sobota, 23 listopada 2013

2.217 [O różnościach]


Wielkopolski Kongres Kobiet potwierdził przyjęcie zwięzłej listy moich skarg, zażaleń i uwag do „Superwoman” i obiecał je podać dalej, w paszczę Lewiatana. Trzymajmy rękę na pulsie.  


Póki co – co już z radością odnotowałam na profilu fejsowym – Kongres zaryzykował i umatczynnia Polskę. I nawet, jeżeli moja wiara w siłę rażenia słowa pisanego jest naiwna, przyjmuję umatczynnienie Kongresu z radością.



Poza tym - za moment wykuję tekst Graff/Korolczuk na pamięć.
Wciągam go regularnie, raz dziennie i się delektuję.
.
.
.
„Nasza optyka jest inna. Uważamy, że opieka ma realną wartość i powinna być doceniona niezależnie od tego, czy jest wykonywana w rodzinie, czy jest pracą zarobkową. Uważamy też, że opieka nie powinna mieć płci, tzn. nie powinna być domeną kobiet. Dając odpór konserwatystom, którzy pod płaszczykiem "polityki prorodzinnej" wypychają kobiety poza rynek pracy, trzeba pamiętać, że ów rynek powstał z myślą o mężczyznach, i dlatego sam z siebie nie bierze pod uwagę ludzkich potrzeb związanych z opieką nad dziećmi czy osobami niesamodzielnymi. Rynek zakłada, że praca opiekuńcza dzieje się niejako sama, na zapleczu, czyli wykonują je w domach żony "pracowników". Rolą ruchu kobiecego jest wymusić zmiany w tej sferze, czyli redefiniować nie tylko "kobietę", ale i "pracownika". Odcinając się, jak Magdalena Środa, od idei urlopów rodzicielskich, odcinamy się od takiej możliwości.




No i oczywiście jest piątek, o, już nawet sobota, więc po serii tekstów interwencyjnych, „abstrakcyjnych” (cytat z komciów), czyli generalnie tekstów z ucha powinnam pewnie zabawić czytelnika jakąś życiową anegdotą typu co kupiłam, co zjadłam albo co radosnego u moich drogich pociech.
… inaczej nikt tu już nie będzie zaglądał.

Dobra.
Mam jedną!
O sentymentalizmie do bólu.
Otóż kiedy prasuję dla Silnego ubrania po Nowym Człowieku, a wyciągam rzeczone z pudeł co jakiś czas, mam porządnie zarchiwizowane wczesne lata pierwszego dziecka, przy kolejnych dzieciach uporządkowanie przechodzi, więc kiedy prasuję i żelazko wydobywa z tkaniny zapach proszku i płynu do płukania sprzed sześciu lat, zapach roku 2007, a może nawet 2006 to, mimo że stoję nad deską z niewzruszonym wyrazem twarzy, cały środek mi płacze za bezpowrotnie utraconą, och!, niewinnością.
Za młodą matką, którą byłam w 2007.
(… wtedy pisałam na blogu bardzo życiowe notki)

Teraz jednak lepiej mi wychodzi interwencja, co ja za to mogę.

Nici z olfaktorycznego fristajla o życiu wewnętrznym autorki bloga.



Bo siedzę otóż na przykład w południe za biurkiem, żuję trzecią kanapkę i przerzucam „Wyborczą”. Od paru dni śledzę cykl „Głodowa praca na godziny”. Do pracy za grosze, celem obserwacji współuczestniczącej się najmują – czy to nie symptomatyczne – redaktorki „Wyborczej”. RedaktORKI, orki, orki, a nie redaktORZY.
I się je wyzyskuje, kantuje, ogólnie to przykry cykl reportaży, obnażający charakter stosunków pracy tam, gdzie nie sięga obcas Superwoman.

Czytam, no i nie mogę się nie uśmiechnąć (uwaga: to jednak cyniczny uśmiech) pod nosem.

[Źródło: Bartosz Sendrowicz, Wojciech Czuchnowski „Czas na pracodawców”, GW, czwartek, 21 listopada 2013 r. ]

Czego tu się właściwie czepiać?
Jan Guz, szef OPZZ powiedział jak jest. Inną stawkę ma sprzątaczka, inną specjalista w banku. To naturalne przykłady, życiowe.
A czy nie zabawne, że Jan Guz, szef OPZZ wypowiadając się dla prasy o kwocie minimalnej godzinówki nie porównał w pierwszym odruchu wynagrodzenia niewykwalifikowanego robotnika na budowie i pensji copywriterki z agencji reklamowej?
Niższe wynagrodzenie dla kobiet jest do tego stopnia rynkową oczywistością, że w sumie nie ma o czym dyskutować. Większość czytelników się prześliźnie po spostrzeżeniu Jana Guza ze zrozumieniem i popędzi do kolejnych akapitów artykułu.

[Wiem, to tekst i problem z ucha, nie tego ode mnie oczekuje czytelniczka/czytelnik bloga.
Sorry, czytelniczko/czytelniku. Dzisiaj znowu nie będzie o zakupach.]


Będzie o jeszcze jednym moim skojarzeniu i już kończę.


Dwa mi utkwiły.




Widziałyście/widzieliście wczorajsze foty z rekonstrukcji rządu?
Kojarzycie Licię Ronzulli?


Tyle.
Dzisiaj nie wyciągam wniosków ;)))




32 komentarze:

  1. No to jak o różnościach, to tekst 2.214 z wyjętymi z niego "męskimi regułami gry" zostawił mnie dziś o godz. 7.05 na lodzie. Teraz muszę drobiazgowo łuskać wersy w poszukiwaniu, co jest be (kurde felek, a jak sobie nie poradzę?). Tak się nie godzi i z utęsknieniem wyglądam tekstu o zakupach, który da mi upragniony spokój ducha i umysłu.

    ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, nie potrzebowali sufrazystek, ich parlament w meskim wydaniu wyglada przeciez jak na tym obrazku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Kaczka: a, właśnie czytałam, że w tutejszym sejmie przedwojennym grano na trąbce celem zagłuszenia wystąpienia przeciwnika.
      każdy sposób był dobry w erze sprzed mikrofonu (i pstryczka on/off na stole marszałkini ;))) )

      Usuń
  3. matko, jak ty zimno ostatnio nudzisz...co z Twoim lekkim piorem, ciętym dowcipem, dystansem do tego, co wokół ciebie? Rozumiem, że kwestie o których piszesz są ważne dla polskich matek XXI wieku, ale forma w której to wszystko podajesz jest coraz trudniejsza do strawienia. Czy Ty przypadkiem nie marzysz o karierze politycznej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => zorka: :***

      => anonim: jasne, startuję z listy blogspot.com, póki co zbieram lajki na fejsie.

      Usuń
    2. Ewidentnie marzy. I się spełni ( marzenie i Ona :) ) . I będzie to dowód, że nie ma racji o dyskryminacji :), o ile walka będzie fair play tzn. walka bez przywilejów, parytetów itp. Bo kobiety MAJĄ równe prawa, możliwości, szanse i mogą robić co tylko podpatrzą u facetów :) Ciekawe tylko, jak każe się nazywać zostawszy PREMIEREM :DDDDD

      Usuń
  4. podoba mi się Licia bardzo i pozostaje mi żałować, że ja konstruowałam swoje życie dwadzieścia lat temu, niestety wybór był oczywisty - jeśli chcę robić w życiu zawodowym to co pragnę i być niezależną!! musiałam odsuwać decyzję o dziecku, aż w reszcie było za późno. Masz rację Zimno !!! trzeba mówić, pisać i drwić bezlitośnie, jeśli ma się coś zmienić.
    Trzeba ... ale i tak tęsknię za Erną ))))) szkoda, że kobiety jednak nie potrafią ...
    pozdrawiam Cię

    t.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam najmocniej, ale czepianie się porównania użytego w artykule w kwestii zarobków to typowo kobiece szukanie dziury w całym. Autorka bloga (którą, aby była jasność, szanuję za inteligencję i świetny styl pisania) niestety nader często ten proceder uprawia. Nie istnieje coś takiego, jak niewykwalifikowany robotnik na budowie, chyba, że się jeszcze uczy. Każdy budowlaniec na czymś tam się zna. A sprzątaczka nie musi się znać na niczym i nic nie poradzicie, że nie ma mężczyzn w tym fachu. Możecie się oburzać, ale tak po prostu jest (nie jest to męski spisek, zaręczam). Pod pojęciem specjalista, tak jak pod terminami biegły, sędzia, fachowiec, może się kryć zarówno mężczyzna jak i kobieta. A walka o ministry, specjalistki itp. (już prima facie sztuczna) spowoduje tylko to, że trzeba się będzie wypowiadać w tym duchu: "dla sprzątacza albo sprzątaczki będzie to 10 zł za godzinę, ale dla specjalisty albo specjalistki w banku...". Czytelnicy albo czytelniczki natychmiast zauważą różnicę. Jest to sztuczne, dziecinne, jak znaczna część postulatów feministek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma mężczyzn sprzątaczy???
      http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/527569,juz_nie_sprzataczka_a_coraz_czesciej_sprzatacz.html

      Usuń
    2. Co prawda nie wiem, które z postulatów feministek są dziecinne, a które – dla odmiany - sztuczne, acz myślę, że zarzutem o typowo kobiecym szukaniu dziury (gdybym była perwersyjna, rzekłabym, że szukanie dziury jest zdecydowanie bardziej męskie, niż kobiece, typowo kobiece jest cerowanie na przykład), więc tym zarzutem się nie zmieni faktów i statystyk – kobiety zarabiają mniej, niż mężczyźni. I to nie tylko sprzątaczki mniej od specjalistów. Specjalistki od specjalistów również zarabiają mniej.

      A jeżeli chodzi o kwestie rzeczowników, to – jak trafnie zauważasz – jestem autorką, nie autorem bloga.
      W pracy – zdecydowanie prawniczką, a nie prawnikiem. Specjalistką od tego i owego.
      Na studiach mieściłam się w kategorii studentka. W szkole byłam uczennicą.
      Nie pojmuję, co jest w tym sztucznego.

      Usuń
    3. Sprzątaczka nie musi się znać na niczym? No tak. Ona ma tylko wypowiedzieć "czary-mary", a reszta sama się zrobi. Plama po winie z dywanu wejdzie do odkurzacza, lustro nie będzie miało smug, jeśli je posypie cukrem, a podłogi można zmywać nawet wodą po gotujących się ziemniakach. Uwierz, Anonimowy, i na budowie znajdziesz takich, którzy się na niczym nie znają, choć może oni sami twierdzą inaczej. Trzeba być naprawdę oderwanym od rzeczywistości, by twierdzić, że każdy budowlaniec zna się na swojej robocie. Zwłaszcza w polskiej rzeczywistości. A zatem - brak rzeczowych argumentów - a jedynie ślepa wiara w stereotypy i brak wiedzy, choćby o męskich sprzątaczach. Mogę też dać namiary na świetną babską ekipę, która wykańcza wnętrza. Niestety, terminy wolne ma w 2015 roku, tak pozytywnie wyróżniają się na tle innych. Męskich, wszystkowiedzących od kołyski w temacie budowlanym. W sferze pracy, zawodów, stanowisk i płac - powinna być jasna i czytelna jedna informacja. Jeśli wykonujesz swoją pracę dobrze, zawsze zostaniesz dobrze wynagrodzony, bez względu na płeć.

      Usuń
    4. Sędzia kobieta i sędzia mężczyzna zarobią na tym samym stanowisku tyle samo. Przedsiębiorca mężczyzna i przedsiębiorca kobieta zarobią w tej samej branży tyle samo, a jeśli nie, to raczej nie z powodu braku równouprawnienia, tylko z innych powodów. Oczywiście w sytuacji porażki facet spuści uszy po sobie, a kobieta powie, że jej społeczeństwo przeszkadza i zorganizuje kongres. Modelki zarabiają lepiej niż modele (czemu nie słyszałem o kongresach oburzonych i zdyskryminowanych modeli, nie wiem). Nie kwestionuję, że mężczyźni w pewnych branżach, czy na określonych stanowiskach zarabiają lepiej. Niewykluczone. Jest to zupełnie naturalne w kontekście jednego spostrzeżenia – kobiety i mężczyźni się różnią psychicznie. To, że kobiety są inne, nie oznacza, że są mniej inteligentne. Nie są gorsze. Są inne. Kobiety mają inne predyspozycje, niż mężczyźni. Mają mniejszą skłonność do podejmowania ryzyka. Widać to m.in. po sposobie prowadzenia samochodu i statystykach wypadków spowodowanych przekroczeniem prędkości. Z ciepłych i bezpiecznych posadek sądownictwa znacznie częściej na własny niepewny garnuszek odchodzą sędziowie mężczyźni – to moja obserwacja. A ta skłonność jest oczywiście potrzebna np. w wywalczeniu u szefa podwyżki. Są mniej agresywne i zdecydowane (chyba, że u siebie w domu). Bardziej spolegliwy pracownik (w potocznym znaczeniu), mniejsze wynagrodzenie. Proszę porównać efekty protestów górników i pielęgniarek, świat to dżungla. Mniej skoncentrowane (częściej myślą o kilku tematach naraz, co właściwie nie zdarza się facetom). Robienie kilku rzeczy naraz, facet robi po kolei. Bardziej emocjonalne, co nie pomaga na wyższych szczeblach kariery. Jest kilka innych cech, które rzutują na określonych stanowiskach, m.in. kierowniczych. Są oczywiście wyjątki, ale one, jak to wyjątki, nie zaprzeczają regule. W kwestii identyczności nieustępliwie i na ślepo zakłamujecie rzeczywistość. Kobiety same nie potrafią wskazać przyczyn różnic płacowych, poza może jedną rzeczywistą, macierzyńską. Cała reszta to oczekiwania/wyobrażenia/stereotypy społeczne, czyli nic innego jak zmowa ojców, mężów i synów. Odpowiadając zaś na pytanie, sztuczne i dziecinne jest wymaganie, aby zawsze było po równo. Próbowano zrealizować analogiczny postulat, w podobnej skali, w poprzednim ustroju. Się nie udało. Sztuczne i dziecinne jest pragnienie zostania ministrą, wójt(k)ą, starostką, wojewódką, marszałkinią czy prezydentką. Jest to dla mnie oczywisty przejaw jednego tylko – kompleksu. Taka zmiana nie przyprawi nikomu kompetencji – ani predyspozycji.

      Usuń
    5. Anonimowy@
      Gender pay gap nie bierze się jedynie z powodów, które wymieniłeś, a z kulturowo kształtowanego niższego poczucia wartości kobiet, ktore przystaja na niższe zarobki i rzadziej prosza o podwyżki, rzadszego awansowania kobiet np. z "niemożliwości" brania nadgodzin (takie uzasadnienie usłyszała moja pioruńsko zdolna i kreatywna znajoma, gdy awansował krócej pracujacy na podobnym stanowisku, młody wilczek) w zwiazku z "obowiazkiem prowadzenia domu i opieka nad dziećmi" etc...

      Usuń
  6. 'A sprzątaczka nie musi się znać na niczym i nic nie poradzicie, że nie ma mężczyzn w tym fachu. Możecie się oburzać, ale tak po prostu jest (nie jest to męski spisek, zaręczam).'
    W firmie, w ktorej pracowalam bylo dziesieciu sprzataczy i dwie sprzataczki.
    Czasem, polecam, warto rozejrzec sie dookola.

    I rzecz jasna, jakie trafne spostrzezenie, sprzataczka nie musi znac sie na niczym, absolutnie NICZYM, gdyz wiadomo wystarczy, ze jedzie mokrym mopem po podlodze, zlewie, stole kuchennym, kiblu, a potem tymze samym po ekranie komputera, a nastepnie po urzadzeniu do chromatografii przeplywowej oraz po kolekcji kretkow kily zgromadzonych na stole laboratoryjnym. A potem ten mop wycisnie sobie do szklanki po herbacie i po robocie. No, bo coz to jest posprzatac, jakaz filozofia, na czym sie tu znac?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Kaczko, aj-low-ju ;))))

      (a chromatografię przepływową wyguglam natychmiast)

      Usuń
    2. Opisana sytuacja – jeżdżenie mopem po podłodze, stole kuchennym, kiblu i ekranie komputera – nie ma nic wspólnego z kwalifikacjami i znaniem się na czymkolwiek. Nie trzeba się znać na sprzątaniu, aby uniknąć popełnienia takiej gafy. Jest to wyłącznie kwestia posiadania (bądź nie) pewnego minimum inteligencji. Tego nie trzeba się uczyć, prawda?

      Usuń
    3. Alez oczywiscie! Przeciez to wlasnie staram sie powiedziec. Po co bylo tracic czas i przepuszczac naszych sprzataczy przez szkolenia na temat, chocby bezpieczenstwa i higieny pracy, skoro mozna bylo ich wpuscic samopas miedzy szalki, kolby, komputery, biurka, kible i arszenik liczac na 'pewne minimum inteligencji'. Czlowiek ostatecznie rodzi sie z ta inteligencja, ktora mu podpowiada, zeby, np. kwas do wody, a palcow po wagliku nie oblizywac, prawda?

      Usuń
    4. Ok, prostuję. Sprzątaczka albo sprzątacz, co do zasady, nie musi się znać na niczym. Za wyjątkiem sytuacji, gdy pracuje w specyficznym środowisku, np. laboratorium albo elektrownia atomowa. Natomiast w zwykłych warunkach - potrafię posprzątać dom i biuro, chociaż nikt mnie tego fachu nie uczył. Czyli potrafię wykonać pracę robotnika (robotnicy) niewykwalifikowanego (niewykwalifikowanej), a on/ona mojej nie. Tym się różni pracownik wykwalifikowany do niewykwalifikowanego. Kłócicie się z pojęciem niewykwalifikowania (niewyuczenia do zawodu), które nie jest wcale abstrakcyjne, ale wstępuje na rynku pracy. Nie bardzo rozumiem skąd to oburzenie.

      Usuń
    5. Szczerze?
      Ja też nie rozumiem, do czego chcesz nas przekonać.
      No nie kumam.
      Że dysproporcja w płacach to bzdura? Że kobiety są same sobie winne, że zarabiają mniej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach? Że skoro świat to dżungla, to pokrzykując uhu-uhu powinnyśmy się zadowolić tym, co jest, bo testosteron rządzi?


      Natomiast nie mogę sobie odmówić osobistego komentarza w kwestii sprzątanie (jako zajęcie nie wymagające kwalifikacji) vs. budowa (gdzie każdy czynny homo sapiens ma unikalne kwalifikacje).
      Otóż nie wątpię, że potrafisz posprzątać. Ja natomiast, mimo, że mam dwie lewe ręce potrafię – bez przeszkolenia i po pobieżnym przeczytaniu instrukcji - malować sufity i ściany, tapetować oraz kłaść panele podłogowe. Z płytkami ceramicznymi nie ryzykowałam, do tego jednak trzeba WYKWALIFIKOWANEGO fachowca.

      Żaden chwyt erystyczny nie wykreuje tak prostej, dwubiegunowej rzeczywistości, jaką opisujesz w komciach.

      Usuń
    6. Anonimowy zapewne sam nie rozumie, do czego chce nas przekonać. On sam nie widzi, że właśnie taki rodzaj argumentowania (sprzątaczka-debilka, budowlaniec-fachowiec) od początku stawia w pewnym układzie płeć w jego rozumowaniu. Deprecjonowanie prac domowych, jako tych najprostszych, niewymagających wysiłku intelektualnego (w opozycji do budowlańca, a jakże) przyprawia mnie o smutek - bo on przecież sam tego nie wymyślił. Takie miał dzieciństwo, takie dzieciństwo mieli jego rodzice itd. Matka jako ta zbyt głupia do roboty, praca w domu samo-się-robiąca, no przecież! Takie dzieciństwo będą miały jego dzieci i takie życie jego żona (o ile ją ma). Jak on ma inaczej patrzeć na tego typu rozbieżności? Padają tu argumenty, że będzie śmieszne i udziwnione zmieniać nazwy zawodów na żeńskie - ale sam podał przykład sprzątaczKI, a nie sprzątacza - czyli już sam zdecydował, że to zawód dla kobiet.
      Trzeba być bardzo ograniczonym, by nie zauważać rzeczywistości. To, że Twoja żona/siostra/koleżanka nie mają tego typu problemów, nie oznacza, że reszta świata też nie ma. Inni mają, inni się na to skarżą i zaakceptuj to, jako fakt. Z Faktami dyskutujesz?
      Oto sytuacja z mojego podwórka. dwa takie same stanowiska, takie same zakresy prac (różni nas region), wyniki zbliżone - w jednej dziedzinie ja jestem lepsza, w innym zakresie - mój kolega. Jedno miejsce na fantastycznym szkoleniu w Szwajcarii - jedzie mój kolega. Bez żadnego minikonkursu, bez żadnej dyskusji, dodatkowego rozstrzygnięcia. Na moje pytanie: czemu podjęto decyzję o wyjeździe kolegi, a nie moim? Bo ja mam dzieci i zapewne nie chciałam ich zostawić na 12 dni z ojcem. Oczywiście, kolega też ma dzieci. Ale ma żonę, która zostanie bez problemu z dziećmi na te 12 dni. i o tym jest mowa, o takich sytuacjach. Gdyby szef zrobił konkurs, dał dodatkowe zadanie i na szkolenie pojechałby lepszy (nie facet, nie kobieta, po prostu lepszy), nie powiedziałabym słowa. Ale decyzję podjęto poza mną, z kuriozalnych powodów. 8 miesięcy później kolega dostał podwyżkę, bo wykorzystał wiedzę zdobytą na szkoleniu. Ja takiej szansy nie miałam. Tyle w temacie.

      Usuń
    7. Tak. Nie ulega wątpliwości. W tym konkretnym przypadku to jest dyskryminacja. Ale pozwoliła sobie Pani na bardzo niegrzeczną wycieczkę pod adresem mojego dzieciństwa i mojej matki i żony. Myli się Pani, co do nich. W tym tonie nie będę prowadził dalszej dyskusji, bo nikt nie lubi być obrażany.

      Usuń
    8. Zgadza się, nikt nie lubi. Więc niech Pan wróci do swojej pierwszej wypowiedzi i zastanowi się nad tym. :)

      Usuń
    9. Napisałem, że sprzątaczka, co do zasady, nie musi się na niczym znać i to jest prawda i nikt w toku tej wymiany poglądów nie wykazał, że jest inaczej. To nie jest obraźliwe, to jest prozaiczna prawda, że są takie zawody, np. zamiatanie ulicy, śmieciarz. Fakt, że dla niektórych ta prawda jest tak bolesna świadczy o poważnym zafiksowaniu w temacie i właśnie tego dotyczył mój pierwszy komentarz. W odpowiedzi dowiedziałem się, że moja matka była za głupia, żeby pracować, a moje dzieciństwo było nieszczęśliwe i co tam jeszcze :) Ależ oczywiście, można nie dostrzegać różnicy pomiędzy jednym a drugim. Już dobrze, nie będę więcej zakłócać kobiecego poczucia pokrzywdzenia, umocowanego w końcu statystycznie. Rozumiem, że na tym blogu można obrażać osoby, które mają poglądy inne od sztandarowego. Kobieta, gdy kończą jej się argumenty zaczyna krzyczeć, a Panie nie mogą na mnie nakrzyczeć, więc pozostają inwektywy. Szkoda, że skierowane do matki – wolałbym już adresowane do mnie, personalnie. Pani Asi życzę dobrego samopoczucia i kolejnych trafnych dedukcji.

      Usuń
    10. Panie Anonimowy, ale po co ten płaczliwy ton? Uwielbiam takie dyskusje - wymyślone zarzuty i tłumacz się, babo teraz z tego. :D W sumie nie powinnam karmić trolla, ale odpowiem.
      W którym miejscu wyczytał Pan, że według mnie Pana matka była za głupia, by pracować? W którym miejscu były inwektywy skierowane do Pana Matki?
      W którym miejscu wyczytał Pan, że Pana dzieciństwo było nieszczęśliwe? Nie użyłam takiego słowa. Chłopiec, za którego matka wszystko w domu robi i który ma tak rozkosznie naiwne poglądy w kwestii prac domowych miał na pewno szczęśliwe dzieciństwo - zero domowych obowiązków.
      To była ironia i współczucie dla kobiet, w których otoczeniu żyje facet o takich poglądach, jak Pan.
      Za to argumentów, że jednak sprzątaczka musi się znać na swojej robocie Pan nie wyczytał. Po co więc zabierać się do dyskusji, jeśli nie bierze się pod uwagę argumentów innych dyskutantów? Tak, aby poklepać sobie w klawiaturę? ;)
      Jeśli facet twierdzi, że sprzątaczka nie musi się znać na niczym, ma albo syf w domu, albo scedował sprzątanie na kobiety (najpierw matkę, potem żonę). Nikt, kto sam musi zmywać, prać, prasować, usuwać plamy, odkurzać, konserwować powierzchnie drewniane, czyścić przypalone garnki, podlewać kwiaty, porządkować, myć okna, prać firanki, czyścić dywany itd - nie powie, że sprzątaczka nie musi się znać na niczym. Po prostu - ma doświadczenie, wie, jaka to jest ciężka praca i ile czasami można szkód narobić, jeśli się nie zna na chemikaliach, materiałach i tkaninach. Skoro więc ktoś nie wie i pisze tego typu bzdury, to łatwo sobie wyobrazić, jak ciężkie życie miała matka takiego domowego nieroba i jakie życie ma jego żona. Żaden facet, który w domu ma podział obowiązków - nie powie, że sprzątanie to czynność nie wymagająca żadnych umiejętności. I na koniec znowu te szowinistyczne uwagi na temat kobiet - jedynie potwierdza to moje zdanie o Panu. Samopoczucie mam bardzo dobre, choć mam niesmak, że doprowadziłam dyskutanta niemal do łez i dużego focha, a liczyłam na rzeczową dyskusję. Z argumentami. Tych jednak od początku brak. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego. :)
      PS Przepraszam Cię, Zimno, za swoje posty, jeśli pośrednio na Tobie skupi się niechęć jakiegoś czytelnika, że "pozwalasz obrażać" innych. Ja nie mam pretensji, że przepuściłaś pierwszy post tego pana, obraźliwy i szowinistyczny. :)

      Usuń
    11. „Matka jako ta zbyt głupia do roboty” to cytat z Pani komentarza. I konsekwentnie mnie Pani obraża. Zostałem nazwany domowym nierobem i trollem. Czy ja sobie pozwalam na takie określenia pod Pani adresem? Nie wyrażam również wyrazów współczucia pod adresem Pani bliskich. To jest ewidentnie niegrzeczne. I to moje wypowiedzi są te obraźliwe. Pani również potwierdza moje wyobrażenia o większości kobiet – prędzej polec, niż się przyznać. Moja matka jest inżynierem, przedsiębiorcą i prowadzi firmę razem z ojcem, mają podział zadań. Sam wykonuję prace domowe wokół siebie, piorę częściej niż żona, zawsze i bez wyjątku sam prasuję swoje rzeczy i zmywam co najmniej po sobie i tak dalej. Nie mam pojęcia skąd Pani czerpie wiedzę na mój temat. I po co jestem zmuszany do takich wynurzeń Pani opisami moich relacji domowych. Trudno nie odpowiadać przecież na takie … nie wiem jak to nazwać. Nigdzie nie napisałem, że praca sprzątaczki nie jest ciężka. Napisałem co innego i zostawmy na chwilę sprzątaczkę i sprzątacza, a porównajmy inne zawody. Istnieją szkoły zawodowe o profilu budowlanym, a nie ma szkół przyuczających do zawodu śmieciarza. Czy nie widać istotnej różnicy? Są zajęcia, które – powtarzam, co do zasady – wymagają przygotowania przynajmniej praktycznego i takie, które może wykonywać każda osoba mająca jako taką wiedzę o świecie. Do pierwszych należy budowlaniec (chyba, że chodzi wyłącznie o jeżdżenie taczką lub malowanie ściany), stąd też jest szkoła zawodowa o takim profilu i programie nauczania, a do tych drugich należy na przykład grabarz albo śmieciarz. Nie wyobrażam sobie kształcenia w tym kierunku. I do jednej z tych grup należy też zawód sprzątacza (żeby już nie dotykać wrażliwej struny) i każdy ma prawo do oceny – do której. Jak ktoś jest przeczulony na temat szowinizmu to znajdzie go dosłownie wszędzie, w każdym rzeczowniku. Nie umiem być budowlańcem, ale umiem być (i w domu jestem) sprzątaczem. I nawet umiem kręcić tymi pokrętłami przy pralce, czyli wyższa szkoła jazdy :) Nie wiem czy to można prościej wytłumaczyć.

      Usuń
  7. Dziwi mnie, że ktoś może mieć wątpliwości co do różnicy w płacach między kobietami a mężczyznami – jest to naukowo udowodnione na danych z wielu krajów, więc upieranie się że tak nie jest świadczy albo o nieznajomości rzeczy, albo o upieraniu się że białe jest czarne.
    Niestety, z wielkim smutkiem muszę zgodzić się z tezą, że różnice w zarobkach w Polsce mają źródła w kobiecym podejściu. Uczę od kilku lat, scenariusz zawsze ten sam. Studenci są aktywni na zajęciach, odzywają się, odpowiadają na pytania, często bez sensu i głupio, ale są widoczni. Studentki ciche, zlewają się w jedną postać, robią swoje bez szemrania, po czym jako jedyne dostają piątki na pisemnych egzaminach – a często nie jestem w stanie skojarzyć ich twarzy. Przy ustnych prezentacjach faceci brylują, żartują, umiejętnie ukrywają swój brak przygotowania pod płaszczykiem pewności siebie. Dziewczyny - ze wzrokiem wbitym w podłogę - wygłaszają pieczołowicie przygotowane dogłębne analizy. Ale grupa ich nie widzi. Zapamiętani, zauważeni są niekompetentni żartownisie. (przepraszam wszystkich pracowitych i poważnych panów) To oni wygrywają w konkursie na najlepszą prezentację z grupy. Po czym następuje mój hymn pochwalny na temat szarej myszki ze spuszczoną głową i wszyscy patrzą po sobie zaskoczeni.
    Jak sądzicie, kto z nich pójdzie do szefa po podwyżkę, uważając, że MU SIĘ NALEŻY? I kto ją dostanie?
    Musimy zacząć od początku, od naszych córek. Pracy jest ogrom, na studiach często jest już za późno. Niech nie będą grzeczne, niech nie zakładają, że matma jest raczej dla chłopców a dla nich prędzej balet, niech w szkole dyskutują z głupimi nauczycielami i odpyskowują na zaczepki chłopaków.
    Polecam lekturę dot. polskiego podejścia do dzieci, która mówi wszystko. Wystarczy już sam tytuł: „Córeczki mamusi dostają sukienki, synkowie tatusia dostają zabawki”….
    http://ftp.iza.org/dp6232.pdf
    dosk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy wyraźnie nie napisałem tego, że nie kwestionuję, iż w pewnych branżach czy na określonych stanowiskach mężczyźni zarabiają lepiej? Gdybym chciał być odrobinę złośliwy, to odpowiedziałbym, że to nie kobiety są (same sobie) winne, ponieważ wiadomo, kto jest winny. Na poważnie, uważam, że tu jest sedno problemu. Czy ktoś koniecznie musi być winny? Skoro Waszą bronią są badania naukowe i statystyka, to odnieście się Drogie Panie do tej jednej sprawy. Zgodnie z wynikami badań naukowych przeprowadzonych w oparciu o dane statystyczne (http://www.wprost.pl/ar/170444/Wysoki-to-ma-klawe-zycie/ albo http://www.networkmagazyn.pl/wysocy-menedzerowie-maja-lepiej) wysocy mężczyźni statystycznie więcej zarabiają i mają większe powodzenie u kobiet, więcej potomstwa niż niscy mężczyźni. Ogólnie wiedzie im się wyraźnie lepiej statystycznie. Przede wszystkim w dziedzinie zarobków. Czy niscy są dyskryminowani? Ależ oczywiście, przecież potwierdzają to badania naukowe i statystyka. Wykonują taką samą jakościowo pracę i są równie czuli i sympatyczni. Jak można w obecnym świecie to kwestionować. Czy coś powinni z tym zrobić? Oczywiście – kongres. Kongres pod hasłem, że domagają się większego powodzenia u płci przeciwnej i żeby ich nie dyskryminować. Pisząc o tym, że świat to dżungla nie miałem na myśli tego, że na wszystko trzeba się zgadzać. Ale pewne kwestie wynikają z tego, że świat jest zbudowany tak jak jest, a ludzkie zachowania – w tym kobiece, mają podłoże bardzo atawistyczne. Ładni są ładni, a brzydcy są brzydcy. I takie badania można powielić i to jest źródło niesprawiedliwości, ale nie dyskryminacji. I tego nie da się przeskoczyć, uregulować ustawowo. W odniesieniu do powołanych wyżej badań, kobiety są statystycznie niższe od mężczyzn, czy nie tak? Może coś jest na rzeczy. Może Panie zewrą szeregi z niskimi mężczyznami. Nie uda się, prawda? Faceci pewne rzeczy rozumieją i nie będą z siebie robić ofiar losu. Może jedną z przyczyn rozwarstwienia płacowego jest rzeczywiście „kulturowo kształtowane niższe poczucie wartości kobiet” oraz „brak pewności siebie”. Zarówno pierwsze jak i drugie to po prostu kompleks. Źródłem kompleksu, w ogromnej większości przypadków, jest sam nosiciel, a nie otoczenie. Utwierdzanie go w poczuciu pokrzywdzenia, bycia dyskryminowanym to niedźwiedzia przysługa (ze skrajności w skrajność) i uważam, że na tym polu, jak i na większości innych, feministki powodują więcej szkody niż pożytku.

      Usuń
  8. dlaczego zakładasz, że specjalista w banku nie jest kobietą? należałoby się raczej oburzyć na żeńską końcówkę sprzątaczki i wymagać sformułowania "osoba sprzątająca" na przykład

    ale sama wyrażasz się w dokładnie ten sam sposób mówiąc o robotniku na budowie i copywriterce - naturalnym jest, że na tej budowie będzie robotnik a nie robotnica? uczciwie należy się przyznać, że wizualizując sobie plac budowy nie zobaczy się na nim kobiet
    i co?

    po pierwsze - dajcie sobie spokój z tymi końcówkami bo odbiegacie od istoty problemu
    po drugie - są zajęcia bardziej kobiece i są te bardziej męskie - nie ma się co spinać
    po trzecie - świetny komentarz kolegi z Anonimowy wtorek, 26 listopada 2013 15:17:00 CET

    pozdrawiam
    joasia

    OdpowiedzUsuń