piątek, 22 marca 2013

2.172

Kiedy się niezdarnie gramoliłam z kaszkowatej zaspy i negocjowałam z Silnym warunki brzegowe nie popadnięcia w rozpacz (mamusiu! nie idź! pjooosie, mamo!) przy wchodzeniu do przedszkolnej sali, z naprzeciw w kierunku przedszkola podążała Bardzo Elegancka Pani.
Nie miała podkrążonych oczu (ja miałam), ani obłędu wypisanego na twarzy, niechybnego piętna chronicznego niedospania. Miała za to dobry manicure (ja nie miałam), o czym się miałam przekonać za chwilę.
Basta!
Szła dziarskim krokiem, a obok niej dreptał śliczny chłopczyk przebrany za wilka.

W dniu czytania "Czerwonego Kapturka" nieletni mieli przynieść do przedszkola zabawkę związaną z tematem, a ochotnicy mogli się pojawić w przebraniu.
Rekwizytem Silnego (taszczyłam rzeczony pod pachą) była rudowłosa lalka Erny, Karen, odziana adekwatnie, syntetyczna skóra zdjęta z Czerwonego Kapturka, bez mała homologowana przez Charlesa Perrault, wydarta Ernie podstępem tudzież słodkimi słówkami.
Pomysł dziergania Silnemu przebrania gajowego albo wilka wydał mi się na tyle absurdalny, że w ogóle nie dopuszczałam myśli, że ktokolwiek mógłby.
Tymczasem.

… tymczasem ciągnę opierającego się Silnego przez lodowaty chodnik, obcasy mi się rozjeżdżają, czapka się zsuwa na brwi, a z naprzeciw kroczy wilk jak z bajki w towarzystwie swojej schludnej, ładnej mamy.
A później wpycham Silnego do przedszkolnej sali, a na dywanie i wokół stolików tłoczy się spora liczba nadobnych Kapturków i znacznie większa liczba straszliwych wilków i rasowych gajowych i tylko Silny nie przebrany.

I tu dochodzi do kulminacji.

Mam to w pompie, tak, mam to w pompie. Nie startuję, o, matkopolko!, w żadnych zawodach w kto jest lepszą mamą. W zawodach w kto jest lepszą miałam się czas wykazać w 2003, 5, 7, w prekambrze. Mam dystans, o proszę, jaki mam dystans do udowadniania światu, że się jako matka sprawdzam w każdej sytuacji. Mam wydziarane na pośladku, że nadopiekuńcze starania nie prowadzą do powstania szczęśliwego nielata (a chłopcy to już w ogóle nie lubią ganiać publicznie w przebraniach). Mam na to wy
e
bane.
Całkowicie, totalnie.

A jednak czuję nieprzyjemny ucisk w gardle.
Kolczasta kula mi się zsuwa wewnątrz, po miękkich tkankach.
I rani, co tam napotyka po drodze, rzęsisty krwotok mi wymywa organy.
Serce na dziesięć tysięcy części, w drobny mak i tak dalej.
No, nie wykazałaś się, syczy wewnętrzna guwernantka i trzaska mnie witką po łapach.

Won, guwernantko.
(zatrzaskuję drzwi do przedszkolnej sali)
Won, wewnętrzny jadowity głosie. Zamilcz! Nie chcę być TAKA, nie jestem TAKA, soccer mom, skupiona na dostarczaniu paliwa jednostkom edukacji, szkicująca prace domowe, żeby były ładne, w bagażniku zawsze trampki, kalosze i strój do karate we wszystkich dziecięcych rozmiarach, pożywne śniadania co rano, a obiadek zawsze o piętnastej i wyczulona jak radar na zadania specjalne typu przebranie wilka/gajowego, żadnej taryfy ulgowej, prymuska wśród innych mam.

Won, prymusko.
Przeganiałam cię tyle razy.

Prymuska trzyma się mocno.
Wymachuje ostrą szpilą przy każdej wpadce. Kłuje tą szpilą za łopatką, huczy - niegrzeczna, wyrodna mama. Be, be, be - ostrzegawczo kiwa palcem (ma świetnie zrobiony paznokieć, rzecz jasna). Mentalnie daje po łapach.
Stereotyp, czego to nie powinna matka jest silniejszy, niż rozsądek. Ubolewam, zmagam się, walczę, a i tak mnie ciągle dopada.


Przygnębiające. Nie wiem, kiedy zaabsorbowałam skazę „doskonałej matki”.
Nie wiem, dlaczego „wystarczająco dobra mama” (albo po prostu ja, taka matka, jaką jestem, bez napinania) jest na straconej pozycji w stosunku do „doskonałej”, zawsze przygotowanej.


***

A Wy?
To jest konkurs numer pięć.
A Wy jak? Prymuska czy matka-wpadka?
A jeżeli się specjalizujecie we wpadkach, to czy Was kłuje za łopatką, kiedy wpadka wychodzi na jaw?
A jeżeli jesteście zawsze przygotowane, to jakim kosztem? Snu? Lektur? Relaksu?
Czas do niedzieli, 24 marca, godz. 22:00.
Można oczywiście głosować, ale jeżeli nie będzie żadnych głosów – nagrodę przyznam sama.


Czwartą konkursową odsłonę bez cienia wątpliwości wygrała AquaJaAqua (proszę o kontakt!).
Cóż, i ja mam nadzieję, że nasze córki wyrosną na mocne, niezależne babki. I że się nie dadzą stereotypom. Jeszcze skuteczniej, niż ich mamy.

A w ogóle, to się ciekawie czyta o tym, jak różnie postrzegacie żeńskie końcówki.
Muszę to jeszcze przerobić, przy kolejnej okazji.


***


W najświeższej „Polityce” – b. dobry artykuł na temat wymagań stawianych współczesnym matkom - w gruncie rzeczy przez nie same (niestety, tekst płatny).

Okazuje się, że intensive mothering – czyli macierzyństwo postrzegane jako zadanie do wykonania, zadanie wymagające czasu, kompetencji i pieniędzy jest już jednostką sklasyfikowaną ;))))







52 komentarze:

  1. O mój boże!
    Z całego serca nienawidzę IDEALNEJ. Zawsze gdzieś taka się pojawia. Zawsze jako krzywe zwierciadło, w którym każe mi się przyglądać.
    W czystym biały płaszczu mimo błota.
    Z wymalowanymi paznokciami.
    Z pięknym tortem/ najlepszym prezentem na urodzinach.
    Nierealna. Nieosiągalna.

    Jestem szarak. Gdzieś pośrodku.
    Pamiętam o torcie, zapominam o stroju na wf.
    Pamiętam o wszystkim - za to na głowie przedwczorajsza fryzura i nierówne paznokcie.

    Zastanawiam się, które wydarzenie zostanie w małej głowie i kiedyś mi je wypomni. A które zapomni nim minie wieczór.
    Naiwnie (?) liczę na wyrozumiałość. Może nie od razu, ale jak sami zostaną rodzicami.

    Cinna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Cinna: mam wrażenie, że będą pamiętać coś, co czego my nigdy nie przywiązałybyśmy wagi.
      tym się pocieszam. albo dołuję ;))))

      Usuń
  2. Wiesz, mam dorosłe córki, ale zdałam sobie właśnie sprawę, ze nie zastanawiałam się chyba nigdy nad postawioną tu kwestią. Chciałam, żeby czuły się szczęśliwe i miały dużo możliwości rozwoju. Za wpadki uznaję raczej to, że potrafiłam zapomnieć się w złości, że krzyczałam na nie. Pewnie, że zakładałam sobie, że będę najlepszą, najbardziej kochającą, a tu wyłaziła ze mnie zła wiedźma.
    Oj, nie wygram książeczki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... Ja jestem raczej matka leniwa. Po mentalnych łapach dostaję jednak regularnie. Z powodu pewnych zaszłości z przeszłości jestem pono do tego specjalnie predysponowana.

    Tym bardziej bawi mnie fakt, że często jestem odbierana jako "prymuska" z powodu braku zewnętrznych objawów wyrzutów sumienia (laaata pracy nad sobą) tudzież ogólnej radości z życia w ogóle, a macierzyństwa w szczególności.

    Tylko mam dylemat: pławić się radośnie w otaczającej zawiści i jadzie, czy udowadniać, że nie jestem wielbłądem? ;)

    OdpowiedzUsuń

  4. Wczoraj, nie przyniosłam do przedszkola materiałów na palmę wielkanocną, nie miałam siły. Zbyt wiele na głowie ostatnio miałam, żeby zrobić analizę i syntezę - wstążki w szafce, bukszpan w ogrodzie, patyki wszędzie. Ups, pomyślałam. Zamknęłam cichutko drzwi, wskoczyłam do auta i już myśli były w trójkowym studio, ze skrzypcami Filipa Jaślara. Przedwczoraj zapomniałam o zebraniu w podstawówce.
    Dziś za to zastąpiłam męża w zebraniu w liceum.

    Jako matka trzech, mam spore doświadczenie. Ale matka-wpadka, matka-prymuska? Matka - ocena? W życiu! Syn-wpadka, syn-prymus, syn - ocena! Matka - dumna, matka - wściekła, matka - szczęśliwa, matka - wstydząca się za głupotę bąka. Mogę pisać o tym, za co ich kocham, a czego nienawidzę. Jednak nie umiem ocenić siebie z perspektywy matki. W szybie naszego liceum, gimnazjum i przedszkola widzę ciągle Ankę, która kocha psy, a nie matkę moich dzieci.

    OdpowiedzUsuń

  5. Wczoraj, nie przyniosłam do przedszkola materiałów na palmę wielkanocną, nie miałam siły. Zbyt wiele na głowie ostatnio miałam, żeby zrobić analizę i syntezę - wstążki w szafce, bukszpan w ogrodzie, patyki wszędzie. Ups, pomyślałam. Zamknęłam cichutko drzwi, wskoczyłam do auta i już myśli były w trójkowym studio, ze skrzypcami Filipa Jaślara. Przedwczoraj zapomniałam o zebraniu w podstawówce.
    Dziś za to zastąpiłam męża w zebraniu w liceum.

    Jako matka trzech, mam spore doświadczenie. Ale matka-wpadka, matka-prymuska? Matka - ocena? W życiu! Syn-wpadka, syn-prymus, syn - ocena! Matka - dumna, matka - wściekła, matka - szczęśliwa, matka - wstydząca się za głupotę bąka. Mogę pisać o tym, za co ich kocham, a czego nienawidzę. Jednak nie umiem ocenić siebie z perspektywy matki. W szybie naszego liceum, gimnazjum i przedszkola widzę ciągle Ankę, która kocha psy, a nie matkę moich dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  6. nie mysle o sobie ani o moim byciu matka w kategoriach prymuska czy wpadka.
    staram sie byc dobra, kochajaca ale tez wymagajaca i stawiajaca jasne granice mama.
    czasem jest lepiej, czasem gorzej.
    miewam momenty euforii kiedy mysle, ze och jak doskonale sobie radze, jakie te moje dzieci sa madre, zadbane, grzeczne i inne takie tam.
    i zaraz potem wielkie buuuum, potezny kopniak sprowadzajacy z oblokow samouwielbienia na ziemie. na ten przyklad telefon ze szkoly: syn grozil kolezance, ze zabije (!!!) jej ojca. prosze porozmawiac z dzieckiem. nastepnym razem zawiadomimy biuro szeryfa (!!!).
    tak wiec hmmmm. jest roznie.

    poniewaz jestesmy imigrantami, a wiec troche odstajemy, jezykiem, tradycja i innymi od reszty spoleczenstwa staram sie, zeby moje dzieci jak najmniej to odczuwaly. to ze jestesmy inni, ze matka i ojciec mowia z jakims dziwnym akcentem lub szeleszcza miedzy soba.
    prawdopodobnie przebralabym swoje dziecko. po to, zeby nie czulo sie bardziej inne niz juz jest. ale to bardziej kompleks imigranta niz bycie idealna soccer mom.

    OdpowiedzUsuń
  7. Choćbym pamiętała o wszystkim, kupiła/upiekła wszystko, wszędzie i na czas, a nawet przed czasem... choćbym ubrała się u najznakomitszych projektantów mody w samym Paryżu, z rana odwiedzała kosmetyczkę i fryzjera...odpadam w przedbiegach - urodziłam dziecko specjalnej troski - to widać, słychać choć (mam nadzieję) nie czuć;P Wszelkie dalsze wyścigi uważam za nieobecne:) i wiecie co? świetnie mi się z tym żyje;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciągle bym chciała być Matka-Prymuska, a często jednak wychodzi jak zwykle Matka-Wpadka. Najgorsze, że tę ocenę wystawiam sobie sama. Mój synek totalnie i bezwarunkowo na razie widzi mnie jako Prymuskę i chyba to powinna być ta "moja" miara. Nigdy nie dorównam tym... pięknym, ogarniętym, prymusowatym mamuśkom. Właśnie doszłam do wniosku, że tak w głębi serca wcale nie chcę. Chcę by za kilka lat syn mi powiedział, że byłam taka "akurat". A przede wszystkim, by po prostu przyszedł i się przytulił, jak już będzie według "prymusowatej" miary za duży na przytulanie. Tak... tego właśnie chcę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Matka-Prymuska, jest mi odległa. Lubię pomagać w pracach plastycznych ale tylko "pomagać" lekcje, przeglądam, wytykam błędy, ale wypracowań za syna nie piszę ... uczę go raczej samodzielności, wie, że to co sam napisze, wymyśli, też zasługuje na dobrą ocenę i wie, że to dzięki jego pracy. Wydaje mi się, że bardziej ceni się dzieci samodzielne. Rok temu dmuchałam wydmuszki do szkoły "za pięć ósma", bo młody sobie przypomniał :) w tym roku dzień wcześniej ale młody rano zapomniał wziąć ich do szkoły:). Przychodzi taki czas, że dzieci muszą same pamiętać, myśleć ... mama może tylko pomóc. I ja taka właśnie jestem - raczej pomocna, zawsze mogą na mnie liczyć, ale nic na siłę - jak nie daję rady - to trudno i moje "nielaty" to rozumieją, w końcu nie jestem cyborgiem - tylko człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj miewałam kłucie w łopatki, ale czy dlatego, że się z kimś porównywałam? NIE. Miałam, gdy zobaczyłam w jego oczach taki smutek rozczarowania… Jeśli przed kimś czułam się zobowiązana tłumaczyć – to przed tym Jego wzrokiem. Siebie ocenić, eee… Nawet chyba nie chcę, by On mnie oceniał. Myślę, że jestem po prostu matką. Ani wpadką, ani prymuską, ani na piedestale, ani pod. Jakoś udało mi się matkowanie odbyć bez porównań, wedle własnego przepisu, bo utkwiło mi mocno w przekonaniu, że o ile każdego da się zastąpić – to Matki, nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. głosuję na Maryś bo:

      - "Między tym, co słuszne, a tym, co błędne rozciąga się wielka przestrzeń. Tam się spotkamy. "
      - kłucie w łopatki z powodu smutku czy rozczarowania dziecka to nie pęd do perfekcjonizmu tylko normalna matczyna miłość i troska.
      - nie widzę potrzeby przypinania komuś lub sobie jakiejkolwiek etykiety w kontekście rodzicielstwa.
      - nie słyszałam też o żadnej naukowo uzasadnionej i udokumentowanej skali porównawczej dla matek ;)

      Usuń
  11. Wczoraj w przedszkolku "Bal wiosny" - moja Zuzia w spódniczce w motylki i dyżurnej opasce z kwiatkiem wpada w wejściu na Basię, której mama nasadza właśnie na głowę _wielki_zielony_kapelusz_z_kwiatami_ - zrobiony najwyraźniej samodzielnie, z karbowanej bibuły w żywej zieleni. Mama obfotografowuje Basię w przedszkolnych drzwiach "bo wcześniej nie zdążyłam" i Basia, w kapeluszu większym, niż ona sama, wędruje do sali.
    Trochę mnie dźgnęło, ale nie zanadto. Może się i staram, ale moje lenistwo (yyy, znaczy energooszczędność) przeważnie usadza prymuskę w miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mam w sobie imperatywu bycia matką-prymuską. Jak to się aktualnie określa, mam wy
    e
    bane ;)
    A jednak poczułam szpilę pod łopatką, kiedy okazało się w tłumie rozemocjonowanych 7-latków, że w torbie ze strojem turniejowym nie ma rękawic bramkarskich. Wcale nie dlatego, że sama siebie strzeliłam po łapach za naganne niedopatrzenie, ale wiele mówiący wzrok pozostałych rodziców, w tym ojca dziecka, ustawił mnie na pozycji winnego. Pokornie więc przyjęłam wyrok i zaaranżowałam samobiczowanie, jednak w porę się opamiętałam, a apelacja okazała się skuteczną.
    Puchar i brązowy krążek wyparły z pamięci pożyczone rękawice o 3 numery za duże.
    Mimo to, niezmienne zadziwia mnie łatwość z jaką wydaje się sądy i osądy i wciąż walczę by tym osądom się nie poddawać.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Idealna matka jest zła, niedobra i robi krzywdę.
    Nikt nigdy nie wypowiedział do mnie słów "jesteś złą matką, nie robisz tego, tamtego, owamtego". Nikt nigdy nie poddał krytyce czegokolwiek bez mojej natychmiastowej odpowiedzi (choćby w mojej głowie, kiedy nie chce mi się wszczynać jałowych dyskusji w temacie wyższości jednych świąt nad drugimi).
    Nikt nigdy nie wyraził jasno żądań czy wymagań pt: matka w domu z dzieci, 24h/d do ich wyłącznej dyspozycji, aby nieba uchylać i obowiązki spełniać. Za próbę wtłoczenia mnie w schemat idealnej matki, która nie jest nerwowa, obiad podaje i pieluchy zapiera chyba bym zamordowała.
    Kogoś.
    Bo to ja sama wpędziłam się w samonakręcającą się spiralę niewystarczająco dobrej matki, która doprowadziła mnie do przysłowiowej kozetki, w kierunku której zadano mi pytanie: "czy ktokolwiek kiedykolwiek powiedział pani, że sobie pani nie radzi?" Nie, nikt, poza mną.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie mam w sobie imperatywu bycia matką-prymuską. Mam na to, jak to się aktualnie malowniczo określa, wy
    e
    bane ;)
    A jednak poczułam tę szpilę pod łopatką, gdy w tłumie rozemocjonowanych 7-latków okazało się, że w torbie ze strojem turniejowym brakuje rękawic bramkarskich. I wcale nie dlatego, że sama siebie strzeliłam po łapie za naganne niedopatrzenie. Wiele mówiący wzrok pozostałych rodziców, w tym ojca dziecka, ustawił mnie na pozycji winnego. Pokornie więc przyjęłam wyrok i zaaranżowałam mentalne samobiczowanie. Po chwili jednak się opamiętałam, a apelacja okazała się skuteczną.
    Puchar i brązowy krążek wyparł z pamięci pożyczone rękawice o 3 numery za duże.
    Mimo to niezmiennie zadziwia mnie łatwość z jaką wydaje się sądy i osądy i wciąż walczę by tych osądów nie przyjmować bezkrytycznie.

    OdpowiedzUsuń
  16. zranione-marzenia.blog.plpiątek, 22 marca 2013 09:37:00 CET

    Nie aspiruję do bycia matką-prumuską. Znam swoje ograniczenia. Nie mam predyspozycji. Kocham swoje dzieci do szaleństwa, ale bywa że zapominam. Zapominam sprawdzić lekcje, zapominam kupić marchewkę na przekąskę,zapominam uprasować wieczorem ubrań. Powiem więcej - bywa, że po prostu NIE-CHCE-MI-SIĘ. Nie chciało mi się np.wymyślać przebrania na pierwszy dzień wiosny dla młodszego nastolatka. Jednak ZAWSZE chce mi się mówić i okazywać uczucia. Chce mi się robić im przyjemności.
    Nie pamiętam czy jako dziecko zawsze miałam przebranie. Nie pamiętam czy zdarzyło się, żeby mama zapomniała o śniadaniu do szkoły. Ale pamiętam, że ostatnie słowo jakie mi powiedziała, to "kocham Cię".

    Mimo wszystko wstydzę się czasem patrząc przez pryzmat matek, którym się chce, które znajdują czas, które potrafią do 3 nad ranem szykować, składać i układać.
    Wstydzę, się, bo na tym idealnym tle, moja standardy wypadają blado.

    Dumna i szczęśliwa jednak jestem, ponieważ wiem w kim podkochuje się mój syn i znam radości i smutki córki. Wiem to, bo dzieci mnie kochają i ufają.
    Jakie więc znaczenie ma to, że Młody nie miał wczoraj super-przebrania?

    OdpowiedzUsuń
  17. Macierzyństwo jako samorealizacja? Moje dziecko to moja piąta kończyna?

    A to uczucie 'dałam ciała' to raczej chyba tylko ten kontrast wynikający z tego, że _wszyscy_ byli przebrani, tylko _moje_ dziecko nie. Gdy idę na imprezę w dżinach, a tam każdy w małej czarnej, też czułabym się pewnie dziwnie, chociaż przecież dżinsy ok są. ;)

    monika

    OdpowiedzUsuń
  18. od strony jednostki edukacyjnej nadmienię tylko, że matki-prymuski to horrorr
    podobnie jak matki, które mają na wszystko wyjebane.jednak jakoś wypośrodkować należy zdroworozsądkowo! osobiście przy jednym dziecku bym dostała pierdolca a co dopiero przy trójce, tak że rozumiem to wyjebanie całkowicie ;))

    OdpowiedzUsuń
  19. Czytam bloga odkąd pamiętam o i postanowiłam raz na jakiś czas sie udzielić;-)
    Prymuska...nieeeee o nie- choć "szlag mnie trafia" ponieważ uważam, że pokolenie naszych rodziców wywarło na nas jakiś dziwny wpływ bycia naj we wszystkim...denerwuje mnie to strasznie. Ja uważam, że jeżeli moje dziecię ma lat 9 powinno pamiętać co ma spakować do szkoły, powinno wiele rzeczy wokól siebie wykonać samo, choć przy wielu jeszcze należy pomóc.
    Staram się nauczyć go samodzielności, ale..ale dostaje po łapach gdy wygada sie babci zapomniałem do szkoły tego czy tamtego - słysze później po powrocie z pracy "...jak mogłaś, dlaczego nie spakowałaś, dlaczego nie zrobiłaś, powinnaś, tak trzeba, co z Ciebie za matka..." Krew mnie wtedy zalewa! Dlaczego? Dlatego, że pewnie powinnam i sprawdzić, ale nie zawsze zdąże, nie zawsze pamiętam, a przede wszystkim nie chce by mój syn był kompletną sierota, maminsynkiem wyręczanym na każdym kroku przez mamusie...smutne...No nic byle do przodu
    pozdrawiam Madzik (madziara383@wp.pl)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  22. myślę, że macierzyństwo jest jak sinusoida. dzisiaj górka, jutro dołek. jedziemy jak na kolejce górskiej, szybko, że aż się wymiotować chce. cel: nie popaść w żadną ze skrajności, kiedy przychodzi dołek, nie należy podcinać sobie żył, kiedy przychodzi górka nie popadać w samouwielbienie. czasem stanąć przed lustrem, poklepać się po plecach (niewidzialną ręką) i pomyśleć, że jest "nieźle". czyli jaka recepta? złoty środek! i to na ten horacjański wynalazek zrzucam całą winę ciągłego balansowania miedzy prymuską, a wpadką. jemu z winą będzię lżej niż mi matce, bo ja przecież mam na rękach/kolanach dziecko. :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Patrz pani! W moim przedszkolu wczoraj wszystkie dzieci miały być tylko "wiosennie" przebrane (doprawdy nie rozumiem dlaczego, bo śniegu niemal po pas), o czym niestety dowiedziałam się przedwczoraj. Dwie zielone koszulki w praniu, różowych nie posiadamy, żółtych takoż, nabywać nie zamierzałam. Poszedł na czerwono. Też weszłam i też zobaczyłam i też miałam gulę. To chyba nieusuwalne:) Na szczęście Młodszy wrócił z przedszkola w znakomitym humorze, a różnice kolorystyczne miał gdzieś. Mądre dziecko; może kiedyś i matka zmądrzeje?:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Oj jak ja Cie rozumiem :-). W analogicznej sytuacji w przedszkolu pewnie udawalabm, ze jest wszystko ok, a syn jest przebrany za przypadkowego grzebiarza, ktory znalazl sie w lesie, ale po powrocie do samochodu pewnie rozplakalabym sie.
    Na wszelkich pozostalych polach prywatno-zawodowych odpuscilam z perfekcjonizmu i pasuje mi bycie "wystarczajaco dobra", natomiast w temacie Syna oscyluje ciagle miedzy prymusowstwem, a wyrzutami sumienia. Mam nadzieje, ze teraz, gdy pojawi sie Corka, latwiej mi bedzie odpuszczac (nie bedzie innego wyjscia), chociaz, nie ukrywam, bardzo obawiam sie "JAK-JA-SOBIE-DAM-RADE-ZE-WSZYSTKIM".

    OdpowiedzUsuń
  25. Mój syn nie dostał się do przedszkola. Zajmujemy się nim na zmianę, jak możemy. Niestety, nie wygram konkursu na matkę roku (chyba prędzej w rozkroku). Widzę eko-mamy, idealnie przygotowane posiłki, zapewnienie wszelkich rozrywek, czystą radość macierzyństwa i wychodzi, że jednak to ze mną coś nie tak. Bo wpycham rano parówkę, na obiad czasem odgrzewam pizzę, a podczas wizyty znajomych modlę się o to, aby usiedział spokojnie 5 minut. Gdy młody miał rok bez wyrzutów pojechałam na 4 dniowy wypoczynek, zostawiając go pod opieką mojej mamy. W głowie się to nie mieści idealnym matkom i może i dobrze. Niech sobie ustawiają poprzeczkę wysoko, ja zostaję tu na ziemi. Tu też nie jest źle.

    OdpowiedzUsuń
  26. A mnie wisi zwiędłym ekologicznym kalafiorem. I powiewa. Czasem się zepnę i jestem tą idealną, przeważnie to nie dam rady, a głupie szpile jakiś czas temu usunęłam spod skóry (one tam ciągle są u ludzi i się uaktywniają). Przebranie kocie uszyłam na choinkę, ale za to na dzień wiosny nie miałam w co przebrać.

    A coś wam napiszę a propos.
    Przyszłam do szkoły po moją pierwszaczkę i jej klasa akurat schodziła po schodach. Na przedzie jedna z dziewczynek w jadowicie zielonej, świecącej jak psu jaja sukienkce sprzed 20 lat, o okropnym kroju u z wielkim, prostokątnym białym kołnierzem. Zrobiło mi się jej żal, pomyślałam, że może koleżanki się nad nią pastwiły, że coś takiego założono jej do szkoły.

    Moja córka za chwilę podbiegła do mnie i zawołała "Mamo, a najładniejszą sukienkę miała dzisiaj Ania!"

    Pomyślałam, że muszę swoje matkowe oczy schować w kieszeń w końcu. Bo i tak się nie znam, nic nie rozumiem i to dziecko, a nie jakieś szpile w plecach, powie mi, co jest ok, a co nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Truscaveczko. Dałam mojej 5-latce sukienkę komunijną (przechowałam ją te dziesiąt lat). Z rodzaju mini-ślubna. I teraz wszędzie chce w niej chodzić. Na przedstawieniu była w niej przebrana za królową Elżbietę, podczas, gdy inne dzieci były oszczędnie ubrane w stroje symbolizujące kraje UE. I była (i jest) szczęśliwa. Jak ja Jej zazdroszczę tego, że nie przejmuje się "co inni powiedzą", lecz robi to, co sprawia Jej radość i przyjemność...

      Cinna

      Usuń
  27. To znamienne i w sumie strasznie smutne, że kolczasta kula wymywa ci organy (aż musiałam to sprawdzić, tak bardzo jest wymyślnie metaforyczne) z powodu, że TY nie spełniasz się w konkurencji. Smutne, bo to DZIECKO było nieprzebrane i inne. No, ale ono pewnie za trzydzieści lat napisze na swoim blogu, jak to z braku wilka nabawił się frustracji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zranione-marzenia.blog.plpiątek, 22 marca 2013 15:40:00 CET

      W całej tej dyskusji nie chodzi o to czy dzieci przez naszą niedoskonałość nabawią się frustracji. Masz rację, że nie będą pamiętać stroju wilka czy pogniecionych spodni.
      Chodzi o nasze postrzeganie NAS SAMYCH - matek. O pragnienie bycia matką perfekcyjną, w białej rękawiczce.
      Chodzi o NASZE ewentualne frustracje wynikające z braku owej perfekcji.

      Mnie dzieci często mówią, że jestem najlepsza. Mówią, że czują się kochane. Dostrzegają wysiłek, który czasem/często trzeba włożyć, by zdążyć, by dać radę, by sprostać.

      A mimo tego, że One dostrzegają, to ja/my-matki chcemy ciągle lepiej, więcej.
      Taki stygmat MATKI POLKI odlanej z brązu ze strojem wilka w jednej dłoni i pyszną pożywną zupką w drugiej.

      Usuń
  28. Marzę o tym, żeby być matką idealną. Mieć zawsze czyste buty, pomalowane paznokcie i ładną fryzurę. W niedzielę pachnieć ciastem i z gracją siedzieć na brzegu piaskownicy. Umieć zrobić dziecku na drutach przebranie gajowego i pomóc rozwiązać zadanie z matmy nie podnosząc głosu, żeczterdziestyrazciteułamkitłumaczę. Te gile na spodniach, trampki, kitka bo tak łatwiej...rzeczywistość nie jest fajna. Ale dziecko mam fajne.

    OdpowiedzUsuń
  29. dziękuję za głosiki...pierwszy raz coś w życiu wygrałam :-),

    ale z tym tematem dzisiaj ( już zupełnie poza konkursem ), zanim doczytałam do końca, że wygrałam książkę to ryczałam...bo jakoś tak się złożyło, że jakoś ciężko z tą trójką, jak coś się wydaje, że się udaje to się tylko wydaje. Choć racjonalność podpowiada, że jest dobrze, to kobieca głowa mówi, nie jest tak źle
    - ale ale ale mogłoby być lepiej... czuję się potrzaskana w środku z tą ciągłą pogonią za idyllą, której zadyszany człowiek przez pot i łzy i tak nie zobaczy. Wiem, że to nieosiąglalne, w końcu racjonalistka ze mnie
    - ale ale ale jakieś nieuzasadnione parcie na dążenie do spełnienia, harmonii, piękna każe ciągle biec. A tu siły brak z dwójką przy nogach i fotelikiem w ręku. Więc z twardej baby robi się ze mnie baba, która łzą nie gardzi i ryczę przy waszych wpisach, to popierając bo racjonalnie i popierając, że ty to tak jak ja... wystarczy w tym globalnym zlodowaceniu taki pstryczek w nos jaki przytrafił się Tobie Zimno, mnie, nam, żeby znowu myśleć, upewniać się, padać i biec dalej... czy to natura kobiety??? Poprzednio zadałaś pytanie kto lepszy? Może męski ród ma łatwiej?

    Zimno wystawisz mi rachunek za seans terapeutyczny :-) ... dziękuję...

    OdpowiedzUsuń
  30. Chcę być "idealną", może do czegoś tego potrzebuję. Chcę by moje dziecko czuło, że jest najważniejsze na świecie (przynajmniej dla swoich rodziców ;)). Staram się bardzo, ale to wychodzi ode mnie - z moich potrzeb, z potrzeb mojego dziecka i naszych wzajemnych relacji.
    Natomiast nie trawię tego, co próbują z nas wszystkich robić szkoły i przedszkola, tego ustawiania nas w wyścigu na rodzica perfekcyjnie wypełniającego wszystkie nałożone przez "placówkę edukacyjną" wymagania. Tych wszystkich "najpiękniejszych przebrań", tych czerwonych cylindrów niezbędnych do spektaklu, tego "dlaczego nie pamiętała pani, że pani dziecko miało na dziś" itp. Bycia "idealnymi" oczekują najczęściej od nas nie nasze dzieci, ale ich wychowawczynie przedszkolne (w przedszkolu mojej siostrzenicy był konkurs na "najlepszego rodzica" tzn. takiego, który najbardziej angażuje się w pomaganie paniom), nauczyciele i inni rodzice. I na tym polu jestem rozmyślnie i demonstracyjnie "wyebaną" matką. Choć może wyglądać to na matkę "idealną". Przebranie do przedszkola? Super, ale nie idziemy do supermarketu kupić stroju "ducha jak żywego", tylko ciachamy stary podkoszulek taty, na nogi bandaże i jedziemy. A że "mało estetyczne"? Trudno, ale przynajmniej nasze własne. Może wynika to z przekory, żeby nie dać się podporządkować? Żeby nie pozwolić poczuć nad sobą władzy tych wszystkich, którzy uzurpują sobie nieograniczoną władzę nad moim dzieckiem? Żeby pokazać dziecku, że zawsze można szukać swojej drogi i swojego sposobu?

    OdpowiedzUsuń
  31. Mam koleżankę plastyczkę, która robiła "bombowe" przebrania dla swego synka - przedszkolaka. Ja też, nooo troche mniej udane, ale z starałam sie daję słowo...Z perspektywy czasu, warto było ; dzieci miały frajdę, my przez kilka dni "gwizdane" obiady, bo czasu brakowało, a teraz wspominamy : czy to było w tym roku gdy Maurycy był królem kierowym czy jaskiniowcem ?
    Z dziewczynkami niby prościej: królewny, kwiaciarki, Indianki. Dla własnych dzieci warto, nie jest to czas stracony...Trzymam kciuki za prymuskę w Tobie

    OdpowiedzUsuń
  32. Mam swoje barometry. Patrzę, jak reaguję na róże obrazy złośliwie podsuwane mi przez rzeczywistość.
    Pierwszy obraz - blog innej matki. Morze balonów napompowanych helem z okazji drugich
    urodzin córki. Luz. Wskazówka ani drgnie.
    Obraz drugi - Koleżanka z pracy, tak samo dzietna - pół godziny wcześniej w pracy. Lekkie drgnięcie w stronę strefy zagrożenia dręczeniem się.
    Obraz trzeci - foldery placówek edukacyjnych, na które mnie nie stać, są za daleko, rekrutacja to trylion osób na miejsce (właściwe podkreślić a najlepiej od razu wszystkie). Wskazówka szamocze się między "p..dolę to" a "cholera, jak mi zależy"
    I czwarty - ja w słabej formie, dziecko od razu też. Poranne wrzaski "czy Ty nie możesz się słuchać?" - wskazówka dziko miga na polu "wyrzuty sumienia". Ryk syreny alarmowej w uszach.

    Po jedenaste nie porównuj się. Mój grzech wzmaga się w okresach analogicznych do utraty odporności. Takich jak teraz.

    OdpowiedzUsuń
  33. dzień dobry!pzypatruję się tejże dyskusji i trochę mi dziwnie, że ten konkurs to naprawdę ranking plasujących się matek wg swoich wyobrażeń i odczuć. Cieszę się, że w tym XXI wiecznym widzeniu macierzyństwia nie postrzegam swojego jako projektu, prymusowania czy zaniedbania, chociaż czytając bloga, czsem myśle, że takowym jest. Gdy ostatnio nie miałam siły przygotowywać obiadu, moja mama rzekła: "masz dziecko,zdecydowałaś się na rodzinę, więc masz obowiązek mu ugotować zupę" Podczas gdy ja i szanowni tu Państwo dywagujemy nad postawionym tematem, dla niej macierzyństwo i wszystkie obowiązki z tym związane jest rzeczą naturalną,niewydumaną, niewyguglowaną, po prostu nie-do-roztrząsania. Czasem myślę, że dziecko odebrało mi mnie, ale zaraz świta, że to ja powołałam go do życia i naturalną tego konsekwencją są wszystkie trudy wychowawcze. Kończąc, chciałam opowiedzieć krótką, jednak myślę trafną, historię, jak na zebraniu rodziców, gdy to jeszcze ja chodziłam do szkoły podstawowej, jedna z matek powiedziała"Drodzy Państwo, albo to my będziemy robić prace plastyczne i to będą nasze oceny, albo naszych dzieci". Uważam, że pożyczona lalka od Erny była jak najbardziej na miejscu, a ukłucie w łopatkę całkowicie nieuzasadnione. Pozdrawiam,
    Jula

    OdpowiedzUsuń
  34. Ja robię stroje, JESLI MOJE DZIECKO CHCE. Jeśli nie chce, to się nie spinam, mając w głębokiej obojętności wszystkie spoglądające na mnie z góry mamusie i placówki edukacyjne, które twierdzą, że "powinna pani dopilnować".

    Mnóstwo rzeczy mam zresztą w głębokiej obojętności, od listy zajęć dodatkowych, na które moje dzieci POWINNY uczęszczać (kto mówi, że powinny? Oni. Ci inni. C, co obserwują i wiedzą lepiej), po wypasione urodziny na dwiescie osób, ktore ja POWINNAM mojemu dziecku zorganizować rękami stosownych sił świadczących usługi dla ludnosci, z mnóstwem rzeczy pośrodku.

    Inna rzecz, że ja mam czworo dzieci, w tym bliźniątka, w dodatku dwuletnie, więc z potępiajacymi spojrzeniami się nie spotykam, raczej z podziwem. Bo dzieci wszystkie ubrane, nakarmione, w miarę czyste, wygadane (oprocz namłodszych :)), oblatane w wystawach dinozaurów i programach naukowych, książki mają, internet mają i potrafią z niego korzystać, kraj ojczysty zwiedzają szlakiem na przyklad zamkow piastowskich i potem o tym mówią, słowem, stwarzam wrażenie bycia prymuską.

    Całkowicie fałszywe, ale ja zawsze tworzyłam wrażenie prymuski, i zawsze było ono fałszywe :D.

    Ja jestem matką, która pamięta, jak to było - nie byc matką, i tego się trzymam. Pamiętam, ze moja mama zawsze była w moich oczach piękna. A nigdy nie miała pomalowanych paznokci. Więc licze na to, że moje dzieci też nie będą pamiętać, że ja nie miewam :). Że będą pamiętać, że "ach, mamo, jak ty pięknie pachniesz! tak po mamusiowemu".

    Tylko w jednej sytuacji pika mi nerwowo w środku, i jest to zawsze związane z sytuacjami, gdy nerwy mi siadają, bo całą czwórkę musze ubrac/ rozebrać/ wykapać/ położyć spać/ albo jeszcze coś tam/ albo co gorsza jednemu pomóc lekcje robić, dwójkę nakarmić, a trzeciego nie zabić za jędzenie tak od razu. I wtedy, gdy wyłazi ze mnie wkurzona nie-prymuska tylko rozszalala-harpia, wtedy zawsze gdzieś w środku uwiera mnie myśl, że oni może zapamiętają własnie to. Tę rozszalała harpię warczacą wściekłym glosem, a nie przemawiającą glosem jak muzyka skrzypcowa.

    Ale nawet to nie jest konflikt na linii prymuska-wpadka, tylko taki skurcz serca, że zawodzi się osoby, ktore się kocha.

    (A ponadto nie wierzę, że te prymuski nie warczą i nie mają mordu w oczach, gdy dziecie pięć minut przed wyjsciem w mrozny wiosenny poranek odmówi współpracy i oznajmi, że wyjdzie, owszem, ale w sandałach, za małych notabene od wakacji. Uważam, że prymusowatość jest starannie wypracowaną i prezentowaną światu kreacją. I tak naprawdę trochę mi matek-prymusek żal, bowiem mam wrażenie, że uczyniły ze swoich dzieci zadanie do wykonania. I mogą nawet kochać tę swoją pracę, owszem, ale... nie chciałabym być jedną z nich. Nie, nie i nie).

    OdpowiedzUsuń
  35. Jestem za.
    Pod tym komentarzem mogłabym się podpisać ja-jako-ja. Poza tym zapach mamy mnie urzekł. Wiem, że dzieci to czują, bo ostatnio mniejszy zaczął wąchać poduszkę na której śpię. Próbowłam Go wysondować co czuje, ale nie odpowiedział. Za to starszy odparł: "Sama powąchaj. Ty pachniesz."

    A po drugie, mam pomysła na temat. Todayornever pyta o to, co dla nie-mam. Zależy tylko czy Nie-mam I-nie-chcę, czy też Nie-mam Ale-bym-chciała. Chociaż właściwie...
    Dobra, do rzeczy, to może: "Jak wyobrażam sobie macierzyństwo?"


    OdpowiedzUsuń
  36. O-ja-cie. Już czuję ten rzęsisty krwotok po miękkich tkankach. Nie aspiruję, książkę już mam, za smakowity wpis pięknie dziękuję. Największych wpadek nie upublicznię, za nic w świecie. Syndrom "każde zachowanie (niechlujny wygląd, nieakuratność) twojego dziecka świadczy wyłącznie (źle) o tobie" dogania mnie wszędzie, choć cała jestem wytatuowana, że to nieprawda, nieprawda, nieprawda. Że to trzeba puścić, spalić jak Marzannę, utopić, zakopać. I stoję tak zlana potem z łopatą (zapałkami) w ręce, urobiona po paznokcie i fryzurę mam do bani. Pierdziu. Znowu zapomniałam kupić zeszytu w równą linię a dziecko zgubiło gdzieś kartę pracy. Dzisiejszy dzień sponsoruje tabliczka mnożenia i tabliczka belgijskiej czekolady, pozdrawiam Was wszystkie.

    OdpowiedzUsuń
  37. W moim horoskopie (tak, czasem lubię poczytać) napisano, że lubię być w centrum, poczuć się gwiazdą. Gwiazdą czuję się także wtedy gdy słyszę pochwały że moje córy mają coś super (w sensie mego rękodzieła), że fajnie są przebrane (czy ubrane), że się ciekawie bawią, że są zdolne i tak dalej. Lubię czuć się matką idealną. Perfekcyjną nie bo do spraw porządku i makijażu wagi nie przykładam. Ale...w moim horoskopie napisano także że jestem leniwa. I to też prawda prawdziwa.
    Zatem bycie gwiazdą i matką idealną wystarcza mi spokojnie tak raz do roku. Zepnę się raz porządnie potem ponapawam się sukcesem i dość. Resztę roku jestem leniwa i wygodnicka. I wyszczekana. Dyskutuję z Paniami w przedszkolu zasadność poszukiwań żółtych T-shirtów bez nadruku w grudniu bo wszystkie dziewczynki mają być Gwiazdkami. I o dziwo udaje mi się swoje wydyskutować.
    A poza tym jestem tak egoistycznie zapatrzona w swoje dzieci że żadne szpile mnie nie kłują na widok nawet całej setki idealnych dzieci z równie idealnymi matkami. Moje i tak są najwspanialsze :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  39. Późno się włączam, ale temat mnie ruszył i musiałam go dobrze przemyśleć. Patrzę na niektóre komentarze i jakoś czuję, że mam inne zdanie. Kim jest właściwie Waszym zdaniem matka-prymuska? Czy to ta, która zwycięża w rywalizacji o doskonałość? Która w konkursie matek osiągnęła najwyższą poprzeczkę wysiłku? Która się spięła i dopięła i wszystkim innym pokazała, że hohoho? Bo jeśli to ma być główne kryterium, to głośno protestuję.
    ...
    W decyzjach naprawdę nie kieruję się tym, jak mnie inni ocenią - wybieram to, co jest dobre dla mnie i mojego dziecka. I spełnienie tego uważam za ważniejsze. Jestem przeciwna konkursom na matkę-prymuskę, gdy celem jest zyskanie podziwu czy zazdrości. Czy widzicie, że kiedy zaczyna działać presja otoczenia, matki się gubią? Iść za tym, co zyska akceptację lub uznanie, czy za tym, co dyktuje rozum? Rywalizując lub bojąc się opinii innych łatwo można zejść na manowce. Patrzcie: nawet gdy małolat bardzo nie będzie chciał, lękowa matka-prymuska jednak wbije go w kostium wilka. Bo inaczej JAK ONA BĘDZIE WYGLĄDAĆ? Że się nie postarała, że jej się nie chciało, że zapomniała.
    ...
    Dzieci są takie same czy dzieci są różne? A ich potrzeby, czy są jednakowe? Wszystkie dzieci i wszystkie matki na jedno kopyto. Każda mamusia z pazurkami i 25 wilków na sali. Przydeptanie indywidualizmu i własnych preferencji. Czy dostrzegacie, że uznanie pazurków i wilka za najlepszą opcję automatycznie każdemu innemu rozwiązaniu nadaje piętno gorszości? A nikt nie chce być gorszy. Tak działa pułapka konkursu o doskonałość. Dlatego staję murem za każdą matką od niego niezależną, która za priorytet ma potrzeby dziecka i swoje oraz rozsądek w ich spełnianiu. Wie - lub je zapyta - czego ono potrzebuje. Rekwizyt czy przebranie. Coś konkretnego według własnego upodobania czy to, co ma większość, jeśli dziecko nie lubi odstawać od innych. Jedno lubi mieć coś swojego, inne coś najlepszego, jeszcze inne chce się wyróżnić czymś oryginalnym. Najtrudniej jest tym rodzicom i dzieciom, które wolą być w większości (bo czasem nie przewidzą, co wybierze większość). I tym, co chcą mieć wyjątkowe lub hit (bo często ktoś ma lepsze). Osobiście bardzo bym chciała, by moje dzieci były zadowolone ze swych wyborów niezależnie od tego, co mają inni.
    ...
    Czy dzieci mają mieć bez wyjątków zapewnione to czego chcą lub potrzebują? Zwycięska matka-prymuska z konkursu wszystko swemu dziecku zapewni. I zawsze prima sort. Ale czy ono będzie umiało w przyszłości to powtórzyć? Być tak samo perfekcyjne i niezawodne? Czy widzicie, że ona zawyża mu poprzeczkę? Ucząc, że w grę wchodzi wyłącznie naj naj naj?... Moim zdaniem rozsądna matka mówi dziecku, że nie każdą jego potrzebę spełni. I dlaczego. Uzgadnia z nim, czy full-wypas-kostium będzie teraz czy przy następnej okazji. Uczy też dziecko radzić sobie z potrzebą niezaspokojoną. To jest sztuka nad sztukami i bardzo ważna dla dziecka umiejętność: czegoś nie mieć, ale z tego powodu nie cierpieć. Życie to nie tort. Nasze dzieci nie dostaną w dorosłości wszystkiego, co by chciały. Niech się umieją cieszyć tym, co osiągają, bez frustracji, gdy nie jest super-hiper-ach.
    ...
    Żadna z nas nie chce dla swego dziecka gorszości, rozczarowania czy wyobcowania. Wszystkie mamy wpadki. Nikt nie przeskoczy wszystkich poprzeczek; nikt nie jest doskonały. Jeśli mam wpadkę, rozważam, czy moje dziecko sobie z tą sytuacją poradzi. Czasem pomagam mu nieboleśnie to znieść, czasem wpadkę naprawiam. Na zakończenie: jestem córką jednej z pokazowych matek-prymusek. Podziwia się je za to, co widać. Nie wiedząc, czy tak samo mają pod spodem. Takie są tu. Ale jakie w czterech ścianach. Tak mają teraz. Ale jak będą mieć później. Co widać: rzeczywistość, czy pozory? Dajmy sobie luz, prawo do własnych decyzji, błędów i wpadek - nie wszystko złoto co się świeci;)
    ...
    Zimno, przepraszam za objętość. Nie jest to pięć zdań, bo temat spory - zależy mi na dyskusji i mam nadzieję, że będziesz chciała pociągnąć te kwestie w następnych notkach.

    Pozdrawiam - sameriane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele w tym gorącym wątku fajnych perspektyw, ale Ty, Sameriane, trafiłaś w samo sedno tą lękową matką prymuską. Głosuję na Twój komentarz całą sobą. To dla mnie kwintesencja problemu, a przysłowiowy kostium wilka to, za przeproszeniem, wierzchołek wilka lodowego. W naszym kraju ta sama lękowa matka-prymuska nie zrezygnuje przecież z lekcji religii dla dzieci, choćby była niewierząca od 9 roku życia (bo jak by to wyglądało, kiedy wszystkie dzieci chodzą. idą do komunii, a potem taki problem przy ślubie). Które pokolenie matek już z tego nie rezygnuje? Lękowa matka-prymuska nie pozwala na żadne odstępstwo od normy społecznej, bo czymże innym jest matka prymuska, jeżeli nie wcieloną Normą Społeczną, pod linijkę z poleceniem służbowym, prymus adaptacji do zaleceń otoczenia, kameleon zawsze na czas, bo dzięki temu bezpiecznie nieodróżnialny od otoczenia. Fenomenalną przygodę miała moja przyjaciółka - pisarka książek dla dzieci, podczas warsztatów z dziećmi w jednej z podstawówek. Poprosiła dzieci z III klasy o narysowanie tego, co im skojarzy ze sceną z książki, którą im przeczyta. Niewesołą wcale. Klasa narysowała dużo ślicznych i kolorowych rysunków, tylko jeden chłopiec narysował rozemocjonowany czarny rysunek. Nauczycielce zadrgały szczęki, poprosiła pisarkę, aby poszła troszkę odpocząć i wróciła za parę minut. Kiedy moja przyjaciółka ponownie zjawiła się w sali, chłopiec podszedł i ponuro wręczył jej rysunek z kolorowymi kwiatami. Dodając jednak niegłośno: - „Ja tak wcale nie chciałem narysować, ale Pani mi kazała.“ Więc ja chciałabym tylko tyle - żeby nasze dzieci umiały i chciały rysować szczere rysunki. Żeby oklaskiwały tylko to, co im się podoba. Żeby były dobre i mówiły przepraszam dlatego, że rozumieją, że coś nabroiły i zrobiły komuś przykrość. Żeby ubierały taki kostium, w którym się dobrze poczują. I żeby przytuliły mamę, która zapomniała kostiumu i żeby wymyślały najważniejszy kostium same i robiły go z tą osobą z rodziny, która ma czas i ochotę i żeby były z tego powodu szczęśliwe i żeby lubiły to, co same i z rodziną potrafią zdziałać, i żeby same dbały o to, żeby go przynieść. I żeby mnie kłuło w łopatce tylko od sprzeniewierzenia się sobie. Więc Sameriane - ogromnie podoba mi się, jak piszesz: "Czy dzieci mają mieć bez wyjątków zapewnione to czego chcą lub potrzebują? Zwycięska matka-prymuska z konkursu wszystko swemu dziecku zapewni. I zawsze prima sort. Ale czy ono będzie umiało w przyszłości to powtórzyć? Być tak samo perfekcyjne i niezawodne? Czy widzicie, że ona zawyża mu poprzeczkę? Ucząc, że w grę wchodzi wyłącznie naj naj naj?... Moim zdaniem rozsądna matka mówi dziecku, że nie każdą jego potrzebę spełni. I dlaczego. Uzgadnia z nim, czy full-wypas-kostium będzie teraz czy przy następnej okazji. Uczy też dziecko radzić sobie z potrzebą niezaspokojoną. To jest sztuka nad sztukami i bardzo ważna dla dziecka umiejętność: czegoś nie mieć, ale z tego powodu nie cierpieć. Życie to nie tort. Nasze dzieci nie dostaną w dorosłości wszystkiego, co by chciały. Niech się umieją cieszyć tym, co osiągają, bez frustracji, gdy nie jest super-hiper-ach." Tak właśnie. Świetnie napisałaś. Moje dzieci z definicji są skonfliktowane z zamówieniem społecznym. Ja jestem społecznie matką wyjątkowo niewygodną dla placówek edukacyjnych jako niewierząca wegetarianka w związku partnerskim :-). Więc wyobraź sobie, jak wielu spraw, postaw, otwartości i poczucia wartości własnej muszę uczyć moje dzieci w tak jednowariantowym świecie lokalnym. Gdybym chciała być matką prymuską – nie bylabym sobą. Znakomity tekst, Sameriane. Strzał w dziesiątkę.

      Usuń
    2. Katachreza, dzięki:)) też Ci pokadzę - pięknie napisałaś, czego Ty byś chciała, podpisuję się:) Zastanawiałam się jeszcze nad swoimi intencjami przy pisaniu mojego komentarza. Bardzo bym chciała, byśmy my wszystkie matki-perfekcjonistki osiągnęły większą niezależność od otoczenia i umiały ją przekazać dzieciom, inaczej będzie nam wszystkim żyło się gorzej. W przedszkolu Silnego zostały chyba zbyt wyśrubowane przez matki standardy - przez te matki lękliwe, które tylko po spełnieniu najwyższych wymagań mogą czuć się bezpiecznie ze swoimi emocjami. Opisana scena mocno mnie poruszyła. Odbieram Zimno jako matkę zdroworozsądkową, więc dlaczego ona nie może spokojnie robić tego, co uważa, tylko musi ją kłuć pod łopatką? Nie wiem, jak z Silnym, jak to odczuł - ale na miejscu przedszkolanek zrobiłabym z lalki Erny atut wśród tej całej gromady przebierańców. Trzeba trochę wzmocnić indywidualizm i swobodę działania, inaczej zginiemy marnie, jak to Katachrezo napisałaś: wszyscy "pod linijkę". Ps. Historia z rysunkiem porażająca... pozdrawiam, sameriane

      Usuń
  40. Co do zasady jestem matką pomiędzy. Pomiędzy prymuską a wpadką, zazwyczaj oscyluję w okolicy tej drugiej. Aczkolwiek popełniłam ostatnio czyn na miarę prymuski. W przedszkolu Fila wisiało ogłoszenie, tuż przed drzwiami do sali, że za dwa tygodnie jest konkurs na zimową fotkę. Akurat za oknem była wiosna i uprzedziłam Fila, że raczej nie uda nam się nic do tego czasu wygenerować, bo drugiego ważnego elementu fotografii, oprócz Fila rzecz jasna, jest śnieg, którego brak. Po czym wróciła zima, we wtorek pstryknęłam Fila z bałwankiem, w środę odebrałam ją z punktu foto, w piątek trafiła do przedszkola. Po tygodniu ogłoszono wyniki, wszystkie konkurs był na całe przedszkole) dzieci dostały nagrody, bo wszystkie zdjęcia były piękne, a zdjęć było mało. Fil za to od koleżanek i kolegów z grupy usłyszał słowa zazdrości, bo jako jedyny wziął udział i tylko on dostał nagrodę. Zrobiło mu się bardzo przykro. Skończyło się na rozmowie edukacyjnej przeprowadzonej przez panią, żeby wytłumaczyć dzieciom, że tak nie wolno, każdy mógł przynieść zdjęcie...a tylko jedna mamusia-prymuska pamiętała...PS. od piątku dzielę swój czas na rodzinę i Twoją, Zimno, niepowieść. Przy Tobie wypadam, zasadniczo, na matkę-wpadkę (wyjątek potwierdza regułę...)

    OdpowiedzUsuń
  41. Poza konkursem - męski punkt widzenia
    Dezyderata

    Krocz spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy.
    O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie bądź w dobrych stosunkach ze wszystkimi.
    Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet głupców i ignorantów, oni też mają swoja opowieść.
    Unikaj głośnych i napastliwych - są udręką ducha.
    Porównując się z innymi możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od Ciebie.

    Niech twoje osiągnięcia i plany będą dla Ciebie źródłem radości.
    Wykonuj swą pracę z sercem - jakakolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz w zmiennych kolejach losu.
    Bądź ostrożny w interesach, na świecie bowiem pełno oszustwa. Niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu.

    Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia.
    Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie co Ci lata niosą z wdziękiem wyrzekając się przymiotów młodości.

    Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu.
    Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
    Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.
    Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.
    I czy to jest dla ciebie jasne, czy nie - wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.

    Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On ci się wydaje, czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.
    Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
    Bądź uważny. Dąż do szczęścia.

    Max Ehrmann ok. 1927 r. - kiepski poeta amerykański

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sic! Czasem tak bywa, że najlepszymi matkami są ojcowie. Serio, serio

      Usuń
  42. Sprawiłam sobie e-booka Projektu Matka którego słucham jeżdżąc samochodem, i przyznać muszę że jest to wielka przyjemność :) A wykonanie Dereszowskiej bardzo udane. Gratuluję :)

    Asia (matka-po stokroć-wpadka)

    OdpowiedzUsuń