Przede wszystkim pozdrawiam dzisiaj nobliwego
pana w statecznym wieku i w oplu corsie, z żoną na siedzeniu pasażera (albo z
konkubiną), który mi przemknął po pedicure na pasach. Zaparkował bolida wzdłuż
chodnika, a kiedy człapałam zebrą z zakupami – odpalił. I mi śmignął tuż przed
nosem, kiedy przekraczałam linię oddzielającą pas ruchu „w tę” od pasa „w tamtą”.
Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, miał minę „zjeżdżaj, babo! to mój gościniec!”.
Właściciel przestrzeni.
Pamiętam, że jeszcze całkiem niedawno starsze
nielaty cierpiały na chroniczny lęk przed moją śmiercią na pasach, z zakupami w siatkach. I kiedy zostawali w samochodzie pod sklepem, a ja gnałam po jabłka,
pomidory, po kawał drobiowego truchła albo po parę rajstop czy skarpet,
wpadali w histerię i wyli, że są pewni, że następnym razem, kiedy mnie zobaczą,
będę leżała rozmazana na jezdni (a jabłka, pomidory albo mandarynki się potoczą
z rozdartych toreb do odpływu studzienki kanalizacyjnej). Hardcore.
Ech, ludzie, kurczeblade, uważajcie jak
jeździcie …
Słoneczną sobotę roztrwoniliśmy na zakupy
spożywcze na cały tydzień i łatanie dziecięcych zasobów garderobianych na
jesień. Brr.
Na trasie między jednym spożywczakiem a
kolejnym Ojciec dzieciom wydał wątłe westchnienie, że jak to w istocie możliwe,
że znowu tędy idziemy, skoro tydzień temu wszystko kupiliśmy, co trzeba do
jedzenia.
Też się dziwię.
A teraz lubię, że nielaty śpią, a za
ścianą cicho szumi pralka.
Pralka pierze brudy przy moim minimalnym –
nomen omen – wkładzie i mi odhacza w harmonogramie wieczoru punkt „roboty
domowe”, zaliczyłam ich dzisiaj zresztą bez liku.
I bez poczucia uniwersalnego spełnienia.
Bo kiedy Silny wyje między sklepowymi
regałami mamakupmi!!! (jajko z
niespodzianką!, samochodzik!, batonika!), a ja próbuję w panice zrekapitulować
listę zakupów (makaron! mydło! mleko!) albo kiedy wrzucam trzeci pełny wkład do
pralki z rzędu, kotlety złowieszczo skwierczą na patelni, a ryż kipi, wtedy nie
czuję dumy.
Raczej słabość we wszystkich członkach.
Tak, przebiegłam chybcikiem przez niektóre
blogi moich sąsiadek na Mamadu.
To poniekąd odgrzewanie starych placków, bo
Karolina Malinowska podzieliła się z Vivą swoim oglądem macierzyństwa miesiąc
temu, a Małgorzata Terlikowska ją wypunktowała niewiele później. Teraz do
krytyczek dołączyła Izabella Ł-P.
Więc w tej chwili ja, zza mojej pralki,
zza tej siaty, którą przeniosłam dziś przez pasy i się nie dałam zmiażdżyć
samochodowi małolitrażowemu, zza sześciu kupionych rano kartonów mleka westchnę,
że byłoby miło, gdybyśmy sobie nawzajem pozwoliły mieć własny ogląd
macierzyństwa, niechże każda swój. Wsparcie się nie sprowadza do głoszenia rekolekcji.
Ja, dajmy na to, miewam czasami przerąbane
i odsyłam małolaty w myślach do okna życia (po czym bardzo się tej myśli
wstydzę), a czasami lewituję nad nimi w zachwycie. Przez większość czasu staram
się natomiast zachować równowagę w ocenie aktualnego etapu własnej bio, acz nie
pucuję wtedy aureolki miękką ścierką.
Gdzieś zgubiłam moją aureolę. I poczucie macierzyńskiego
samozadowolenia.
Prawdopodobnie dlatego, że do prawdziwego oświecenia
brakuje mi kilkorga nieletnich.
Aboco.
Aboco.
Tymczasem lecę, pralka wzywa.
I to jest właśnie jeden z powodów, dla których coraz mniej bywam na zaprzyjaźnionym bardzo oświeconym forum parentingowym ;).
OdpowiedzUsuń=> Taka Niezaradna: no ja właściwie też już się z nikim nie wdaję z dyskusję tego rdzaju ...
Usuńa, tak. okno życia pojawia się czasem w moich werbalizowanych żalach. tudzież ciocia ola z zatrważającej placówki (opiekuńczo - wychowawczej- nota bene przyznają w niej 400 zł na ubrania dziecka na rok). też mi potem wstyd i niuniam i głaskuję. cóż
OdpowiedzUsuńkażdy ma granicę wytrzymałości, a czasem argumentów brak. no bo co? u mnie zagłodzić się nie da:0000000000000
pozdrawiam jak zawsze gorąco i serdecznie w ten piękny dzień.
łolka
=> łolka: Ty też o oknie życia?
Usuńuff ...
;))))))))))))))))))))))
Jak to o niczym. O ocaleniu życia to.
OdpowiedzUsuń=> y.: no tak ;)
UsuńDobrze się czyta, teksty w większości "moje". Zapraszam też do mnie:)
OdpowiedzUsuńUhm, "okno życia" to całkiem lajtowy kierunek przy tym, do którego odsyłam w myślach swoje nielaty w kryzysie ;-)
OdpowiedzUsuńZimno, podnosisz na duchu!