wtorek, 28 października 2014

2.260 [O bezspornym październiku i III Wielkopolskim Kongresie Kobiet w Poznaniu]


Nieuchronny koniec dobrej pogody dało się przeczuć już dwa tygodnie temu w pewnym sieciowym spożywczym dyskoncie, kiedy to w miejsce pryzmy kostropatych, woniejących gruntem ogórasów usypano stos z tych półmetrowych, szklarniowych. Próżniowo zafoliowanych.
Ogórek w folii napotkać w Lidlu – idzie zima.
Jak w radiowej reklamie jakiegoś parafarmaceutyku – koniec października zapowiada nadejście listopada.
Nieodwołalnie.
A październik z listopadem płynnie przekierowują do skojarzeń z Wielkopolskim Kongresem Kobiet w Poznaniu, mam wewnętrzny imperatyw, żeby to odnotować na blogasiu, przecież w tym roku sama w nim, w kongresie, lekko zamieszałam własnym głosem i ciałem. W sensie, że obecnością ciała.

I zostałam z potężnym niedosytem po panelu o sztuce matek.
Po tych wszystkich tutaj (i w realnym matkowaniu) latach, i po wszystkich napisanych słowach, i wypowiedzianych zdaniach coraz mniej otóż wiem, jak i co mówić o macierzyństwie. O tym, co mnie uciska, a co napędza i jakie to ma znaczenie, o ile w ogóle ma, sensu largo.

Kazimiera Szczuka postawiła tezę, że figurę Matki Polki się teraz zastępuje figurą Supermatki i że to zły kierunek, niewłaściwa trasa. Kobiety średnio śpią o dwie godziny krócej, niż te z pokolenia ich matek, trzeba umieć z czegoś zrezygnować i tak dalej.
Cóż, na figurach to jest oczywiście w miarę łatwe. Jak w szachach, królowa, goniec, szach – mat. Matka Polka, poświęcenie, patriotyzm i ofiara. Supermatka – superkariera, superdziecko i superkochanka. W superwysprzątanym mieszkaniu na kredyt na czterdzieści lat.
A w realnym świecie z czego mam zrezygnować, skoro z dzieci się nie da łamane przez nie chcę/nie mogę? Z prania?
Z malowania rysów twarzy na twarzy co rano?
Z zerwania się o świcie każdego dnia i pójścia do pracy?

Mam jedną ponurą myśl, myśl wszeteczną, bo stawiającą w opozycji jedne matki przeciwko innym matkom, ale ją wyartykułuję, co mi tam. Odnoszę otóż mgliste wrażenie, że w ostatecznym rozrachunku i w grze obyczajowej w niemożliwe macierzyńskie układanki, matki z modelu tradycyjno-domowego mają jednak łatwiej. To oczywiście rozumowanie na figurach i modelach, czysto-teoretyczne-rozważania, ale załóżmy, że modelowa tradycyjna matka jest do kości przekonana, że jej miejsce jest przy dzieciach, mężu i w domu, że to jest jej powołanie, żeby się spełnić w wychowaniu, obiadach i w praniu.
No to ona ma z gruntu łatwiej, niż ja, bo jej odpada nieustająca drżączka o to, że pliki do pracy jeszcze nieopracowane, lektura zaległych pism w polu, a na jutro, na 10:30 wpisałam do kalendarza spotkanie.

O, przeklęta emancypacjo, co nam dajesz w zamian?
Co poza nerwicą?
No jasne, SATY-SFAKCJĘ.
Science fiction.
Fiction factory.

Macierzyństwo to sztuka, sztuka matek.

Z drugiej strony, z tej przeciwnej do narzekania mam jednak potężną przyjemność z tego, że Wielkopolski Kongres Kobiet się tak skutecznie wychylił w stronę matek, że miałyśmy centralny panel, półtorej godziny gadania.

A że dominującym doznaniem z ostatnich dni jest u mnie wyczerpanie, więc narzekam i artykułuję frustracje.

- Co nam dzisiaj zjobiłaś na obiad? – zagaił wieczorem Silny.
Dziś padłam martwa, nic nie ugotowałam.
- Zjedliście w szkole. – opowiadam.
Foch. Fosio. Foszunio.
Amen.

*** 

A tutaj subiektywny (i narcystyczny …) wybór kongresowych fotografii.
Autorka zdjęć: Barbara Sinica.









13 komentarzy:

  1. Zimno, jaka Ty piękna jesteś- no i siedzisz koło Kazi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. czy ja odniosłam takie wrażenie, że kazia szczuka jest be i fe, bo może kazia nie ma dzieci??
    czy tylko tak się złożyło przypadkiem??

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako matka tradycyjno-domowa, bardziej może z przypadku, nie z wyboru, chociaż? Poddawanie się przypadkowi w tym przypadku jest znaczące. Więc jako taka właśnie matka zgadzam się, że mam łatwiej. Chociażby czasowo, te 8 godzin plus minus jedna na dojazd do/z, to jest 8 godzin, w których mogę sobie żyć. Nie tylko sprzątać, gotować, załatwiać sprawy, ale rysować, czytać, spać, jak potrzebuję. Uważam się za niewiarygodną szczęściarę, że tak mam. Owszem, chciałabym zarabiać pieniądze, pracować zawodowo - ale nie mając "twardego" zawodu, nie mając konkretnej kariery, a mając w zamian dziesięcioletnią przerwę w pracy - jakoś nie bardzo to widzę (oczywiście, jakbym naprawdę chciała itp... - myślałam o tym we wrześniu, jak córki do szkoły poszły, że co tak będę po próżnicy w domu siedzieć, jakąś pracę bym może znalazła? A potem od września do listopada okazało się, że młodsza więcej czasu spędziła w domu chorując, niż w zerówce... i co bym miała, gdybym poszła do tej hipotetycznej pracy? Zwolnienia i stres. Więc trochę znowu wyluzowałam, że nie jestem taka całkiem niepotrzebna i pasożytnicza. Cieszę się, że mam czas na tzw. życie osobiste i tym podobne fanaberie.

    OdpowiedzUsuń
  4. I kącik dla dzieci był :) Fajnie. A czy mogę napisać coś w ogóle nie na temat i nie na poziomie ale za to po kobiecemu? Ślicznie Pani wygląda na tych zdjęciach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zyskałyśmy możliwość kształcenia się, możliwość pracy i awansu .. wszystko na plus .. ok .. Ale za tymi zmianami nie poszły zmiany w mentalności dotyczącej małżeństwa i podziału obowiązków w domu. Praktycznie zyskałyśmy kilka praw.. ale nie straciłyśmy nic z obowiązków :P. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, o właśnie! Dokładnie tak właśnie myślę!!!!!!
      łolka

      Usuń
    2. Możliwość kształcenia się, pracy i awansu to Panie miały od pokoleń. Chyba już pora przestać się tym ekscytować. Nie okłamujmy się, to nie Arabia Saudyjska.To nieprawda, że nie zaszły zmiany w kontekście podziału obowiązków. Wszyscy mężczyźni obecnie (wszyscy, których znam) umieją sprawować i sprawują opiekę nad dzieckiem. Jest duży progres w stosunku do pokolenia naszych ojców, a zwłaszcza dziadków. Z kolei przybyło niepomiernie kobiet, które nie umieją dać sobie rady nawet z jednym dzieckiem - większość żon moich kolegów - rzecz nie do pomyślenia w pokoleniu naszych matek. "Równouprawnienie" drogich Pań prowadzi do tego, że zaczynają pojawiać się kobiety, które przebywając na pełnym urlopie wychowawczym w celu opieki nad dzieckiem i cedując cały ciężar utrzymania rodziny na męża - wymagają, aby ten przyjął na siebie jeszcze połowę obowiązków związanych z domem i dzieckiem. Tak zaczynają Panie rozumieć owo "równouprawnienie". Nie istnieje żadna możliwa do wytyczenia granica oczekiwań i żądań - nikt nie wytyczył granicy równowagi, która oznacza, że prawa są równe. Według mnie tę granicę już przekroczono i teraz zaczyna się specjalne traktowanie kobiet, choćby na listach wyborczych.

      Usuń
  6. Jeśli chodzi o tradycyjno-domowe matki to nie wiem czy tak łatwiej... te 9 godzin dziennie więcej spędzane w domu i tak przywłaszcza sobie dziecko :) Piorę, sprzątam, gotuję i prasuję jak pójdzie spać, tak samo było jak pracowałam zawodowo i tak samo jest teraz, kiedy jestem w domu. Może to zależy od wieku dziecka mam 2 dziewczynki poniżej 3 lat... Chyba jedyna różnica to to, kto je wychowuje, mama czy babcio-opiekunka. A, i w pracy to ja nawet książki czytałam, a w domu się nie da...:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja bezdzietna znajoma spogląda na mnie z pożałowaniem kiedy z wywieszonym jęzorem biegam z Młodym w między czasie pakując rzeczy do pralki i sprawdzając pocztę i mówi "wiesz jak na doczekam się dzieci to będę starała się o sobie nie zapomnieć, przynajmniej dwa razy w tygodniu znaleźć czas na fitness, kino", spoglądam na nią z takim samym pożałowaniem i myślę sobie w głowie "ta, jasne!". Z dziećmi czy bez dzieci zawsze jest coś do zrobienia, chociaż może z dziećmi jest to pewnik i pewnie każda z nas wpędzona w ten domowo-pracowy kierat czasami zastanawia się "po co mi to było", ale jak się tak spojrzy bardziej z dystansu, ochłonie to można dostrzec i szczęście i satysfakcję i chęci żeby ciągnąć to wszystko dalej. P.S. Jestem tutaj pierwszy raz i to chyba pierwszy tego typu blog, który czyta się od przysłowiowej "deski do deski". Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny tekst, gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mysle, ze wystarczy byc wystarczajaco dobra matka/rodzicem :) i ze powinno sie przede wszystkim byc wierna sobie. Ja np prawie nigdy nie zmuszalam sie do zabaw z dzieckiem, ktore mnie nudzily... co nie znaczy, ze nie spedzalam z nim czasu robiac rzeczy, ktore nam obojgu odpowiadaly albo mnie odpowiadaly.
    Nie dajmy sie zwariowac! Nie kazdy musi byc taki sam i powielac jakies modele. Trzeba by kobiety zachecac do myslenia i bycia tym, kim one same chca.
    Ja sie nie definiuje ani jako matka ani pracownik ani jako zona. Jestem o/soba :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Gratuluję. Entourage super!
    Kazia- cudowna, jak zwykle.
    Zimno - koniecznie - trzeba - zmienić fryzurę - bywało lepiej.

    Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu? Zimno ładna, a fryzura niesztampowa. Sorry, w kwestiach matek nie wypowiadam się.
      Nie-matka

      Usuń