajawki felietonu na stronie „Tygodnika” czytelniczka kalina16 tak podsumowała podsumowanie tego, co napisałam: 

A o jakim swiecie bez kobiet pisze autorka? Bo jak dla mnie - jest to prawie całkowicie nasz swiat, czyli swiat kobiet. Tak jak "Miasto kobiet" Felliniego:)) Oczywiscie w naszej strefie klimatycznej...Jesli tak sie zdarzylo, ze autorka nie załapała sie do cadillaca pedzacego do władzy, to sorry, ale najpewniej sama jest sobie winna. Bo ktora z nas chciala i miała po temu kwalifikacje - odniosla sukces. 


Kolejnego dnia „Polityka” opublikowała informację o debacie „Kariera w parze z rodziną”. 

„W firmach – takich jak PZU – przeważają kobiety. To one, do pewnego szczebla kariery, zajmują stanowiska menadżerskie. Ale już w zarządach sytuacja diametralnie się zmienia.”
„Aby kobiety mogły swobodnie godzić życie rodzinne z karierą, potrzeba zmiany mentalności mężczyzn.”

„Kobiety nie udzielają sobie nawzajem wsparcia.”


Symptomatyczne jest nieudzielanie sobie wsparcia, tak jakby każda z nas, Siłaczka z genów i z powołania, po prostu czuła się w obowiązku ogarnąć swoją kuwetę sama. A jeżeli któraś po sąsiedzku gorzej ogarnia, to tym gorzej dla niej.
Kumy jej z satysfakcją wytkną, że jest za gruba, za chuda, mniej zdolna, zadufana, nie karmiła albo karmiła piersią, oddała dziecko do żłobka albo się oddała całodobowej obsłudze lodówki, kuchenki i pralki, postarzała się, nie postarzała, ostrzyknęła, zaniedbała, mąż ją zostawił dla innej, ma pięciu kochanków.
JEST SAMA SOBIE WINNA!


Wesołego dnia kobiet, Drogie Panie.




Nie świętuję dnia kobiet.
Gdyby w lokalnych warunkach klimatycznych się nosiło w marcu koszulki z krótkim rękawem, obstalowałabym sobie adekwatny nadruk, wielki biały t-shirt z inskrypcją nie obchodzę dnia kobiet, nie obchodzi mnie to i wdziewałabym go sobie na zdrowie ósmego marca i się przechadzała w takiej stylizacji w centrum miasta nie wzbudzając sensacji.
T-shirt z nadrukiem to w końcu nie manifa.
Mizerna manifestacja.

Cóż, bez dwóch zdań - dla kultywowania prywatnej damsko-męskiej relacji dobry jest nie dzień kobiet, ale każdy inny brak okazji i, dajmy na to, nieoczekiwany bukiet tulipanów albo spontaniczne wysprzątanie wspólnie zajmowanego gniazdka. Plus kolacja. A w relacjach pozaprywatnych osobliwy szacunek dla naszych pięknych pań, raz w roku wytryskający goździkową fontanną i parą rajstop, za zdrooowie dam i biały walczyk?
Nie, dziękuję.
Nie ósmego marca.
To święto w mojej głowie nadal nie jest odzyskane, nieustannie skażone kolorytem cmoka w spracowaną damską dłoń, dłoń siłą podciąganą do karpika męskich ust, pozdrawiamy kobiety pracujące dla pokoju i rozkwitu ojczyzny i szarpiemy gremialnie za onieśmielone, niemal wyrwane ze stawu barkowego damskie ramię.
I mimo że sama nigdy nie dostałam żadnego marcowego deputatu z rozdzielnika pierwszego sekretarza, żadnej kawy ani bawełnianej ścierki na radzie zakładu i nie mam żadnych ambarasujących osobistych asocjacji - nie lubię ósmego marca. Ósmy marca jest w mojej głowie o lata świetlne od kobiecych zmagań o równe prawa, chociaż przecież taka jest geneza tego dnia. Szkoda.
Wielka szkoda, że się tak zdewaluowały matronalia.

Ale „Dzień kobiet” to jest też niezły film Marii Sadowskiej i niech to on będzie punktem wyjścia do dalszej deliberacji.
Bohaterka filmu, Halina Radwan właśnie awansuje – kiedy kamera robi najazd - w sklepowej hierarchii pewnej sieci handlowej opatrzonej logo z owadem i robi  to, jak się można domyślić, nie z butnej potrzeby skakania po szczeblach kariery, ani z bezrefleksyjnego imperatywu dorabiania się, ale po to, żeby utrzymać dorastającą córkę, bo wychowuje ją sama. Jest jeszcze umierająca na raka matka bohaterki, słowem - trzy pokolenia silnych kobiet w impasie. Są koleżanki Haliny w równie rozpaczliwych jak protagonistka życiowych sytuacjach. Jedyny pierwszoplanowy męski bohater jest szefem Haliny. I pomińmy tutaj wiwisekcję tej plugawej postaci. Dla potrzeb tego, o czym chcę powiedzieć dalej wystarczy jego ranga.

Niedługi czas temu wraz z zakupionym tygodnikiem opinii dostałam w kiosku z prasą reklamowy biuletyn autentycznej sieci handlowej posługującej się logo z owadem. Katalog jest ładnie wydany, kolorowy i hojnie upstrzony zdjęciami. Przedstawiciele firm dostarczających produkty do sklepów międzynarodowego dyskontu chwalą się polskim pochodzeniem towarów i reklamują ich wysoką jakość. Szybko przekartkowałam, stojąc w korku, tę patriotyczną publikację. A później, już w pracy, bo nie dawałam wiary pierwszemu oglądowi – przejrzałam folder jeszcze raz. I cóż, jako żywo, najlepsi polscy producenci żywności mają wyłącznie męskie twarze i dystyngowane marynarki. Wąsik, uśmiech, krawat. Na mniej więcej pięćdziesięciu właścicieli, prezesów i wiceprezesów spółek takich i owakich przypadają na stroniczkach biuletynu dwie panie: prezeska koncernu produkującego kawy i herbaty i blogerka kulinarna.
Jestem oczywiście naiwną idealistką, bo pierwsze, co mi przyszło do głowy, to że jest doprawdy dla mnie niepojęte, że nikt, ani jedna osoba w agencji składającej inkryminowaną reklamę, żaden z pracowników kreatywnych, żaden grafik nie pomyślał, że coś im poszło nie tak i bezrefleksyjnie puścił projekt do drukarni. Parytet jest brzydkim słowem, zdaję sobie sprawę, ale czy świat doprawdy wygląda tak jak w parapatriotycznej reklamie polskiego żarcia?
Świat bez kobiet?
Promocja w sklepach z owadem do piątego marca.
Ósmego marca w sklepach do nabycia naręcza kwiatów.

I nie, nie postuluję, żeby pudrować rzeczywistość i zamiast prezesa z sumiastym wąsem wystawiać do promocyjnego zdjęcia przystojną pannę Hanię z błękitnymi oczami.
Postuluję zmianę rzeczywistości, zdecydowanie.

***

… jak donoszą plotkarskie media pewien znany aktor pojawił się na gali wiodącego miesięcznika z branży glamour w towarzystwie żony. Piękna owa pani była prawdziwą ozdobą swojego męża, brawo. Znajdź błąd logiczny/cywilizacyjny/kulturowy w tak skomponowanym zdaniu. Dajesz radę?

***

Prezydent Poznania organizuje rok w rok noworoczne przyjęcia dla lokalnego biznesu, ludzi kultury, samorządowców i wszelkiej maści notabli. Noworoczne przyjęcie 2013/2014 odniosło spory sukces wizerunkowy w ogólnopolskich mediach, rzekłabym, że wręcz ugruntowało wizerunek Poznania. Na sześciuset zaproszonych gości – jak skrupulatnie policzyła to Ewa Wanat – przypadło dwadzieścia pań, co się tragikomicznie rzucało w oczy na fotografiach z balu. Na tle gąszczu ciemnych garniturów uszytych na miarę nieliczne success dresses naszych pięknych pań były prawdziwą ozdobą, doprawdy. Jak wynika z wnikliwych analiz przeprowadzonych post factum sytuacja na bankiecie wyniknęła z faktu, że na przyjęcie rozesłano jednoosobowe zaproszenia, dla notabli właśnie. Crème de la crème przybyli sami, stąd nieobecność pań.
Mnie się oczywiście prostodusznie wydaje – choć niestety niewiele wynika z tego naiwnego doznania - że poznanianki działają szerzej niż między kuchnią, piaskownicą a kruchtą i mogłyby tu i ówdzie reprezentować siebie same w charakterze persony, a nie co najwyżej łagodzić obyczaje w roli przyprawy. Osoby towarzyszącej. Hostessy. Asystentki. Za zdrowie dam!

I dlatego właśnie nie świętuję dnia kobiet. W świecie bez kobiet dzień kobiet fetowany jako okazja do wręczenia kwiatka jest żałosną i godną ubolewania manifestacją. Z ochotą za to w świecie skrojonym na miarę potrzeb obu płci obchodziłabym matronalia, święto kobiecości i kobiecej narracji.

Utopię?
Proszę bardzo.

Nie bez kozery pierwsze przychodzą mi na myśl prawa reprodukcyjne kobiet, bo do nich się w końcu sprowadza diametralna różnica między płciami. Kobiety zachodzą w ciążę, mężczyźni się do ciąży przyczyniają. Kobiety ponoszą pakiet fizycznych, psychicznych, wreszcie finansowych konsekwencji macierzyństwa. Mężczyźni w męskim gronie konferują o polityce prorodzinnej i tradycyjnym podziale ról, czymkolwiek byłaby taka tradycja, tradycja jest w polskiej debacie publicznej pojemnym sagankiem. Tradycja jako oręż wymierzony w kobiety definiuje kobiece miejsce w świecie jako przestrzeń między pokojem dziecinnym a zlewozmywakiem.
Żeby było jasne. Jestem orędowniczką prawa do rodzinności. Pielęgnowania domowego ogniska, codziennych rodzinnych obiadów. Mam troje niewielkich dzieci, którym co rano wiążę szaliki na szyjach i zakładam czapki zanim się udadzą do punktów edukacji, a ja do pracy. I robię im kanapki. Piorę, prasuję, przecieram blaty. Macierzyństwo jest teraz wiodącym elementem mojej życiowej narracji, ale jest to macierzyństwo świadomych wyborów, a nie przypadku.
Poza tym, oprócz bycia matką pracuję, zarabiam. Nie na waciki i nie na pomadkę, ale na dom. My, rodzice naszych dzieci, zarabiamy na nasze wspólne życie razem.
Irytuję się słysząc, że tylko macierzyństwo realizuje moje „powołanie”. To nieprawda.

Ale wracając do praw reprodukcyjnych - nie chciałabym tu wchodzić na grząskie terytoria kompromisu aborcyjnego i sporu o to, od kiedy jest człowiek, istota, homo sapiens. Nie uważam aborcji za wyjście czy wręcz za optymalne rozwiązanie, swego czasu podglądałam moje dzieci i w ósmym, i w dwunastym, i w kolejnych tygodniach ciąży i nie wyglądały wtedy na przypadkowe zlepki tkanek. Ale się boję słów profesora prawa, byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego i rzecznika praw obywatelskich, który pisząc projekt nowelizacji kodeksu karnego chce rzekomo zrównać ochronę płodu zdolnego do życia z ochroną życia ludzi urodzonych. A później, na jednym wydechu dyskredytuje antykoncepcję postkoitalną, twierdząc, że „dopuszczenie na rynek takiej pigułki służy omijaniu ustawy. Trzeba mieć odwagę, żeby coś podobnego powiedzieć w twarz zgwałconej piętnastolatce. Albo nawet i trzydziestolatce, i to niekoniecznie zgwałconej. Trzeba mieć doprawdy fantazję, żeby się zasłaniać klauzulą sumienia i odmawiać aptecznej sprzedaży zwykłej antykoncepcji, legalnych produktów leczniczych dopuszczonych do obrotu na terenie kraju. Nie mogę przyjąć, że się antykoncepcję wymienia ciurkiem za aborcją, jedno i drugie podciągając pod zgniliznę moralną. Oburza mnie brak wyważonej dyskusji o aborcji jako o problemie etycznym czy wyborze moralnym. Brzydzi mnie zakłamanie – lokalne zakazy aborcyjne nie są żadną barierą dla kobiet dobrze sytuowanych. Te mniej majętne są pozostawione sobie samym.

W moim utopijnym świecie kobiet i mężczyzn macierzyństwo byłoby przestrzenią wolnego wyboru, a nie „tradycyjnym”, obligatoryjnym powołaniem kobiety. A skoro już o powołaniu – w moim utopijnym świecie, w którym zamiast dnia kobiet świętowałoby się matronalia życie publiczne i zawodowe można byłoby tak sobie ustawić – i to bez względu na płeć – żeby nie kolidowało z prywatnym.

Spróbujcie upchnąć w dwudziestoczterogodzinnej dobie ośmiogodzinny dzień pracy, odprowadzenie dziecka (albo – poziom dla zaawansowanych! - dzieci) do przedszkola czy szkoły – w godzinach urzędowania placówek edukacji, zakupy, obiad, odrabianie lekcji, minutę relaksu, kolację … Spróbujcie to wszystko upchnąć i nie upaść na twarz.

W moim utopijnym świecie, który oby się kiedyś zdarzył!, produktywność i dyspozycyjność nie będą wiodącymi wartościami. Efektywność, operatywność i wydajność zastąpiłabym zadowoleniem z życia, daniem sobie okazji do bycia, a nie nabywania. Mimo że sama pracuję zawodowo od zawsze i moje trzy ciąże i kolejne dzieci raczej mi z pracą nie kolidowały (za cenę zwierzęcego zmęczenia, rzecz jasna), w ogóle mnie nie dziwi, że wiele kobiet rodząc dzieci rezygnuje z pracy. Fundamentalnym argumentem zarzucenia zawodu na rzecz domu jest niemożność łączenia macierzyństwa z pozadomową pracą, praktyczna trudność, niechęć pracodawców, niewykonalność. Pomijam tu oczywiście te przypadki – nie takie wcale rzadkie – kiedy przejście do sfery domowej jest dla kobiety wyborem lepszego rozwiązania.
Tak czy inaczej - rodzicielstwo jest u nas nadal synonimem macierzyństwa. Ojcostwo to weekendowy wypad z dziećmi na biwak za miasto i statystycznie czterdzieści minut dziennie dla domu, wliczając w to czas weekendowego biwaku, rzecz jasna. Dość czasu, żeby wynieść śmieci i zadać pytanie „jak w szkole?”, po czym nie czekając na odpowiedź – przełączyć kanał.

Miałabym marzenie, żeby urlopy ojcowskie się przyjmowały w społecznej świadomości i to w coraz szerszym wymiarze. Chociaż raczej nie nalegałabym na przymus karmienia piersią w wykonaniu taty. Poważnie – uważam, że nie ma lepszego antidotum na niechęć pracodawców do zatrudniania młodych kobiet i na wyrównanie szans kobiet i mężczyzn na rynku pracy, jak urlopy związane z urodzeniem się dziecka dla obu płci. Utopijnie też sobie wyobrażam, że ojcowie wyrwani zza biurek i przystawieni do pałąka spacerówki z siedzącym wewnątrz malcem docenią przyjemność przechadzki. Że do nich dotrze, że zamiast kolejnych sukcesów w sprzedaży lepsza jest na przykład niespieszna lektura w parku. Świat, w którym zwolnilibyśmy i ograniczylibyśmy zapędy mam! mam! mam! na rzecz jestem, byłby – trywialna konstatacja – znacznie lepszym światem.

Męski wzorzec percepcji realiów nie może być wyłącznym w publicznym dyskursie, tak się nie da, nie od biedy Kongres Kobiet żąda całej pensji i połowy władzy. Statystyki donoszą, że Polki są lepiej wykształcone od Polaków. Przykre, że nie widać tego ani w zarządach firm, ani w parlamencie, gdzie się tworzy prawo, ani w organach władzy. Nie przyjmuję argumentacji, że nie można mieć wszystkiego (… skoro się rodzi dzieci …), a tym bardziej – że to „tradycyjny” podział, który utrwala dobrostan i pewien społeczny kompromis, korzystny dla obu płci. 

Jeden z prawicowych polityków forsuje ostatnio anegdotę z mamutem, którego to truchło samiec tradycyjnie winien przytaszczyć do jaskini, żeby umożliwić samicy tradycyjne nagotowanie strawy, a później tradycyjne uprzątnięcie odpadków, ponieważ samica uprząta zgrabniej.
W moim gospodarstwie domowym znacznie lepiej sprząta osobnik obdarzony tylko jednym chromosomem X.
Dlatego nie świętuję dnia kobiet, wyglądam matronaliów.




22 komentarze:

  1. I ja nie świętuję Dnia Kobiet. A także Walentynek, Dnia Kota, Dnia Teściowej, Dnia Bez Samochodu (mój każdy jest bez). Jestem zmęczona tymi Specjalnymi Dniami, które są pustymi formami, kolorowymi wydmuszkami. Nie widzę w nich głębi, idei. To pozłotko. A ja wolę jeść z rodziną czekoladę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się po tymi słowami.
      Pod Tobą, zimno, też. całym sercem. I każdą spracowaną ręką.
      Od dziecka czułam się zażenowaną sztucznością tego "święta", tymi nieporadnymi gestami kolegów, mężczyzn.
      Szkoda słów, napisałaś wszystko.
      Pozdrawiam:*

      Usuń
    2. => Moe, => viki: :))))))))))))))))))

      Usuń
  2. Mieszkam w Dziurze.

    Mój mąż wychodzący z dziećmi na spacer z nieprzyklejoną miną cierpiętnika oraz bez t-shirta z napisem: stara mnie wygnała, wzbudza sensację. Taką, że już trzy razy obce kobiety zaczepiały mnie na ulicy, w sklepie, by pogratulować mi męża. Na moją minę mało entuzjastyczną zapewne myślałby sobie, że na wredną i głupią trafił ten skarb.

    A ja nie cierpię kobiet, które są wrogami innych kobiet. A tyle ich wokół.

    Święto kobiet? Pod jego pretekstem mąż kupił mi biografię Kate Bush znalezioną w empiku, zatem na ten rok - niech będzie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Niezaradna: jeżeli kupił książkę, to vivat 8 marca :)

      Usuń
  3. Oby to wszystko, co przeczytałam zostało w sferze utopii. Gdzie baba chce być - będzie, parytety precz! Świat z przewagą facetów ( kocham facetów! ) jest piękny! I pięknym jest facet taszczący do jaskini mamuta. Skrzeczenie o równouprawnienie jest żałosne, bo XX to XX, a XY to XY - różnice z natury oczywiste jak 2 + 2 = 4 w matematyce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak! Ja też chcę matronaliów! albo nawet matriachaliów!
    łolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => łolka: jestem mniej zachłanna. wystarczy mi połowa władzy :))))

      Usuń
  5. Taka sytuacja Zimno: pensja ojca dzieciom nie bardzo starcza na opłaty, pensja matki jest przejadana, więc ojciec bierze tacierzyński vel ojcowski, by w tym czasie pracować na czarno. Dzieckiem zajmuje się babcia. Czy o to chodziło ustawodawcy? I czy bez umatczynienia Polski i uczłowieczenia rynku pracy damy radę?
    Zimno, w moim rozumieniu Ty właśnie obchodzisz Dzień Kobiet. I ja też go obchodzę: wywiesiłam na blogu swoją najważniejszą kieckę i przytulam po babsku wszystkie kobiety, ciesząc się, że są.
    Tobie też dziękuję, że jesteś. Robisz tu ważną robotę dla nas:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => monika mimo-za: fantastyczna ta Twoja kiecka, też się zbieram - już dwa tygodnie - do pisania o moich trzech :)
      a jeżeli chodzi o umatczynnienie - nie ma innej drogi, jestem przekonana.
      a jeżeli chodzi o to, że ustawodawca ma w pompie, za co się obywatele utrzymają, to ... cóż.

      Usuń
  6. W "Newsweeku" przeczytałam zajawkę. "Najpiękniejsze twarze technologii". Już w zajawke nie uwierzyłam, bo mi sie seksizm tej wypowiedzi nie mieścil w glowie, kliknęłam, okazalo się, ze jest jeszcze gorzej - że wszystkie twarze technologii to mężczyźni, więc żeby upiększyć dziedzinę trzeba zatrudniac hostessy i asystentki. Proszę, oto zdjęcia, i potraktujcie państwo nasz materiał z przymrużeniem oka!

    http://stylzycia.newsweek.pl/mwc-booth-babes,galeria,281324,1.html

    Otóż mnie sie oko nie przymruża, a już zupelnie, zupełnie nie, gdy widzę podpis - prze-prze -przedowcipny - obok zdjęcia nr 11.

    Swego czasu mialam pisać (i może jeszcze napiszę) tekst o tym, jak postrzegane są kobiety w tzw. męskich dziedzinach (tak a propos tych wszystkich tekstów o tym, ze jak kobieta chce, to będzie i po co parytety, a w ogóle to natura, bla, bla, bla). Rzucilam o tym informację na zaprzyjaźnionej grupie, tak się zlozylo, że więcej niż polowa tej grupy to dziewczyny - inzynierowie, doktorantki biolożki, mikrobiolożka, chemiczki, i nie z tych, co pracują w szkole podstawowej. Odzew był imponujący.

    "Właśnie wróciłam ze Światowego Zjazdu Inżynierów Polskich, towarzystwo w większości męskie, średnia wieku ok. 60 lat. Rektorzy, politycy, biznesmeni. Kobiet poniżej 30stki może z piętnaście, w tym ja. Niestety zamiast pytań o specjalizację, prowadzone projekty, czy choćby wrażenia ze zjazdu, byłyśmy bombardowane komentarzami typu: "niech się pani uśmiechnie, o, jak ładnie!", "ja usiądę naprzeciw pięknych pań, bo mi taki widok robi dobrze na apetyt!", "jaka pani śliczna, może pani zrobię zdjęcie, bo takiego noska/oczków/buziuchny nie widziałem już dawno".

    "Nawet jak byla mowa o konkretnych sukcesach naukowych chociazby, zaczynalo sie od 'jest piekną kobietą i do tego swietną (profesja)'.

    "Wchodze na spotkanie z klientem. Relacja czysta: klient - prawnik. I co kuźwa słyszę? O jaka pani młoda i oczywiście piekna! Ale ja bym mimo wszystko wolał z mężczyzną. Nosz zagotowałam się i chlapnęłam, że tez bym wolała z mężczyzną ;/"

    "Spotkanie w Senacie RP z przedstawicielami Polonii, zgłaszam się żeby zadać pytanie (merytoryczne!), przedstawiam się: JB, Uniw. Oksfordzki, pytanie XYZ. Senator nr 1: O, czy myśmy się nie poznali na regatach w Londynie? Ja: Tak, owszem. Marszałek Zi(...) : O, to pani tam pewnie czirliderką była, taka pani ładna!"

    " Mój brat, pracujący w firmie, która jest podwykonawcą Ikei, własnie mi doniósł, że przyjechali klienci. Wyszła do nich menedżerka odpowiedzialna za kontakty z klientami, a oni powiedzieli, że z mlodą babka gadać nie będą. "

    W ramach komplementu - "Pani jest za ładna na doktorat, pani powinna na kosmetologię iść!", w ramach zwierzenia - "studentek nie wysyłam na stypendia zagraniczne, bo zaraz sobie dadza brzuch zrobic...".

    Osobiscie znałam szacownego pana profesora socjologii, ktory wchodził na salę wykładowa i liczył obecnych panów wyluskując ich z tłumu pań w sposob następujący: "Jeden człowiek, drugi człowiek, trzeci... No, jest dziesięciu/ piętnastu/ ośmiu ludzi, w takim razie jest po co wykladać!".

    Jestem pewna, że wszyscy ci panowie lecą 8 marca z goździkiem, całują dłonie i rzucaja frazesami o "naszych pięknych paniach".

    W zwiazku z czym ja mam to swieto w ... głebokiej obojetnosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Anutek: OTÓŻ!!!
      o tym trzeba krzyczeć, o niestosowności "bo pani taka ładna" w kontekście profesjonalnym.
      o deprecjonowaniu dokonań uwagą o "takiej zgrabnej nóżce".
      kłopot chyba w tym, że mimo wszystko są dziewczyny, którym to wątpliwe komplementowanie odpowiada...

      Usuń
  7. życie jest kwestią wyborów, które najczęściej nie dochodzą do stopnia władzy gminnej nawet, cóz mówić o tej na szczeblu najwyższym. ubolewam, że w polskim rządzie nie ma więcej kobiet, ale wcale mnie to nie dziwi. gdyby mi ktoś wręczył nagle możliwość bycia posłanką to z miejsca odrzuciłabym i bynajmniej nie dlatego, że mam rodzinę, trójkę dzieci, pracę poniekąd zawodową ale dlatego, że zdaję sobie sprawę z niemożności przeniesienia np. całej rodziny do W-wy. powód banalny dla mnie jednak priorytetowy; rodzina powinna mieszkać razem a nie tworzyć się z doskoku. i nie upatruję w tym niemożności dojścia kobiety na wyższy szczebel tylko z racji organizacji życia rodzinnego. wydaje mi się, ze jako kobiety ciągle robimy bilans strat i zysków pod kątem dobra ogniska domowego. i nie wiem czy sytuacje uratuje zamiana macierzyńskiego na ojcowski, raczej w to wątpię. i to nie z racji niechęci mężczyzn do brania takowego (44 lata temu mój ojciec wziął sobie pół roku urlopu bezpłatnego by się mną zająć (macierzyński w wymiarze 3 m-cy wzięła mama) ale to on potem został dyrektorem a nie matka. on miał ambicję bycia u władzy, nie ona) ale z tendencją ogólnego myślenia. "baba babie włożyła do d..py grabie" - i sama jest sobie winna. osobiście wolałam pracować z facetami, którzy nie stwarzają atmosfery zawiści, jak mają coś na rzeczy to powiedzą, "po pysku się wystrzelają" ale potem dalej robią to co zaczęli. "baby są jakieś inne", bo pracowałam też z kobietami - nie było zespołu, była dzika walka podjazdowa, emocje sięgały zapisom rozhisteryzowanych nastolatek gdy średnia wieku była 40+. wieczne pretensje o rozdział roboty, o wykonanie, o dłubanie palcem w nosie (nie było internetu), o wychodzenie, o branie urlopu, opieki - o to wszystko pretensje miały koleżanki - koledzy robili swoje.
    droga Zimno, po części jesteśmy same temu winne, po części dokładają do tego stereotypy, po części ustawodawstwo. nie będzie "Seksmisji" i chwała Bogu, ale wątpliwym wydaje mi się uzyskanie kiedykolwiek prawdziwej równości. na zwiększenie tej szansy kolejnych pokoleń powinnyśmy zapracować my matki, głównie mądrym wychowywaniem naszych dzieci płci obojga. może to da jakiś plon, może to zaskoczy kiedyś gdy chłopak będzie umiał uprać, ugotować, zrobić zakupy a dziewczyna wkręcić nowe gniazdko czy zmienić kran w umywalce? czy to nie my chowamy swoich dzieci tak by przydzielać im określone role?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej ocenie ma Pani wiele racji (Gwiezdna 8 marca 2014 10:29:00). Jest Pani kolejną osobą, która zwraca uwagę na fakt wydawałoby się oczywisty, że "baby są jakieś inne". Naturalnie "oczywisty" nie dla feministek. To przypomina jakieś feministyczne tabu. Co ciekawe, dziewczyny, które same siebie do feministek nie zaliczają, nie mają najmniejszego problemu z przyznaniem, że faceci i kobiety różnią się nie tylko szczegółami anatomii. Zimno opiera swój sposób myślenia na nieprawdziwej tezie, że różnica pomiędzy płciami sprowadza się do kwestii macierzyńskich. Otóż nie i jeszcze raz nie. Kobiety i mężczyźni psychicznie różnią się tak samo wyraźnie jak w aspekcie fizycznym. Swego czasu sporo na ten temat napisałem w komentarzach, nie chcę się powtarzać. Myślę, że Pani wypowiedź zostanie zignorowana. Szanowna Autorka w tej dziedzinie uprawia najskuteczniejszą z możliwych strategii - nie podejmuje sporu i dalej "pisze swoje". A to swoje można streścić tak: temu, że kobiety sobie gorzej radzą, winni są mężczyźni i kropka.

      Usuń
    2. => gwiezdna: a ja jestem optymistką. pod koniec XIX wieku postulat studiów dla kobiet wydawał się większości absurdalny. dzisiaj świat, w którym różnorodność ma głos staje się coraz bardziej realny.

      => anonimowy: owszem, z anonimami "nie podejmuję sporu".

      Usuń
  8. Dzień Kobiet t taka ładna przykrywka. Damy paniom kwiatki, buzi w rączkę (fe!) a potem - do roboty! Gary nie pomyte. I do zdjęcia się trzeba ładnie uśmiechnąć. Parytety? Wysokie stanowisko? Kochanie, ale cie to postarzy! Po co ci to równouprawnienie, nie kochasz naszych dzieci?
    Smutne. Ale dopóki nie będzie solidarności kobiet w pracy (tak, tak moje drogie, która została awansowana przez szefową, gdy do wyboru byli mężczyźni, czasami o gorszych wręcz kwalifikacjach?) i w życiu prywatnym, to dalej będziemy kwiatkiem do butonierki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => hej_placzolina: i ja płaczę nad brakiem solidarności, który się zdarza. a wszystko pod hasłem "skoro ja miałam pod górę, to nie będę windować gratis koleżanki"

      Usuń
  9. Ja również nie świętuję Dnia Kobiet. Właściwie nie wiem nawet dlaczego, po prostu to nigdy dla mnie nie istniało. W szkole zawsze chłopaki w ostatnich dniach lutego skrzykiwali się i zostawali po lekcjach, żeby potajemnie urządzić zrzutkę na kubek, misia, sztuczną różę czy jakiś inny badziewiasty prezencik. Nie świętuję, bo uważam, że nie ma czego świętować. Mam 23 lata i jestem gówniarą, o prawdziwym życiu z dużej litery, pracy, macierzyństwie, feminizmie itp. dopiero czytam, chłonę wszystko i nawet jeżeli mam już swoją wyrobioną opinię to jestem jeszcze po tej innej stronie. Ja jeszcze nie wiem, a ty już wiesz. Ja się dopiero zastanawiam, a ty już jesteś pewna. Ja coś cicho przebąkuję, a ty głośno mówisz swoje zdanie.
    Czytam, bo też chcę być kiedyś taka stanowcza, określona i "jakaś" jak ty.

    Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Małgosia: dzięki, imienniczko!
      i wiesz, ja też nie jestem pewna. zadaję pytania.

      Usuń
  10. Drogie Zimno, w takim razie bardzo serdeczne życzenia bez żadnej okazji :-)
    A wieszanie psów na Dniu Kobiet zostawię mojej lepszej połowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Goldie: dzięki! a poza tym wiesz, Wam też mogę życzyć z każdej dowolnej okazji!
      uściski dla piątki!

      Usuń