Nie mam pojęcia – szczerze – o czym by
można pisać na blogasiu w obecnych
czasach, obecne czasy nie sprzyjają
beztroskim rozważaniom, zwinęłabym się z chęcią w kłębek i obudziła gdzieś
indziej, w idyllicznym dziesięć albo sześć lat temu, sama nie wiem. Każde ja!ja!ja!
mi się wydaje bezmyślnym nadużyciem. Jakie banalne jest moje doświadczenie. Co wieczór
kładę dzieci do ciepłych łóżek (same się kładą …), co rano śniadanie i tak
dalej. Wyprane skarpetki. Na obiad panierowany kotlecik, Wróżka Zębuszka
wymienia nocą jedynkę na wcześniej zamówiony prezent.
Nie myśleć i nie patrzeć poza własny
horyzont. Nie widzieć.
Zawinąć się w embrion i się obudzić gdzieś
indziej.
Ale uderza mnie, mimo wszystko, mimo
uszczelnionego pancerza, kiedy relacje z dworca Keleti sąsiadują na
internetowym portalu ze zdjęciami przebotoksowanych celebrytek. I kiedy foty utopionego
chłopca się wyświetlają obok gola Lewandowskiego. W takiej kakofonii tym
bardziej nie mam nic do powiedzenia.
Nic.
----------------------------------------------------------------
Nielaty wróciły do Hogwartu (uff …) i –
wiem, więc się wypowiem – żadne z nas nie jest już przeciw reformie szkolnej,
kto by pomyślał. Wałkuję temat na skórze rodzonych dzieci siódmy rok (szkolny),
od czasu zerówki Nowego Człowieka i oto A.D. 2015 jesteśmy w przerażającym
punkcie, w którym to dziewięcioletnia Erna zaczyna tzw. drugi etap edukacji, a
sześcioletni Silny pierwszą klasę, nie wspominając o Nowym Człowieku. Właśnie
kończy podstawówkę, nie wierzę.
Wesoła kompania jest na razie pełna
optymizmu, trzymam kciuki, żeby starczyło tego do czerwca.
Wiem, więc się wypowiem – irytują mnie nagle
przebudzeni ratownicy maluchów, całe to okołowyborcze wzmożenie. I że tak słabo
brzmi głos rozsądku, że w sumie nie tyle idzie o mityczną figurę nieszczęsnego sześciolatka
z tornistrem (bo sześciolatek z tornistrem się może prezentować świetnie), ile
o skrócenie edukacji o jeden rok i to niestety w nauczaniu wczesnoszkolnym.
Tak, też ubolewam. Ale jednocześnie nie mogę nie widzieć, że sześciolatek w
pierwszej klasie, taki sześciolatek, który ma za sobą szkolną zerówkę nie kuli
się z lękiem pod ścianą, kiedy napiera na niego kłusująca ciżba siedmio- i
dziesięciolatków. Sześciolatek impregnowany szkolną zerówką idzie korytarzem we
wcześniej obraną stronę i się niczemu nie dziwi. Odkłada plecak. Zmienia buty,
zamyka szafkę. W świetlicy znika bez pożegnania, bo zlokalizował kolegów.
Nosi w piórniku równo ułożone kredki, a
żaden z jego zeszytów nie jest wymięty.
Żałuję, że rocznikom młodszym od 2009 nie
będzie dane zaznać szkolnej zerówki. Reforma zrobiła tym dzieciom potężne kuku,
nas to już – szczęśliwie – nie dotyczy. Mówiłam – fundament samozadowolenia to
nie patrzeć poza własny horyzont.
----------------------------------------------------------------
A własny horyzont to też – jak co roku – radosne
uha uha z okazji pierwszego września i niech żyje porządek oraz dyscyplina, pobudka, śniadanie, wymarsz. Tak jak inni
w sylwestra, ja składam sobie wrześniowe obietnice, że nareszcie to i owo, bo
nielaty zaparkowane w placówce edukacyjnej.
Mam wielkie plany, kiedy się nie zwijam w
kłębek i nie myślę o teleportacji do sześć lat temu.