sobota, 4 października 2014

2.255 [O niczym]


Przede wszystkim pozdrawiam dzisiaj nobliwego pana w statecznym wieku i w oplu corsie, z żoną na siedzeniu pasażera (albo z konkubiną), który mi przemknął po pedicure na pasach. Zaparkował bolida wzdłuż chodnika, a kiedy człapałam zebrą z zakupami – odpalił. I mi śmignął tuż przed nosem, kiedy przekraczałam linię oddzielającą pas ruchu „w tę” od pasa „w tamtą”. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, miał minę „zjeżdżaj, babo! to mój gościniec!”.
Właściciel przestrzeni.
Pamiętam, że jeszcze całkiem niedawno starsze nielaty cierpiały na chroniczny lęk przed moją śmiercią na pasach, z zakupami w siatkach. I kiedy zostawali w samochodzie pod sklepem, a ja gnałam po jabłka, pomidory, po kawał drobiowego truchła albo po parę rajstop czy skarpet, wpadali w histerię i wyli, że są pewni, że następnym razem, kiedy mnie zobaczą, będę leżała rozmazana na jezdni (a jabłka, pomidory albo mandarynki się potoczą z rozdartych toreb do odpływu studzienki kanalizacyjnej). Hardcore.
Ech, ludzie, kurczeblade, uważajcie jak jeździcie …

Słoneczną sobotę roztrwoniliśmy na zakupy spożywcze na cały tydzień i łatanie dziecięcych zasobów garderobianych na jesień. Brr.
Na trasie między jednym spożywczakiem a kolejnym Ojciec dzieciom wydał wątłe westchnienie, że jak to w istocie możliwe, że znowu tędy idziemy, skoro tydzień temu wszystko kupiliśmy, co trzeba do jedzenia.
Też się dziwię.

A teraz lubię, że nielaty śpią, a za ścianą cicho szumi pralka.
Pralka pierze brudy przy moim minimalnym – nomen omen – wkładzie i mi odhacza w harmonogramie wieczoru punkt „roboty domowe”, zaliczyłam ich dzisiaj zresztą bez liku.
I bez poczucia uniwersalnego spełnienia.

Bo kiedy Silny wyje między sklepowymi regałami mamakupmi!!! (jajko z niespodzianką!, samochodzik!, batonika!), a ja próbuję w panice zrekapitulować listę zakupów (makaron! mydło! mleko!) albo kiedy wrzucam trzeci pełny wkład do pralki z rzędu, kotlety złowieszczo skwierczą na patelni, a ryż kipi, wtedy nie czuję dumy.
Raczej słabość we wszystkich członkach.

Tak, przebiegłam chybcikiem przez niektóre blogi moich sąsiadek na Mamadu.

To poniekąd odgrzewanie starych placków, bo Karolina Malinowska podzieliła się z Vivą swoim oglądem macierzyństwa miesiąc temu, a Małgorzata Terlikowska ją wypunktowała niewiele później. Teraz do krytyczek dołączyła Izabella Ł-P.

Więc w tej chwili ja, zza mojej pralki, zza tej siaty, którą przeniosłam dziś przez pasy i się nie dałam zmiażdżyć samochodowi małolitrażowemu, zza sześciu kupionych rano kartonów mleka westchnę, że byłoby miło, gdybyśmy sobie nawzajem pozwoliły mieć własny ogląd macierzyństwa, niechże każda swój. Wsparcie się nie sprowadza do głoszenia rekolekcji.

Ja, dajmy na to, miewam czasami przerąbane i odsyłam małolaty w myślach do okna życia (po czym bardzo się tej myśli wstydzę), a czasami lewituję nad nimi w zachwycie. Przez większość czasu staram się natomiast zachować równowagę w ocenie aktualnego etapu własnej bio, acz nie pucuję wtedy aureolki miękką ścierką.
Gdzieś zgubiłam moją aureolę. I poczucie macierzyńskiego samozadowolenia.
Prawdopodobnie dlatego, że do prawdziwego oświecenia brakuje mi kilkorga nieletnich.
Aboco.




Tymczasem lecę, pralka wzywa.





8 komentarzy:

  1. I to jest właśnie jeden z powodów, dla których coraz mniej bywam na zaprzyjaźnionym bardzo oświeconym forum parentingowym ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Taka Niezaradna: no ja właściwie też już się z nikim nie wdaję z dyskusję tego rdzaju ...

      Usuń
  2. a, tak. okno życia pojawia się czasem w moich werbalizowanych żalach. tudzież ciocia ola z zatrważającej placówki (opiekuńczo - wychowawczej- nota bene przyznają w niej 400 zł na ubrania dziecka na rok). też mi potem wstyd i niuniam i głaskuję. cóż
    każdy ma granicę wytrzymałości, a czasem argumentów brak. no bo co? u mnie zagłodzić się nie da:0000000000000
    pozdrawiam jak zawsze gorąco i serdecznie w ten piękny dzień.
    łolka

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze się czyta, teksty w większości "moje". Zapraszam też do mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uhm, "okno życia" to całkiem lajtowy kierunek przy tym, do którego odsyłam w myślach swoje nielaty w kryzysie ;-)
    Zimno, podnosisz na duchu!

    OdpowiedzUsuń