wtorek, 17 lipca 2012

2.083

Siedzimy w cieniu. Wokół sporo tubylców – półobnażonych, bo ciepło.
- Ale pani sobie strzeliła tatuażyk! – Erna ciska komentarzem na tyle głośnym i opatruje go tak wzburzoną pantomimiką, że gdybym nie miała pewności oscylującej wokół 100%, że do zainteresowanej nie dociera przekaz Erny, spaliłabym raka i wręcz przeprosiła. W jakimś dowolnym [body] lengłydż.
- A po co – dopytuje Erna. – pani ten tatuażyk? Mamo?
Mówię, że zapewne w celu poprawienia wyglądu i ogólnego upgrade’u.
- Nieee, - wymądrza się Erna. – ciało jest piękne, kiedy jest gładkie, a nie kiedy ma rrrysunki, prrrawda?

Erno, spisuję to, odnotowuję każde Twoje słowo, wiernie. Lipiec 2012. I wygrzebię ten kawałek za 10 lat, daję słowo, z otchłani internetu, kiedy mnie będziesz naciągać na piercing albo na tunel w małżowinie.



Tymczasem podróżowanie w gromadzie przybiera czasem zgoła nieoczekiwany przebieg, bo oto pniemy się wąską, kamienną ulicą średniowiecznej metropolii, wspinamy się powoli w stojącym powietrzu, Erna chce pić, chce lodów, Silny zbiega po wyślizganym bruku zamiast po nim wbiegać, uporczywie myli kierunek, hi hi, hi hi, ale śmiesznie się oddalać zamiast się zbliżać do celu, Silny nie reaguje na dyscyplinujące prośby i zalecenia, wreszcie się potyka i z impetem upada na ostrą krawędź chodnika, Ernę tym bardziej nęka właśnie pragnienie, Silny wyje, Nowy Człowiek rzuca cierpką uwagę na temat sprawności fizycznej małych, nieporadnych chłopczyków, Erna kona z pragnienia, z kolan Silnego sączy się krew, co eskaluje histerię, Erna:
- PIĆ!!!
Nowy Człowiek:
- BO WY ZAWSZE!
A poza tym obiecaliśmy mu pamiątkę i dlaczego nadal jej nie ma.
I wtedy zaczepia mnie uśmiech obleczony w dziewczynę ;)
[nie mogłam się powstrzymać przed tą szczyptą harlequina, ale moja interlokutorka naprawdę była kwintesencją uśmiechu].

Pomyślałam, że być może szuka drogi [tak jak ja, mniej więcej] i oszacowałam w panice, że ubolewam, ale akurat niestety nie mam pojęcia w którym punkcie w stosunku do jakiegokolwiek punktu oznaczonego na mapie się znajdujemy. Ona tymczasem przeprosiła, że mnie zaczepia w tak nieodpowiedniej chwili.
Agnieszko, pozdrowienia!
[chociaż nie mam pewności, że masz na imię Agnieszka, bo łypałam na Twój identyfikator przez nie więcej niż ułamki sekund].
Agnieszka nie szukała drogi, znała ją lepiej ode mnie, dla Agnieszki byliśmy ożywionym blogiem, wyjąco-rozpaczającą ilustracją zimna-zimna-zimna 4D i dlatego do nas podeszła.
To mi się rzadko zdarza, właściwie prawie nigdy. To zabawne, bo Agnieszka nas znała ze zdjęć i z blogowych dykteryjek, a ja nic nie wiedziałam o Agnieszce. I nagle też się poczułam poniekąd ilustracją własnego bloga w skwarnym zaułku czternastowiecznego miasta gdzieś daleko, frapujące, doprawdy, doświadczenie, ucieleśnić przez kilka minut narratorkę – do licha! – własnej, kulawej opowieści, jako żywo harlequin.


Agnieszko, powodzenia we wszystkim, o czym mi mówiłaś!










A punkt stykania się analogowych realiów z rzeczywistością internetu jest jednak dziwnym miejscem.



31 komentarzy:

  1. mile, ze Ktos poznal Was ze zdjecia i z bloga :)
    lubie kiedy internet styka sie z realem.
    mam, jak dotad, bardzo pozytywne doswiadczenia.

    celnosc uwag Erny mnie zachwyca. niestety ten rozsadek mija z wiekiem.

    bywa czasem, ze JESTEM PRZEKONANA, iz uwaga mej pociechy nie dotarla do obmawianego, gdy nagle podmiot zagaja plynna polszczyzna: jakie ma pani sliczne dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => ingrid: ja też lubię te styki, chociaż w większości przypadków jest tak, że się po prostu umawiam na spotkanie z kimś znanym przez bloga, przypadkowe rozpoznania na ulicy raczej mi się nie zdarzają.


      a Erna oczywiście za 10, no - za 12 lat strzeli sobie coś spektakularnego na ciele, jestem pewna.


      (w kwestii języka - błagam, nie wpędzaj mnie w spóźnione poczucie winy .... ;))))))) )

      Usuń
  2. => zimno: wpedzanie w poczucie winy nie jest mym celem, bynajmniej. na tle jezykowym sama mam wiele aktualnych problemow(Starszy czesto nie rozumie mojego angielskiego - poznaje to po wyrazie jego twarzy: nieprzenikniona maska + lekkie oszolomienie w oczach; Mlodszy zaczal do mnie mowic paskudna mieszanka polsko-angielska: dajmy sids tym berdis, lubie mit na tym bred)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => ingrid: Twój syn brzmi rozczulająco (moi NIESTETY nigdy nie mieszają, są po uszy zanurzeni w polskiej rzeczywistości językowej, język ojcowski jest na marginesach ich świadomości), ale mogę sobie wyobrazić, że dla Ciebie jest to nie wyłącznie rozczulające ...

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też lubię te styki, bo się jednak zdarzają choć niekoniecznie na ulicy miasta ;-)))
    Jak zwykle z pozdrowieniami serdecznymi!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => becia: to pod Frygą liczy się za pół szoku, nie sądzisz? w końcu podglądałyśmy się wcześniej nawzajem :))))))))))))

      Usuń
    2. Zaiste, w takich okolicznościach mieszkania po tej samej stronie rzeki, jesteśmy skazane na takie spotkania, Frygi i inne Empiki :-))) do następnego miłego zobaczenia!

      Usuń
    3. => becia: optuję za intencjonalnym

      Usuń
  6. Zimno, Zimno, musze sie do czegos przyznac. jesienia, rok temu pewnie albo i dluzej wykulalam sie z Mlodszym z gabinetu lekarskiego i zobaczylam jak grzecznie siedzisz w poczekalni. z Erna i Nowym Czlowiekiem. pomyslalam, zagadam, przywitam sie, usmiechne albo choc porozumiewawczo, nie wiem puszcze oko. ale zaraz potem zganilam siebie sama. a potem zaglubany i rozgoraczkowany Mlodszy przyklepal moja mysl, ze absurdalnie byloby z chorym dzieckiem witac sie w srodku wirusow. choc wroc, pewnie wtedy wszyscy byli zdrowi tylko jak zawsze Mlodszy nie :)
    a wczesniej mieszkajac w Twojej okolicy Maz widywal Ciebie w spozywczym, przychodzil do domu i mowil - widzialem Zimno :D w lewiatanie widzialem :)))
    mysle, ze takich jak my jest duzo. oj tam mysle, jestem pewna, ze jest nas wiecej :)

    uf, no to sie w koncu przyznalam :) pozdrawiam serdecznie i dygam grzecznie podczas mojego premierowego komentarza tutaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => niu: hi hi :)))
      następnym razem zagaduj, proszę!

      (a ja składam śluby wykonywania starannego makijażu przed każdorazowym udaniem się do lewiatana, w końcu nie wiadomo kogo można tam spotkać ;))) )

      Usuń
  7. nie jestem pewna czy w pierwszym odruchu nie uciekłabym z wrzaskiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => ds: cóż, miałam ochotę się zapaść pod bruk, ale uśmiech Agnieszki był zniewalający :)

      Usuń
  8. Uwielbiam te 14-wieczne zaułki, niekoniecznie w porze upałów. A przez to zdjęcie mam ochotę spakować manele i wrócić tam, gdzie zostawiłam część serca... Który region Was gości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Maminka: fota jest ze Sieny, zdjęta pół sekundy przed spotkaniem realu z wirtualnością.

      Usuń
    2. Udanego smakowania włoskiej codzienności :)

      Usuń
  9. A potem Agnieszka, chcąc podzielić się swoją radością ze spotkania wielkiej blogerki, musi długo opowiadać realnym, że blog to takie miejsce, w które przychodzą mamuśki z piątkami z polskiego i opowiadają z namaszczeniem, że robią pranie, albo że Ernie chce się siku. I że właśnie osobiście spotkała wielkie zimno ze wszystkimi atrybutami - Ernie chciało się siku, a na zdjęciu wisiało pranie. I świat cały dziś jej zazdrości.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przypominam, ze to JA z racji wieku i starczego zgorzknienia mam prawo do publikowania zjadliwych komentarzy ociekających żółcią. I gdzie ja biedny się teraz wyładuję ??. Anonimowy - nie masz jakiegoś bloga ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam, ale ja tam tylko o praniu zapodaję, nic o siku, więc nie wiem, czy twoja starość sprosta żółcią.

      Usuń
    2. Siku to w moim wieku temat drażliwy.... A wspominałem o zębach jadowych ?

      Usuń
    3. ten wątek zmierza w interesującym kierunku, Maryjanie.

      myślę, że w kolejnym ruchu możesz się spodziewać po anonimowej propozycji wymiany przepisów na najskuteczniejszą eko-und-bio-cykutę.

      Usuń
  12. ja nie mam bloga:)
    a Agnieszka pewnie właśnie opowiada.
    też bym opowiadała:)
    ZAZDROŚCISZ, Anonimowy????
    łolka

    OdpowiedzUsuń
  13. Zaczyna mnie uwierac "nie posiadanie" bloga. Adres blogowy i owszem posiadam, tylko dla wygody w logowaniu.
    Kilka lat temu, czytanie cudzych blogow bylo dodatkiem do porannej kawy, lub wieczornego drinka.
    Teraz. ..Teraz to jest mi glupio.
    Ja Ciebie znam . Wiem ile masz dzieci, wiem co myslisz w trudnych chwilach i wiem (tak troche) jak wygladasz...
    Ty o mnie wiesz niewiele. Czasem dorzuce komentarz do bloga, czasem do fb. Zwykle sie nie odzywam. Podgladam.
    Usciskalabym Cie, gdybysmy sie spotkaly. A Ty , Policje moglabys wezwac - obca Baba atakuje!
    Trudno byc "stalkersem"
    Trudniej byc "Ta Znana"...

    Pozdrowienia
    Monika G.

    OdpowiedzUsuń
  14. próbuje sobie wyobrazić ożywione postaci z moich ulubionych powieści ;-)

    OdpowiedzUsuń
  15. to gdzie ja skomentowałam??)
    hmmm, może na tamtym blogu? dziwne ...

    teatralna

    OdpowiedzUsuń
  16. Anonimie, wiem, że chciałeś źle, ale robisz mi dobrze, bo tym bardziej jestem zajarana, skoro nawet spływa na mnie rykoszetem trochę zawistnego antywielkoblogerkowego jadu. :P

    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń